piątek, 21 września 2012

Rozdział 5.

Zacznę od tego, że już straciłam rachubę ile mnie nie było, więc PRZEPRASZAM, ok ?

Pewnie niektórzy chcieliby jakieś wytłumaczenie, więc ... od początku roku szkolnego miałam szlaban za szlabanem, i to zawsze na laptopa. < irytacja > I nigdy na nic innego, więc z dodawaniem rozdziałów i z czytaniem Waszych dupa.
Czyli mówiąc krótko - pierdolony zajob, nawet wtedy, kiedy mogłam bez stresu zasiąść przed laptopem. ( aż w sobotę -,- )

I zgaduję, że tak będzie dalej, no, te szlabany, zajob ... więc POSTARAM SIĘ dodawać rozdziały w weekendy, a to co ominęło mnie teraz nadrobić dzisiaj, może juto.

Well... urządziłam sobie wagary, to trzeba korzystać, nie ? : )

Miłego czytania, pojeby. ;-*

~*~

Moją smaczną drzemkę na plecaku przerwał dzwonek oznajmiający chyba koniec lekcji chemii, którą najwyraźniej przespałam. Brawa dla mnie, bo nigdy wcześniej mi się to nie udało – nigdy wcześniej nie przespałam lekcji, a nie pozwalali mi na to nauczyciele, którzy dosłownie co lekcje wywoływali mnie do tablicy, mówiąc tym szorstkim, nauczycielskim tonem „Stevenson, do tablicy”. Zawsze w takich momentach z jednej strony miałam ochotę wziąć ten ich dziennik, albo jak ja to nazwałam „księga wyroczni” i najebać im po tych głupich pyskach, albo wszcząć awanturę „dlaczego uwzięli się akurat na mnie!?”. Kiedyś tak zrobiłam, co skończyło się wizytą na dywaniku – nie polecam.
Nigdy jednak nie otrzymałam pewnej odpowiedzi na moje pytanie, ale mimo to wiedziałam, że mnie nienawidzili. Ostatnio nawet wysnułam teorię dlaczego – miałam własne zdanie, zawsze i wszędzie, a moja strona w dzienniku z uwagami była zapełniona po brzegi.
Poza zachowaniem odstawałam też wyglądem od reszty uczniów, bo moja szkoła to w większości albo rozpieszczone dzieci bogatych rodziców, albo plastiki. Tych drugich nienawidziłam z całego serca – panny, które myślą, że są we wszystkim NAJ, a w rzeczywistości to zaprute i puste dziewuchy, którym do szczęścia jest potrzebna karta kredytowa jakiegoś ich sponsora. Ja od zawsze takimi gardziłam, i to szło w drugą stronę – ja byłam kimś w rodzaju hejtera plastików, a one hejtowały mnie, choćby dlatego, że nosiłam skórę, luźne koszulki z zespołami, które grają PRAWDZIWĄ muzykę i podarte jeansy.
Ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie ich zdanie o mnie. Krew mnie zalewała jedynie wtedy, gdy podchodziły grupką i czepiały się, że słucham innej muzyki niż one. Przyznaję – to był mój czuły punkt, bo … no nie oszukujmy się – poza muzyką nie miałam nic. Nawet na plecaku miałam wypisane  słowa piosenki, na której leżałam przez 45 minut bez ruchu, i pewnie miałam teraz ślad markera na ryju. Ach, to moje szczęście…
W końcu usiłowałam się podnieść i coś mi mówiło, że miałam teraz identyczny wyraz twarzy jak Axl dzisiaj rano chwilę po tym, jak wypierdolił mnie z sypialni. Przetarłam twarz, pewnie po drodze rozmazując jakąś część makijażu, i gdy gorzej niż żółwim krokiem wyszłam z sali na korytarz aż zakuło mnie w głowie. Nienawidziłam tego, a szczególnie na kacu, bo w tej szkole było po prostu za głośno.
Jednak hałas zadziałał na mnie jak zimny prysznic, bo dotarło do mnie kilka faktów dzisiejszego dnia, zaczynając od tego, że jest piątek, przez fakt, że powinnam zapierdalać na wf, i że nie posiadam odpowiedniego stroju na ten znienawidzony przeze mnie przedmiot… Ale co się  dziwić, że nie miałam stroju, a ja dźwigałam jedynie nadmiar książek z … bodajże środy, bo od tamtego dnia nie przepakowałam plecaka. Mądra ja. Był tydzień do końca roku i raczej już ocen nie stawiali, więc nie zniżą mi oceny o ten AŻ jeden stopień, co spowodowałoby, że nie zdałabym z wf, i mnie obleją. Nevermind.
Wzruszyłam ramionami i poczłapałam do szatni, gdzie zostałam „mile przywitana” przez plastiki.
- Te, Alice Cooper – odezwała się jakaś z nich, której imienia nawet nie pamiętałam, i uświadomiłam sobie, że chyba nigdy nie pojmę dlaczego nazywają Alice Cooper… - A ty się dzisiaj umyć zapomniałaś?
I tradycyjnie wszystkie zaczęły chichotać. Kolejne nevermind. Poczułam potrzebę, jaką czułam rano, gdy rano Axl wywalił mnie z sypialni. Kurwa, za dużo tym myślę. Tak, chciałam je spoliczkować trampkami.
Siadam na ławce w szatni i rozkoszuję się wizją z mej chorej mózgownicy, jaki dźwięk wydają wilgotne trampki odbijające się od pustej głowy plastika. Muzyka dla moich uszu, kurwa.
W pewnej chwili stała przede mną … jak jej tam, i oślepiła mnie neonowym różem na swoich paznokciach.
- Helooołuuu, Alice…
Zamknij się, pizdo. W takim razie postanowiłam ją uciszyć, więc przerwałam jej.
- E! – zamknęłam oczy i zasłoniłam dłonią jej twarz, jakby raziła w oczy, jak słońce, gdy w upalny dzień zostawi się w domu okulary przeciwsłoneczne. – Ty tak dużo nie myśl, bo ci się procesor przegrzeje.
Chyba ją zgasiłam … chyba, bo nie chciałam mówić hop. Mogłaby się na mnie rzucić z tymi paznokietkami, czy coś, a już i tak bywało, więc można by powiedzieć, że dzwonek,  który właśnie zadzwonił był dla mnie zbawieniem. Niechętnie zostawiłam w szatni swój plecak, wyszłam z tego obskurnego miejsca, i kierując się w stronę sali gimnastycznej czułam … coś. Z każdym krokiem czułam zapach whisky z moich trampek, a whisky = „wspomnienia” z hellhouse, a szczególnie ten ostatni obraz jakim był widok Duff’a i Slash’a lezących razem na tej małej kanapie. Chciałam się uśmiechnąć, ale nie zrobiłam tego. Z prostego powodu – żeby nie dawać plastikom kolejnego powodu, jaki mogły wykorzystać na docinki w moją stronę, i chociaż wiem, że bym się odgryzła 100 razy lepiej nie chciałam tego robić… A przynajmniej nie teraz, nie dzisiaj, bo kac mnie odmóżdża.
Na sali gimnastycznej moją pierwszą czynnością było „grzeczne” zameldowanie pani John, że dzisiaj pierdole i nie ćwiczę. No, ok, nie powiedziałam, że pierdole, ale dokładnie to miałam na myśli. Krótko mówiąc – ocenzurowałam to, a po czynności usiadłam gdzieś pod oknem. Myślałam, że przyjemnie chłodny wiaterek dobrze mi zrobi, więc rozsiadłam się wygodnie, przyjmując dosyć dziwną pozycję i zamknęłam oczy rozkoszując się każdym powiewem wiatru w tym dusznym i śmierdzącym pomieszczeniu. Tak, cała szkoła dla mnie śmierdziała, a sala od chemii i gimnastyczna były na podium tejże klasyfikacji.
Tego miejsca nie znosiłam jeszcze z jednego powodu – hałas, a dzisiaj przeszkadzał mi wyjątkowo bardzo, co chyba jest zrozumiałe, prawda? Tak więc nie było mi dane odpocząć. Kurwa.

~*~

Moje tortury (czyt. Wf) dobiegły końca, gdy po dzwonku nagle się ożywiłam, i jak wystrzelona z jebanej procy, szybkim krokiem ruszyłam do szatni po mój plecak. Tym swoim „marszem” wyprzedziłam wszystkich, czyli te 45 minut były dla mnie jak zastrzyk energii, mimo że cały czas przesiedziałam pod ścianą analizując tą ulotkę, którą znalazłam w kurtce i bawiąc się zapalniczką. Ciekawe zajęcia, nie? Tak, bardzo wciągające.
Gdy udało mi się przez tłum innych klas przedrzeć się do jebanej szatni , i tak szybko jak weszłam, tak szybko wyszłam z plecakiem. Po drodze na środek „labiryntu” szukałam czegoś co mogło się wydawać co najmniej obrzydliwe – zdawało mi się, że miałam w tym czarnym, rozpierdalającym się szajsie coś do picia … ze środy. Fuj. Ale co poradzę – pić chciało mi się jak cholera, i … znalazłam! W starej butelce po coli była jakaś herbata w połowie zmieszana z wódką, ale jak się spodziewałam było jej tam tyle, że starczyło mi na jeden, mały łyk. Kurwa. Opróżniłam butelkę krzywiąc się od kwaśnego smaku tego czegoś i wyrzuciłam ją do najbliższego kosza na śmieci.
Kwasiłam się tym gównem jeszcze przez chwile, jak kiedyś po mieszance wódki i jakiegoś taniego wina. Muszę przyznać, że dobre, ale kwaśne, chociaż w sumie, kiedy to piłam to było mi wszystko jedno. Tego dnia, a właściwie było już grubo po północy uciekłam z domu … wiadomych powodów , i jak to miałam w zwyczaju szłam gdzie mnie nogi poniosły. Tamtej nocy poniosły mnie na Sunset Strip, a właściwie byłam tam częstą bywalczynią, tylko po to, żeby się najebać z jakimiś wschodzącymi gwiazdkami rocka i zapomnieć o tym wszystkim.
To mi pomagało, i tak też było wtedy – miałam jakieś 16 może 15 lat, i siedziałam pod barem Rainbow z grupą punków, a jednemu z nich strzeliło do głowy, żeby zmieszać te dwa trunki, i oczywiście ja miałam być testerem. Jak przez mgłę pamiętam, że się śmiali z mojej reakcji, która zaczęła się od „no, nawet, nawet”, a skończyła się na „ja pierdole, coś ty odjebał?! Tylko zmarnowałeś wódę, cwelu!”. Tak, byłam milutka, i … dalej jestem, nie?
Wracałam do wspomnień, i znowu jak wystrzelona z jebanej procy szukałam sali, gdzie za jakieś 3 minuty miałam matmę. Schodziłam ze schodów piętro niżej, i wychodząc zza winkla na kogoś wpadłam. A to niespodzianka…
W chwili zderzenia obudziła się we mnie moja wredna strona, która jak rano stwierdziłam jeszcze nie wytrzeźwiała, więc jedyne co przyszło mi w tej chwili do głowy to nawrzeszczeć na tą osobę. Tak też zrobiłam.
- Gdzie ty kurwa masz oczy … - uderzyła we mnie najwyraźniej męska klatka piersiowa śmierdząca papierosami  i różnymi alkoholami, a gdy po chwili się otrząsnęłam, i gdy przestałam się drzeć podniosłam wzrok wyżej, a za nim poszła cała głowa , żeby dojrzeć twarz tej … blond żyrafy.  – Duffy!
Tak, ten Duff z hellhouse, którego w tej chwili poczułam potrzebę zmierzenia wzrokiem, i po chwili zrozumiałam, że to nie był za dobry pomysł, bo jego siatkowa bluzka… Ja pierdole.
- Jak cię tu wpuścili? – zapytałam. – Bo chyba nie za urok osobisty…?
Rozpromieniłam się, bo chyba jego włosy, które przypominały … jakieś dziwne, zakudłaczone niewiadomo co, wymusiły na mnie śmiech.
- No wiesz?! – chyba próbował udawać oburzonego … cóż, nie wychodziło mu to. – To ja ci tu nowiny przynoszę, co prawda zostałem do tego kurwa zmuszony pod groźbą … nie ważne czego, ale przychodzę tu, a ty mnie tak obrażasz?! – miałam nadzieje, że zakończył swój słowotok… Jeszcze czekała mnie mała dawka. – No nie spodziewałem się tego po tobie, Jenny.
Uff, skończył…
- Tylko mi tu nie strzelaj focha, i gadaj jaka nowina. – tłumiłam śmiech, a on skrzyżował ręce, i tylko mnie dobijał. I jeszcze ta jego pseudo poważna mina… Kurwa, zaraz wybuchnę.
- Najpierw mnie przeproś…
Westchnęłam, i przysięgam – walczyłam ze sobą, żeby wydukać jakieś ludzkie pseudo przeprosiny.
- Przepraszam cię, Duffy, za to co powiedziałam … To było wręcz karygodne – wyczuwacie sarkazm? – a teraz gadaj, co to za nowina?
- Tak lepiej – w końcu przybrał minę normalnego człowieka i kontynuował – Axl chciałby cię przeprosić za … wiesz, to co rano było…
W tej chwili miałam chyba minę w stylu „żartujesz, kurwa?!”, ale to nie był koniec nowin.
- Powiedział nam, że wywalił jakąś laskę z gościnnego, i że mu głupio, że gówno pamięta, a mu oczywiście musieliśmy temu chujowi wszystko przypominać, i bla, bla, kurwa, bla… - wypowiedź godna blondynki z dowcipów. - … a, no. I on zaprasza się na nasz dzisiejszy koncert o 21.00 do Roxy. Wiesz gdzie to jest?
- Kojarzę… - skłamałam, bo dokładnie wiedziałam, a bywałam tam nie raz.
Chyba na chwilę odpłynęłam wgapiając się w jego oczy, jak sroka w gnat, i za chuja nie mogłam rozpoznać ich koloru, bo niby to brązowe, niby ciemna zieleń, a jednak przykuwały uwagę, i kiedy tak patrzyłam … straciłam poczucie wszystkiego, bo odpłynęłam, i chyba przez chwilę zapomniałam, że stoję. Nie wspominając już o tym gdzie stoję i z kim rozmawiam, a właściwie kto do mnie mówi.
Chyba oprzytomniałam, bo on pomachał mi przed oczami świeżo zapalonym papierosem, i powiedział coś w stylu:
- Idziesz?
- Co … ? – potrząsnęłam głową. – Gdzie mam iść?
- No ej, nie mów, że nigdy nie zwiewałaś z budy! – jego udawany sarkazm podkreślił krzyżując ręce. – No dawaj!
- No wiesz… - przetarłam twarz, i chciałam złożyć jakieś sensowne zdanie, żeby mu jako-tako to wytłumaczyć. - …uciekałam, nie raz, Duffy, ale właśnie w tym problem.
- Co? O czym ty mi tu pierdolisz?
- O tym, że jak opuszczę jeszcze kilka godzin to mnie wypierdolą! – nie wiem czemu podniosłam ton. Może to ta moja nietrzeźwa strona… Nie wiem, ale Duff wydał się zmieszany.
- Czyli … nie idziesz? – teraz posmutniał.
- No… kurwa mać – jestem idiotką, bo ryzykuje dla niego wywalenie ze szkoły. Tak, waham się. – A jebać to! Co ma być to będzie! Spadamy.
- I to ja kurwa rozumiem, młoda! – powiedział głośniej i stał się jakby weselszy, a mnie aż zakuło w głowie. On chyba to zauważył, bo dodał: - Ach, no tak, kurwa, sorry.
Posłałam mu uśmiech w stylu sarkastycznego „dziękuje”, i chyba był to dobry wybór, bo blondas zaczął się śmiać. Ten to sobie zawsze znajdzie jakiś powód… Podał mi rękę, ale nie wiem dlaczego ja nie „skorzystałam”, i po prostu poszliśmy przed siebie w milczeniu, a gdy wyszliśmy z tej walącej się rudery (czyt. Szkoły) dotarła do mnie pewna … popierdolona kwestia.
- Ej – ustałam nagle – po kiego chuja kazałeś mi się zrywać ze szkoły, jak koncert jest o jebanej 21.00?!
- Ty się tak nie denerwuj, bo ci serducho rozpierdoli… - nawet na mnie nie spojrzał jak to mówił, i nawet się nie zatrzymał. Szedł przed siebie dumny jak jakiś pierdolony paw i gadał coś do siebie. – Nie przyszedłem tu na darmo, więc mi zaufaj, bo zamierzam cię gdzieś porwać.
- Porwać? Pojebało cię, McKagan!? – podbiegłam, by dotrzymać mu kroku i tak, dzisiaj za często podnosiłam głos.
Duff tylko westchną głęboko, i w dosyć irytujący sposób gestykulując, powiedział tonem jakbym miała się odpierdolić:
- Po prostu mi, kurwa, zaufaj…

10 komentarzy:

  1. wiem ile mego męża bd w rozdziale 6, ( chyba, że pozmieniasz ). więc O CO TUTAJ KURWA CHODZI ? JA SIĘ ŁASKAWIE I GRZECZNIE PYTAM NO !. Jak już pięknie stwierdziłam rozdział jest pojebany, aczkolwiek leje z niego, chociaż nie mam bladego pojęcia z czego tutaj mozna się smiac.

    Tak więc jakże zajebistym sposobem czekam na szósteczkę ^^. AVE, KURWA xD

    OdpowiedzUsuń
  2. a i jeszcze ...JESTEM PIERWSZA *.* :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się już dawno wpisałam do tej zakładki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już wcześniej czytałam twojego bloga, a ostatnio mi się historia w Firefoxie wykasowała i nie mogłam dojść do ciebie. Rozdzial cudny. Jestem cholernie ciekawa, jak się wszystko rozwinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koleżanka od GNR21 września, 2012

    LOOOOL . To ja taki komentarz - na przypale albo wcale: więc post cudowny, wiesz, który tekst wszystkich powala: Ach, no tak, kurwa, sorry. Tak - jest zajebiście śmieszny i każdy z tego ryje xd Czekam na następny post i masz mnie powiadomić, bo jak się sytuacja powtórzy, to z glana wjadę i będzie problem :33 Tak więc.. To tyle, dobranoc ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobre jest. Podoba mi się tok myślenia Jenny, chociaż za mało dialogów moja droga. Ale, i tak jest zajebiście. Rozdział za dużo nie wnosi, ale mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem co napisać. Calutki rozdział rozpierdolił mnie. Śmiałam się jak głupia xD. Podziwiam ją. Zasnęła na lekcji? Niezła jest. Podoba mi się jej tok myślenia. Dobra, dalej nie wiem co mam napisać. Nie mogę się doczekać następnego.

    Wpisywałam się do informowanych. :D

    OdpowiedzUsuń