piątek, 15 marca 2013

Rozdział 23.

Nie specjalnie miałam pomysł, co tu napisać, ale pech chciał, że musiałam coś wymyślić.
Czy mi się udało, czy nie, to już wasza ocena, ale ... wiem, że w przeciwieństwie do poprzedniego, TEN ROZDZIAŁ JEST, KURWA, NUDNY! Nie obrażę się, jak ktoś przyzna mi rację.

+ CHAMSKA REKLAMA! Mój Ask i Twitter, chociaż nie wiem, po co tu ten szajs reklamuję... Ale pytajcie, obserwujcie, czy co tam tylko. :)

~*~

Jestem pijana trzeźwością i odurzona czystym powietrzem, jako, że zostawiłam na noc  otwarte okno, rano wpadła do tego śmierdzącego szpitalnego pokoju pięknie pachnąca bryza, chociaż morze jest daleko… Ach, pierdole od rzeczy.
Teraz chciał fart, a może pech, że jakoś usnęłam i dobrze przespałam tą noc, nie pomijając tego, że co do słowa pamiętam co się działo wczoraj. Mam na myśli nawiedzenie przez tych dwóch ćpunów i liczę na jedną jedyną rzecz – chcę cofnąć czas i nie wypowiedzieć moich ostatnich słów. Dlaczego? Pierwszy raz przyznałam się przed sobą samą do … zakochania i czuję się z tym jakbym dowiedziała się, że urodziłam się facetem, czy coś, a mówiąc po ludzku, a może nie – jakby moje ciało przybrało postać innej duszy i nie mogło się wydostać. Albo … jestem zamknięta w innym ciele, ale to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że Pan Skurwysyn zostawił fajki na parapecie przy oknie, które aż krzyczą do mnie, żebym zapaliła, a ja jestem zmuszona im odmówić, przynajmniej do czasu, aż z nieba spadnie mi  zapalniczka, czy cokolwiek.
Wspominałam już, że dziwnie się tu czuję? To nie jest do opisania, bo albo wyostrzyły mi się zmysły, albo mam wrażenie, jakbym cały czas czuła na kołdrze ten zapach, przez który mam ochotę się nią podetrzeć, a z drugiej strony … tęsknię za tym zapachem… Wiadomo o czym mówię? Tak, ja sama nie wiem – trzeźwa jestem nie do zniesienia! Dlatego wymyśliłam coś, co nazwałam Więziennymi Marzeniami – marzę, żeby zapalić, wypić cokolwiek innego niż kroplówka i … wyjść stąd w cholerę. I ewentualnie wypisać się z własnego mózgu, bo w ogóle go nie rozumiem – jakaś jego część ciągle, jak z automatu pokazuje mi mordę … wiadomo kogo, a kolejna puszcza mi płytę i pech chciał, że się zacięła, bo mówi ciągle „żałuję, że cię poznałem” i tak do usrania, dopóki nie padnę tu na zawał, czy najzwyczajniej w świecie nie ochujeję… Jakbym miała schizy… Schizofrenię, kurwa. Szczerze? Chciałabym. Zamknęliby mnie w wariatkowie, a moim sąsiadem był by Axl i przechodzilibyśmy do siebie oknami, albo zrobili podkop, żeby się ruchać, a on by kontynuował tradycje zdradzając ze mną swoją dziewczynę... Oto moje życie! Byle tylko być zmuszona do znoszenia towarzystwa Izzyego.
Dlaczego tak? Bo go kocham i jednocześnie nienawidzę za to, co powiedział.
W tej głowie mi się ostro napierdoliło, czyż nie?
W sumie to żadna nowość… Żadna nowość, że moje uczucia zostały odrzucone, zdeptane, a na nich został odtańczony taniec zwycięstwa. Albo może dramatyzuję? Nie wiem, ale jestem pewna jednego – nikt nie myśli trzeźwo o prawie szóstej nad ranem, więc może … się lepiej zamknę i przestanę pierdolić na ten temat…
O czym ja mam do cholery mówić?!
Wiem! Więc…
Mówiłam już, że jestem pijana trzeźwością? To wymyślone przeze mnie powiedzonko z chwilą narodzenia dostało nowego znaczenia. A się zrymowało…! Mam na myśli to, że mój mózg udając, bądź też nie dostaje jeszcze głupszych pomysłów niż normalnie – mam ochotę wstać, zabrać ze sobą cały ten WYPASIONY sprzęt i zejść na dół do sklepiku, czy gdziekolwiek po zapalniczkę, bo te zacne Marlboro na parapecie z każdą chwilą kuszą mnie coraz bardziej. Ale jest też opcja B, która wywołuje u mnie większe pole powodzenia… Albo wywołuje je tylko u mnie, bo pewnie każdy kto czyta, czy też nie uzna mnie za wariatkę, bo … chcę się odłączyć na dobre i … najzwyczajniej w świecie uciec, ale bynajmniej nie przez drzwi – to nie możliwe – dlatego chcę wyskoczyć przez okno, a wizja biegania po mieście w szpitalnym wdzianku wywołuje u mnie takie pozytywne skutki, że o ja pierdolę… A tak swoją drogą ciekawe jak to jest chodzić po dworze tak wcześnie rano…
Trzeba to sprawdzić, nie?
I w tym momencie mój mózg znowu się odzywa, a oczywiście musi mi odradzać tego RYZYKOWNEGO przedsięwzięcia. I co ja mu na to? Karze mu się pierdolić, bo i tak … albo chociaż raz od dawna nie posłucham się własnym przekonaniom i oleję tego chuja – mózg, i te pierdolone nie wiadomo co – serce. Dlaczego tak mówię? Bo przez nie tylko robię rzeczy, których później żałuję, więc… Do dzieła!
Ej, a tak swoją drogą… Pewnie ktoś uznał, że nie zachowuję się jak panna, którą przed … kilkunastoma, jak nie kilkoma godzinami ktoś … skrzywdził? Wydymał? Nie wiem jak to określić, ale staram się o tym nie myśleć, bo na chwilę obecną, i coś czuję, że ten stan będzie trwał dłużej, bardziej interesującym od Pana Zimnokrwistego-Skurwysyna będzie na przykład … pogoda za oknem … nie wiem, może nawet będę się wsłuchiwać i pierdolić o tym … jak to rytmicznie szumi wiatr, whatever. Ale … to dobre podejście, nie? Bo nie mam zamiaru zanudzić na śmierć i siebie rycząc w poduszkę doprowadzać się do stanu gorszego niż jestem w tej chwili. Przecież jestem tu, bo przedawkowałam, no litości…!
Tak więc pomijając to dalsze pierdolenie, to całe rozczulanie się nad sobą, bo wiem, że tak właśnie robię, zbieram w sobie siły i jakoś udaje mi się wstać, ale zanim robię cokolwiek i podchodzę do tych maszyn, moją uwagę skupiam na … moich ramionach – jedno z nich wygląda jakby ktoś je odgryźć, ale rozmyślił się w połowie, ale o dziwo nie cofnęło mnie na ten widok – przywykłam, chociaż nie mam bladego pojęcia dlaczego. Do drugiego ramiona mam podłączoną kroplówkę, więc … raczej nie będzie z tym wielkiego kłopotu, i myślę właśnie tak do momentu, aż na klatce piersiowej czuję coś co prawdopodobnie kontroluję bicie serca… A chuj wam w dupy, nie znam się na tym! Ale wiem tyle, że z tym będzie więcej problemu niż z durną igłą w żyle. Ja to mam rozumowanie…
Pewnie, nawet nie zauważyłam, kiedy wyjęłam sobie tą igłę, spoko, czemu nie, ale zastanawiając jak pozbędę się reszty tego cholerstwa i zaczynam chodził wokół aparatury niczym w poszukiwaniach kibla. Ja jednak szukam czegoś innego – miejsca, gdzie to wszystko jest podłączone, a mówiąc po ludzku – gniazdka z prądem. Czy jak to tam się nie nazywa… Kurwa, jestem głupsza niż myślałam… Ale gdy w końcu udaję mi się znaleźć to coś i odłączam wszystko, jak się okazuje jednym pociągnięciem, i kiedy w końcu przestaje mnie wkurzać to cholerne pipanie, zaczynam się rozglądać za kolejnym czymś. A mianowicie … nożyczki, scyzoryk, nożyk, czy cokolwiek, czym mogłabym odciąć od siebie te kabelki, przynajmniej tym czasowo, bo z tego co widzę przyklejone są na plaster… Jakiś bardzo trwały, więc wolę się trochę pomęczyć niż odczuwać kolejny ból.
I o dziwo to wszystko mi TROCHĘ zajmuje – znalezienie, jak się okazuje, skalpela – zawsze to coś - i poodcinanie tego wszystkiego… Cóż, dobre 20 minut by się znalazło, ale nie wiem, bo nie w głowie mi teraz kontrolować czas, mam rację? Powinnam raczej skontrolować wysokość, na której się znajduję, żeby nie kontynuować pechowej passy i najzwyczajniej w świecie się nie zabić skacząc z okna. Więc co robię? Tą durną sztuczkę z filmów, kiedy wiąże się prześcieradło w coś, co przypomina raczej … nie mam pojęcia co, i gdy jeden koniec przywiązuję do łóżka, które na szczęście znajduje się blisko mojego celu, zaczynam powoli wychylać się za okno. Po co tak? Są dwie opcję – żeby nie dostać zawału zaszokowana wysokością, albo żeby po prostu nikt znajomy, czy z „personelu”, który akurat wyszedł na fajkę mnie nie przyuważył, ale to tylko moje durne paranoje, więc nie ma się o co martwić, podobnie jak wysokością, bo – tak mi się zdaje – jestem na pierwszym piętrze, więc … przeżyję, ale to nie koniec moich pomysłów. Gdzieś wyżej opisane Zagubione Fajki* chowam z przodu do majtek, jako, że nie mam na sobie nic poza nimi i tej durnej szpitalnej koszuli, którą już zdążyłam znienawidzić, ale … nie o to chodzi, przyśpieszę akcję – biorę w zęby skalpel, jakoś tak, żeby się nie poharatać jeszcze na ryju, i gdy prześcieradło już wisi za oknem, a ja po nim spełzam … czuję się jak pierdolony super bohater, a co!
I gdy tak schodzę, czy tam spełzam … przeżywam deja vu, a konkretnie właśnie wtedy, kiedy moje stopy dotknęły chłodnej trawy – WOLNOŚĆ! Aż znowu mam ochotę ucałować ziemię… Ale nie robię tego, nie ma mowy... Teraz każda chwila się liczy, żebym spierdoliła – mówiąc delikatnie – jak najszybciej i niezauważona. Taka … Jenny-ninja-z-fajkami-w-gaciach…
Da faq…?!
Dobra, tego nie było.
A myślę dokładnie to samo, gdy już po woli zaczynam znajdywać się na „bezpiecznej Ziemii” i właśnie wtedy, gdy zaliczam glebę … przypominam sobie o skalpelu, bo … kurwa mać … po co ja go wzięłam? Hmm. Nie wiem.
Z powrotem mogę oddychać… Ale ciągle jestem pijana trzeźwością i odurzona czystym powietrzem, i czuję się jak taki duży dzieciak, który właśnie odkrył masturbację, poważnie. Ale czy mam plan? Nie mam go, a przynajmniej nie tak bardzo dokładny, bo uświadamiam sobie, że … już nigdy nie odzyskam moich jeansów i bluzki z Motorhead, które zostały w szpitalu! Ach, ta rozpacz… Rozpacz czy nie, muszę się otrząsnąć, bo gdy czuję jak te czyste powietrze podwiewa mi tą pedalską koszulę, w taki piękny i magiczny sposób znalazłam się pod własnym domem… Niby to i plus, bo mogę się przebrać, ale pech, bo pewnie uzupełnię procenty i na nowo zanieczyszczę sobie płuca… Ale muszę się z tym pogodzić, bo tęsknię za stanikiem i jakimikolwiek butami! Ach, ta rozpacz – po raz drugi…
Tak więc … idę, a serce znowu chce mi wylecieć dupą, bo nie wiadomo co tam zastanę…
I od razy na wejściu, może nawet i dosłownie przeżywam szok – to melina, ale „rodzice” zawsze mają w zwyczaju zamykać drzwi, tak, że nie mogę wejść, ale … nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że drzwi są otwarte, nawet uchylone, a ja z każdą chwilą jestem coraz bardziej niepewna tego co robię, bo coś dziwnego karze mi wejść głębiej niż tylko do mojego pokoju i się rozejrzeć, więc nie pozostaje mi nic innego jak przejść się tą samą drogą, jaką szłam na poszukiwania Izzyego … kurwa, nie myśl o tym, debilu! Zacznę jeszcze raz … nie pozostaje mi nic innego, niż iść drogą prowadzącą na taras i … doznać szoku. Serio.
A dlaczego? Bo jestem właśnie weszłam do kuchni i o dziwo widzę inny obrazek niż mam w zwyczaju – zamiast śpiącej na stole matki, czy czegoś w tym stylu widzę … ojca. Nie widziałam go od … dobrych kilku tygodni, jeśli jeszcze nie straciłam rachuby. A siedzi przy tym stole i podpiera się ręką, w której trzyma papierosa, a w drugiej ma … wódkę i mogę być prawie pewna, że stało się coś … COŚ, bo co niby robią jakieś papiery obok niego... Kto jak kto, ale on nie ma w zwyczaju czytywać gazetki przy herbatce i ciasteczkach…
Coś mnie kusi, żeby zacząć rozmowę, chociaż … nie mam pojęcia jak, więc postawiłam na coś, w czym czuję się bezpiecznie – sarkazm.
- Tato – zaczynam – przypomniałeś sobie, że masz dom?
Boję się odpowiedzi, i mówię to całkiem szczerze, bo gdy spojrzał na mnie wzrokiem, takim, jakby chciał mnie zabić … można powiedzieć, że pożałowałam swojej decyzji. Ale cii, nie przyznam się.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie – mówi, a ja zauważyłam, że rusza jedynie ustami, a to nie zapowiada niczego dobrego, ale najgorsze jest to, że to nie koniec jego bełkotu. – A ty chcesz mi o czymś powiedzieć, Jennifer?
Tak dla jasności – moi rodzice - byli-hipisi - ochrzcili mnie po prostu Jenny, a nie żadna Jennifer, więc … wiem, że jestem głupia po ojcu. No ba, smutne ale prawdziwe.
- Nie. – mówię i właśnie w tej chwili zapragnęłam spierdolić do siebie.
- To ja ci powiem – zaczął i wstał, a raczej zatoczył się dość blisko, ale jak widać jest tak pijany, że nie zauważył mojego zmasakrowanego ramienia i szpitalnej koszuli, ale pominę ten wątek. – Kiedy chciałaś, o ile w ogóle … k-kiedy chciałaś mi powiedzieć, że wy-wyjebali cię z budy?
Eee… Co kurwa…?
- Ja powtórzę jeszcze raz, bo chyba nie rozumiesz – pochylił się nade mną, co kiedyś zwiastowało przybycie na mój zacny ryjek siniaków, ale … teraz mam skalpel i nie zawaham się go użyć. Ja pierdole, co to ma być?! – Kiedy. Cię. Wyjebali. Z. Budy. ?!
- A chuj wie – czasem mój luz zaskakuje mnie samą… – Dowiaduję się tego właśnie teraz, wyobraź sobie.
- Wiesz młoda? – cóż, lepsze to niż Jennifer. – Niby masz te osiemnaście skończone i powinno mi to wisieć…
- Wiem, że ci wisi – tak, dokończyłam za niego, a mój „kochany”, łysiejący i utyty ojciec nienawidzi tego, ale… Jebać. – Dokładnie tak samo jak mi wisi to, że znikasz na całe dnie … co ja mówię, TYGODNIE, a mama się puszcza za prochy i żadne, kurwa, z was nawet pewnie nie zauważyło, że mnie też nie było! – coś we mnie pękło i … chyba nie zamierza się uspokoić. – Przez ten cały jebany czas, tato, przeżyłam najgorsze i najlepsze chwile w życiu, wiesz? Ale co cię to obchodzi… - kurwa, zaraz się poryczę. – Co ojca obchodzi, że jego córka idzie w ślady matki, przez jebaną głupotę, ale zawsze – zaraz nie wytrzymam – a potem jakoś wychodzi, tylko po to, żeby cierpieć przez „nieodwzajemnioną miłość”, cokolwiek to znaczy…
- Czekaj! – teraz to on mi przerwał i … po raz pierwszy w życiu jestem mu za coś wdzięczna, bo … jakoś udało mi się nie poryczeć, a to zawsze jakiś sukces, prawda? – Dobrze wiesz, że o niczym nie wiedziałem…
- Wiem – przerwa – dlatego teraz zrobię coś, co ty opanowałeś do perfekcji, a wiesz co to? – nie wiem czy robię dobrze tak go prowokując, ale już chyba nic nie tracę, i nie czekając na odpowiedź kontynuuję. – Pójdę sobie.
I poszłam, a mój pokój za mną tęsknił – wszystko jest tak, jak zostawiłam, nawet winyl Deep Purple leży w tym samym miejscu – na podłodze, i używana przez Izzyego gitara leży na łóżku, tak jak ją odłożył… Nie o tym, kurwa nie o tym! Bo chcę jeszcze tylko dodać, że gdy w końcu odłożyłam skalpel i wyjęłam fajki z gaci, i gdy w końcu zaczęłam się na nowo ubierać i malować, poczułam, że żyje, ale … nie tutaj. Chciałam wyjść, już naprawdę gdziekolwiek, choćby po parku, dotrzymać towarzystwa menelom, a gdy już byłam pod drzwiami … po raz pierwszy w życiu – tak, kolejny cud – zatrzymał mnie ojciec z tą swoją nic dobrego nie wróżącą miną i oznajmił…
- Skoro ja mam tak wszystko w dupie – przerwa – to jeśli ty teraz wyjdziesz z tego domu, to możesz do niego już nie wracać.
I co zrobiłam? Wróciłam się na górę, i nie mam bladego pojęcia co mnie pierdolnęło, ale gdy spakowałam do torby wszystko co potrzebne – jakieś ciuchy, buty, winyle i w ogóle – a po kieszeniach kurtki i spodni powkładałam cały mój dobytek w postaci paru dolarów i piersiówki z whisky, a na ramie zarzuciłam futerał z gitarą i … po prostu wyszłam przysięgając sobie samej i wam, że już nigdy nie wrócę do tego bagna.

15 komentarzy:

  1. WCALE NIE JEST NUDNE! To po pierwsze :)
    Następnie... Fajnie, że Jenny zwiała z tego szpitala. Osobiście nienawidzę takich miejsc. Wróciła do domu. Pogadała sobie z ojczulkiem i wyniosła się z domu. Dokąd teraz pójdzie... Hę? Czyżby na jej zacnej drodze miało znaleźć się Hellhouse? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest nudno zapewniam Cię :P

    Tak myślałam że Jenny zwieje z tego szpitala, bo taka osoba jak ona nie usiedzi w takim miejscu...i co jej się dziwić, sama nienawidzę szpitali :)
    Oooo proszę pojawił się tatuś...podobała mi się ta ich rozmowa. Laska nigdy nie miała ciężko, a jej rodzina nie jest jakąś super rodzinką...tatuś chleje a matka się puszcza...żyć nie umierać. Nie dziwię się, że się wyniosła...tylko gdzie :D czyżby los zaprowadził ją do pięciu rockmanów, w tym Izzy'ego? czekam na kolejny :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Podsumowując... JEBAĆ, WIEWIÓRKI ZIMNOKRWISTYCH I PIJANYCH OJCÓW, DZIECI, W SZPITALACH JEST NUDNO, NAJLEPIEJ ZWIAĆ PRZEZ OKNO, PAMIĘTAJCIE. NO I NA DESER NAJLEPIEJ SIĘ WYPROWADZIĆ Z DOMU ZARAZ PO TYM JAK SIE DOWIESZ, ŻE WYPALIŁ CIĘ ZE SZKOŁY. A I JESZCZE JEDNO I CHYVA NAJWARZNIEJSZE!! FAJKI NAHWYGODNIEJ TRZYMA SIĘ W GACIACH!!!
    Pierwszy fragment był nudny, bo gadała i Izzim, a po tym co jej powiedział to no cóż... wyjebane. Podziwiam za styl myślenia <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam, jak obiecałam, dzisiaj, a dokładnie to właśnie skończyłam, ale muszę lecieć po kumpelę ją odebrać z zajęć i odprowadzić do domu, bo sama nie trafi, a przy okazji pewnie zostanę na noc..xD Także ten, skomentuję jutro pewnie, chyba że dzisiaj mi się uda..;) I nie jest nudne, nic co napisze nacpany człowiek, a zwłaszcza nacpana Ty, nie może być nudne. Szczegóły w komentarzu właściwym..;D

    OdpowiedzUsuń
  5. EEj, nie był nudny, nawet się troche uśmiałam jak czytałam :D ta laska ma zajebiste przemyślenia, aż ciekawa jestem co będzie dalej :D a ogólnie o rozdziale to mi sie podobał :P <3

    OdpowiedzUsuń
  6. hahahahahahahahahha, wiesz z czego się śmieję ? :D . z dziecka, które właśnie odkryło masturbację. Bez kitu, już wiem który to rozdział ^^ huehuehue

    Co do Jenny, to... powiem ci, żę .... uciekła, i ciekawe co z tym fantem dalej będzie i ciekawe gdzie ona pójdzie, skoro się już spakowała i w ogóle. ciekawe co się z nią stanie.

    wyjebali ją ze szkoły ? ; O no w sumie, za to co robi ... to im się nie dziwię xD da se radę jakoś kobitka bez tego wszystkiego ; )

    dobra, dzisiaj długiego komentarz nie bęzie, bo najnormalniej nie mam siły, więć ... WYBACZYSZ MI ? : p


    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli, że tak...zanim zacznę to...przepraszam cię bardzo za moją ostatnio małą i nędzną aktywność, ale mam koniec trymestru w szkole. Dwa razy więcej wszystkiego i ta cholerna klasyfikacja, pojebana biologia. Masakra generalnie, ale znalazłam, chociaż w ten weekend, czas na blogi.
    No to mogę zacząć. Ja już kiedyś wspominałam, ale wspomnę jeszcze raz. Ja bardzo, bardzo, bardzo lubię te twoje porównania. Chociażby już to na samym początku. ,,Pijana powietrzem i odurzona czystym powietrzem (...)''. Generalnie bardzo podoba mi się sam styl pisania tego opowiadania. Forma pamiętnika? Czystych myśli? Nie wiem dokładnie, ale bardzo przyjemnie się to czyta.
    W tym rozdziale najbardziej podobał mi się fragment dotyczący...rozmowy (?) z ojcem. Byli Hipisi, dziecko ochrzczone najzwyczajniejszym w świecie imieniem - Jenny. Dobrze, że nie Jennifer. I tak czytam, czytam, WINYL DEEP PURPLE, czytam, czytam...i koniec? Jak to? Tak nagle? Co? Ale zajebiście, bardzo dobry rozdział.
    I tak na marginesie, uwielbiam czytać twojego bloga tak...od 22 do 2. Dobrze się to czyta, czuję taki klimat. Nie, fajnie. Strasznie lubię.
    No, pozdrawiam zatem i dobranoc...czy coś tam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. http://through-the-fire-and-flames.blogspot.com/ , nowy rozdział, zapraszam. c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest zajebiste, a nie nudne, czasami potrzebne są takie rozdziały bardziej uzupełniające, także mi tu nie pierdol. I mi się bardzo podoba, w Jenny zaszła jakaś zmiana, albo to ja mam schizy, bo wydaje mi się jakaś ciut inna. Ale chyba nawet pozytywnie. Szkoda mi jej, bardzo. Jeszcze ojciec ją z domu wywalił. Pomimo wszystko do końca rozdziału miałam nadzieję, że on własnie zrobi dla nie coś dobrego, pozytywnego, może że się zmieni? Czekałam i mnie ochujałaś, bo nie tego się spodziewałam. I nie rozumiem w sumie do tej pory, czemu Stradlin jej takim tekstem rzucił. Spodziewam się, że dlatego, bo sam idiota się zakochał i to taka jego głupia męska reakcja, no oby. Czekam na kolejne ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem, miałam wczoraj, ale tak wyszło, że musiałam oblecieć kilka imprez..xD Potem chciałam dzisiaj rano, ale nie mogłam wstać, więc komentuje teraz... Z resztą Whatever..;P

    Fajki kuuuuszą... Uu.. A nie ma czym zapalić.. To takie smutne..;c I jak wyobrazilam sobie laskę zapierdalającą przez miasto w szpitalnej koszuli to jeblam normalnie..xD I ta jej cała ucieczka ze szpitala... Zajebiscie! A ten skalpel to był jej kurwa niezbędnie do szczęścia potrzebny..x) Nie no.. Nigdy nie wiadomo, czy podczas jej pobytu w hospitalu nie nastąpiła inwazja zombie czy cuś, nie? To zawsze by miała się czym obronić..;) A ten.. Właśnie tak się zastanawiam, co by mi tak bardzo poprawiało humor na kacu, jakby nie było Twojego bloga.. I stwierdzam, że nic. Siedziałabym i w milczeniu i wkurwieniu poddawała konsumpcji placki ziemniaczane.. Jakoś mnie nie dziwi, że wywalili ją ze szkoły.. No bo bicz pliz, to jasne przecież..;P A jej ojciec.. No cóż. Wyrozumiały, nie powiem..xD Ale serio.. W sytuacji Jenny też bym się spakowała i spierdoliła, no bo heloł.. Już hellhouse lepszy..;) A ten.. Bo pójdzie do hellhouse'u, nie?..;D KOCHAM TWE NAĆPANE ROZDZIAŁY! *O*
    Czekam na kolejny i pozdrawiam..;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju, jeju miałam dzisiaj przeczytać, ale nie dam już rady. Jutro wpadnę i dodam komentarz, bo znając życie to mój zjebany telefon się zjebie i nie będzie chciał dodawać, a akurat teraz jestem na komputerze i nie miałam czasu aby przeczytać mimo tego, że miałam otwartą zakładkę z Twoim rozdziałem :(.
    Także spodziewaj się dopiero jutro jako takiego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahah, nie zrobiłam takiego ciasta, bo po kilku próbach stwierdziłam, że nie umiem (co nie przeszkodziło mi w cpaniu)..xD
    Tak, musiałam go zabić, bo i tak by się nie pojawił, a miałam ochotę kogoś usmiercic i chuj!..;3
    Koszmar z Ulicy Wiązów to był chyba pierwszy horror, jaki obejrzałam (ten stary, z Johnny'm Deppem <3), więc zawsze jakoś miałam do niego sentyment, ale fakt, do jakiś strasznych nie należy (wbrew temu co mówi większość ludzi). Ale sen chciałam napisać, bo po maratonie z Freddy'm mi się taki przysnil, tylko więcej rzeczy się działo, nie skończył się na tym i ogólnie był mega zabawny, bo moja psychika zawsze musi robić jakieś rozpierdalające wstawki w koszmarach..xD A wgl to w tym śnie mieszkałam na scenie, przed Krugerem spierdalalam chyba z tydzień, bo byłam cwana i mnie nie mógł złapać, zabiłam się sama ręką Freddy'ego (udało mi się dopiero za którymś podejściem), potem przylaciala moja wychowawczyni, popaczyla na moje zwłoki, na Freddy'ego i jego dokrwawione noże, po czym zaczęła się wydzierac na mojego bojfrenda i bić go dziennikiem po głowie, że to on mnie zabił, a nie Kruger (facepalm).;D
    Postaram się nie spóźniać, z resztą niedługo święta to będzie dużo czasu. Muszę dożyć do weekendu, po potem te 3 dni to tylko spr z polskiego, na który i tak się nie bd uczyć, bo nie pojmuję jak można się uczyć polskiego i z angielskiego, który mamy od podstaw, bo większość się nie uczyła wcześniej, a ja się akurat uczyłam i jestem 6 lat do przodu, więc Ya know..;) Podsumowując - postaram się nie spóźniać..x)

    OdpowiedzUsuń
  13. No dobra, to jak zapowiadałam przechodzę do komentowania. Pewnie nie udanego, ale mniejsza xD.
    Wiesz podobało mi się pierwsze zdanie. Powiem tak do tej ucieczki, przynajmniej jak dla mnie było trochę nudno. A potem jak pierdolnęła akcja to zaczęłam zacieszać. To chyba już jest wrodzony instynkt, że jak coś się dzieje to zacieszam jak Adler. Albo to po prostu wina godziny i tego, że jadłam bezy zamiast kolacji. I dupa rośnie. Mniejsza. Dobra, naćpałam się tortem mojego brata xD. Trish, skończ, skończ to pierdolenie o niczym!
    Ta rozmowa z ojcem przypominała mi rozmowę z moim rano, jak wstaje. I nic z tego nie ma. A i jeszcze tak od dupy strony. Fajny widok bohaterki latającej w koszuli ze szpitala z... ze skalpelem. Aż mamusia musiała mi mówić co to jest. Trochę taki psychiatryk.
    To by było tyle na mnie. Za dużo nie ma. Ale lepiej tyle niż wcale :).
    Pozdrawiam i czekam na nowy :D.

    OdpowiedzUsuń
  14. czarna-mamba666921 marca, 2013

    Cześć! Czytam twojego bloga i komentowałam ( z anonima ), a teraz chciałabym polecić własną twórczość http://zycie-bez-zasad.blog.pl/ mam na razie tylko prolog, ale jeśli tylko ktokolwiek go przeczyta dodam coś więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Sposobem na informatyka czyli ,, jak nie działa to restartuj i od nowa " mój komputer chwilowo przestał się kurwić xD dodałam pierwszy rozdział na http://zycie-bez-zasad.blogspot.com/ mam nadzieję, że się spodoba

    OdpowiedzUsuń