poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 1.

Ok, miałam dodać rozdział 1 ... później, ale cóż, już kurwa nie mogłam...
Wiem, że jest lepszy od prologu, i podoba się nawet mi, więc ...

Zapraszam, tym razem z miłą chęcią do czytania. ; )

~*~

Los Angeles, 1988

Kolejna awantura, a ja po raz kolejny uciekam z domu i nie wiem gdzie się podziać… Ostatnio, czyli „aż” trzy dni temu spędziłam noc u jakiegoś menela w opuszczonej spelunie. To może i wyda się śmieszne, ale przegadałam z gościem całą noc. Nic nie trwa wiecznie, dziewczyno. Mówił. Więc naucz doceniać to co masz. Ja odpowiadałam: gościu, może i mam osiemnaście lat, ale w tym zasranym życiu nie mam nic. Nie wiem ile jonitów spaliłam, ale pamiętam, że mówiłam jak było. Nawijałam coś o moich rodzicach, a raczej o ludziach, z którymi mieszkam, a on to słuchał. Koleś dowiedział się o mnie tyle co sama wiem, a może i nawet więcej, a teraz pewnie nie pamięta ani słowa… Ale to dobrze. Przynajmniej nie musi się litować czy coś tam.
Było około dwudziestej pierwszej i po woli robiło się zimno, a ja mimo wszystko nie chciałam wracać to tego syfu. Pewnie ojciec leży nieprzytomny gdzieś w kącie, a mama… cóż. Albo zaćpana, albo właśnie pieprzy się z jakimś kolesiem. Ja pierdole, dzień jak co dzień.
Kiedy moje nogi odmawiały posłuszeństwa, usiadłam na murku i wyjmując z kieszeni jonita, odpaliłam go porządnie się zaciągając. Spojrzałam w niebo, które robiło się coraz ciemniejsze, i gdy poczułam dym w płucach zaczęłam czuć się lepiej. Usiadłam przyciągając kolana do brody i znowu się zaciągnęłam. W tym momencie zwykle zaczynam toczyć wewnętrzny monolog, jak to po trawce. Tak było i tym razem. Teraz usiadłam w siadzie skrzyżnym odkładając mój nałóg na bok, by chociaż przez chwilę odetchnąć czystym powietrzem. Jasne, to nie jest możliwe w tym popierdolonym świecie. Pomyślałam i przymknęłam oczy, gdy raziły mnie pobliskie latarnie. Chyba na chwilę zapomniałam o wszystkim, bo uśmiechnęłam się nieznacznie. Nie wiem czy to jest sprawka jonita, czy wizja tego, że za dokładnie tydzień kończyłam szkołę. Rozdanie świadectw i wypierdalam stąd… jak najdalej z tego pierdolonego Los Angeles.
Jednak po chwili wszystko wróciło do normy. Kiedy spojrzałam na palącą się trawkę, nie wiedzieć dlaczego pomyślałam o mamie. O jej nałogach i jak „zdobywa” pieniądze, by kupować to świństwo. Jest uzależniona i zdesperowana, a ja nie chcę iść w jej ślady.
Wzięłam jonita bliżej twarzy przyglądając się uważnie, jakby było na nim wypisane coś w rodzaju sposobu użycia.  W tej chwili coś do mnie dotarło – taki mały szajs, którym trułam się od kiedy pamiętam może mi zniszczyć życie. Wale, rzucam to w cholerę. Pomyślałam i „przypadkowo” go upuściłam. Wstałam po woli z chęcią zdeptania tego gówna. Kurwa. Nie oszukujmy się – nie byłam w stu procentach pewna tego co chciałam zrobić, więc stałam tak z nogą gotową do zdeptania, a gdy się już zdecydowałam, ktoś krzyknął.
- Co ty odpierdalasz, dziewczyno?! – przestraszyłam się, nie powiem.
Zza rogu wyszło dwóch chłopaków, których miałam wrażenie, że już skądś kojarzyłam. Chyba ze szkoły, czy coś. Z drugiej strony po trawce mogłam powiedzieć, że mój ojciec wyglądał jak prezydent Czech, ale ok.
Wracając do tych dwóch... Stałam, więc trochę kręciło mi się w głowie, ale miałam wrażenie, że szli w moją stronę. Jeden z nich, miał chyba czarne włosy do ramion, podbiegł i podnosząc jonita zaczął otrzepywać go z piasku. Zamiast komentując co on wyprawia, bo zachowywał się jakby ta cholerna trawka była bezcenna, zaczęłam się mu przyglądać – gdy jego czarne włosy wiatr rozwiewał na wszystkie strony świata zobaczyłam jego oczy, chyba brązowe, całkowicie skupione na „czyszczeniu skarbu”.  Był dosyć chudy, ale podarte jeansy i koszulka z The Ramones na nim wisiały.
- Ej – odezwał się ten drugi, który już stał przy tamtym.
W świetle latarni miał rude włosy, a na głowie zawiązaną bandanę i mimo, że było ciemno miał okulary przeciwsłoneczne, toteż nie widziałam za dużo. W oczy rzuciła mi się jego rozcięta warga i chyba na chwilę odpłynęłam, bo nie docierało do mnie to co mówił. O ile w ogóle coś mówił.
Potrząsnęłam głową i chyba wytrzeźwiałam, bo jak krzyknął, zakuło mnie w głowie.
- Pytałem, kurwa, o coś – zrobił krok w moją stronę.
- Co ja odpierdalam? – powtórzyłam dla pewności… ale też, żeby go zirytować. Wskazałam na jonita, którego w dalszym ciągu trzymał tamten i powiedziałam usiłując naśladować rudego: - Pozbywam się nałogu, a co, kurwa, nie widać?
Koleś w czarnych włosach się zaśmiał, za co oberwał od rudego, którego wyraźnie wmurowało. Gratulacje dla mnie.
- Skoro… - podrapał się po głowie i zrobił minę, jakby się zawstydził, po czym dodał: - … skoro nie chciałaś tego, to trzeba było… No wiesz, oddać komuś… Na przykład nam… - ponownie przerwał.
 On robi się uroczy, czy mi się zdaje?
- Axl, stary, pojebało cię? – odezwał się ten drugi.
- Czego chcesz, kurwa? – rzucił mu zrezygnowaną minę i usiadł na murku, na którym ja siedziałam wcześniej. Złapał się za głowę, jakby się czymś przejął i spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa. – Młoda, jak ci tam na imię… Sorry, że tak na ciebie naskoczyłem, ok? – teraz to mnie wmurowało. – Ostatnio dostaję pierdolca…
- Ja pierdole – koleś w za dużych ciuchach wyraźnie zdziwiony popatrzył na … Axl’a (?) a potem na mnie i odpalając jonita, dodał: - Tak, pierdoli mu i to nieźle, młoda, ale uwierz. Facet ma swoje powody.
- Ja… - tak, ja teraz otrzeźwiałam. Co nie zmienia faktu, że nie wiedziałam co powiedzieć, więc burknęłam pierwszą rzecz jaka mi przyszła na myśl. – Ja nie mam żalu, Axl.
- Dzięki. – powiedział prawie szeptem uśmiechając się nieznacznie.
Stałam tam z miną w stylu „co tu się, kurwa, dzieje?!” co chwila spoglądając na chłopaka na murku, a na tego tam, który odpalał ponownie trawkę. Wziął macha i podał rudemu. Ten zdjął okulary i zaciągnął się jakby już dawno tego nie robił. Kiedy wypuścił dym z płuc położył się na murku i zaczął coś szeptać sam do siebie. Zaraz potem moją uwagę przykuł czarnowłosy.
- A ja się chyba nie przedstawiłem – wytarł prawą dłoń o spodnie i wyciągną w moją stronę. Chyba się uśmiechnęłam, kiedy kontynuował. – Jestem Jeff, ale mów mi Izzy, ok.?
- Ok – podałam mu dłoń, bo co miałam zrobić. – Ja jestem Jenny i tak mi mów. – zaśmiałam się i po chwili zrozumiałam, jak idiotycznie to musiało zabrzmieć. Kurwa mać. Poczułam, jak moje policzki nabierają jasno różowego odcienia i szybko usiadłam obok Axl’a na murku. On chyba już odpłynął.
- Chcesz? – rudy wrócił do pozycji siedzącej, mocno się przy tym chwiejąc i podał mi jonita. Aż dziwne, że jeszcze go miał.
Nie wiem co mnie pierdolnęło, ale nie potrafiłam mu odmówić i mimo moich postanowień sprzed… parunastu minut, wzięłam kilka machów. Moje skrępowanie zniknęło i znowu poczułam się dobrze… a raczej zdolna do prawdopodobnej rozmowy z nimi.
- Ej – zaczął Axl – a czy ciebie teraz nie powinno być w domu? Mamusia z tatusiem się o ciebie nie martwią?
- Kij im w oczy – mój głos był bliski szeptu, ale mimo to usłyszeli obaj. Bynajmniej Jef… Izzy, bo wybuchnął śmiechem.
- Zbuntowana nastolatka – powiedział – Axl takie lubi.
- Spierdalaj, mam osiemnaście lat – chyba się zaśmiałam. Chyba, bo już przemawiała przeze mnie trawka.
- No przecież mówię. – Izzy usiadł obok mnie i odetchną głęboko. Spojrzał w gwiazdy, a ja podążając za nim, zrobiłam to samo.
- Ej, Jenny… tak masz na imię, nie? – w tej chwili powinien dostać w pysk, ale obawiałam się, że nie trafię, więc odpuściłam. – Widzisz to?
- Co mam widzieć?
- No to – kiwnięciem głowy wskazał na niebo – ten cały pierdolony świat.
- Wiesz, Jeff… kurwa … Izzy, nie zdajesz sobie sprawy ile bym dała, żeby było inaczej…
- Ale w jakim sensie? – oderwał wzrok, spoglądając na mnie, a ja kompletnie zapomniałam o Axl’u.
- To może inaczej… - chyba byłam tak ujarana, że czułam potrzebę otworzenia się przed nim, więc powiedziałam: - A byłbyś szczęśliwy z ojcem-tyranem i matką-ćpunką? Nie buntowałbyś się, nie uciekał z domu na całe noce?
- O rzesz kurwa – w tej chwili uświadomiłam sobie o obecności Axl’a, bo zaklął podnosząc się z miejsca. – Miałaś przejebane życie, dziewczyno. Tak jak ja…
- MAM przejebane życie – poprawiłam go, lecz po chwili dotarła do mnie ostatnia część jego wypowiedzi. – Ale jak to … tak jak ty?
- No wiesz… ojczym, który się nade mną znęcał, a prawdziwego ojca nigdy nie poznałem, i pewnie nie poznam… I matka, która bała się tego skurwiela… - z każdym jego słowem byłam przerażona coraz bardziej, i to chyba było widać, ale słuchałam dalej. – Wiesz, takie tam „normalne dzieciństwo”.
Skończył biorąc ostatniego macha z jonita i zgasił go pod butem, a ja potrząsnęłam głową chcąc to wszystko sobie poukładać, kiedy ponownie mi przerwał.
- A no, nie zapominajmy, że kilka miesięcy temu byłem na pogrzebie własnej żony. – dodał, a ja… nie, że mnie wmurowało to za mało powiedziane. Po prostu zabrakło mi słów, więc tylko syknęłam:
- O rzesz kurwa…
- Nie wierzysz? – ustał przede mną rudy, dosyć mocno się chwiejąc i wyciągną w moją stronę lewą dłoń, na której palcu miał jeszcze obrączkę. – To jedyne, kurwa, co mi pozostało po mojej Stephenie.
Ja pierdole, zaraz się poryczę.
Poważnie, chciało mi się płakać, ale starałam się to powstrzymywać.
- Ej, Jenny – podszedł jeszcze bliżej mnie, i byliśmy tylko ja i Axl.
- Co?
Coraz bardziej się zbliżał aż w końcu położył mi dłonie na policzkach i zjechał po szyi, do ramion, przez całe ręce i zatrzymując się na dłoniach ujął je w swoje. Były zimne, a gdy spojrzałam mu w oczy widziałam tylko rozszerzone źrenice i drżącą dolną wargę. Rozchylił usta by coś powiedzieć i wtedy… wtedy delikatnie się uśmiechnął, a po policzku popłynęła mu łza.
- Przypominasz mi ją, Jenny…
O ja pierdole.
- Stary, kurwa, naćpałeś się, nie wiesz co gadasz… - nagle odezwał się Izzy, czym przypomniał mi o swojej obecności.
- A ty się, kurwa, nie udzielaj – podniósł ton, jednak dalej trzymał mnie za ręce. Znowu na mnie spojrzał i dodał… już normalnie: - Jesteś tak samo piękna jak ona…
- Axl, ja chyba… - chciałam powiedzieć, że powinnam już iść, ale nie było mi to dane.
- Na pewno – stwierdził – idziesz z nami.
- Gdzie? – przeraziłam się. Kurwa. Znowu.
- Do nas. – pociągną mnie tak, że wstałam i chwiejąc się lekko, wpadłam mu w ramiona.
Miałam wrażenie, jakby nagle rozpromieniał.
Kurwa! Kurwa! Kurwa!
- Jak się nie zgodzisz, to on postawi na nogi całe miasto – szepną mi na ucho Izzy, a ja zadrżałam. – Wierz mi na słowo i chodź, dla świętego, kurwa, spokoju.
I nadszedł moment, w którym miałam tylko jedno wyjście – iść z nimi, gdziekolwiek chcą. Jak to powiedział Izzy - „dla świętego, kurwa, spokoju”.
I poszliśmy, a ja za rękę z Axl’em. Nie zapominajmy, że to był jego kaprys, a ja szłam całą drogę przerażona gdzie mnie zaprowadzą. Ale z drugiej strony… wszędzie lepiej niż w domu. I to dawało mi jako-taki spokój. Przynajmniej rozwiewało najczarniejsze scenariusze.
Cały czas kątem oka spoglądałam na Izzy’ego. Po jego minie doszłam do wniosku, że też nie jest za spokojny. Chociaż tak naprawdę on nie ma z tym nic wspólnego… tak mi się przynajmniej wydawało do momentu aż we trójkę stanęliśmy pod… czymś co niby domem było, jednak go nie przypominało. Ruszyliśmy w stronę drzwi, a gdy Izzy poszedł je otworzyć, Axl spojrzał na mnie z miną, jakbyśmy właśnie spotkali się pod ołtarzem – szczęśliwy i pełny nadziei. Odwzajemniłam uśmiech, co prawda nie szczery, ale starłam się.
Izzy otworzył drzwi domu i triumfalnie oznajmił „witaj w naszym jebanym piekle”.
- Że w czym? – weszłam pierwsza, a za mną Axl, i to co zobaczyłam tam w środku do złudzenia przypominało melinę. No, minus gitary, wzmacniacze, perkusja i tak dalej.
- W jebanym piekle – odezwał się rudy obejmując mnie ramieniem. – To znaczy hellhouse. Tu mieszkamy.
- Czyli jest was więcej? – prowadzona przez niego weszłam głębiej do … hellhouse (?) i się zaśmiałam.
- Tak – zaczął Izzy – ten blondyn na kanapie, debil śpi już chyba… To, to jest Duff.
Spojrzałam na Duff’a, faktycznie śpiącego, blondyna przytulającego bluetkę wódki i znowu się zaśmiałam.
- Koleś z gitarą… – kontynuował, a tamten wyjrzał spod burzy loków i chyba się uśmiechając pomachał do nas. – Tamten to Slash, a drugi blondyn, ten przy bębnach to Steven. I prawdopodobnie jest najebany, więc nie traktuj go poważnie, jasne? – Izzy skończył „wypowiedź” szeptem i posyłając mi oczko poszedł gdzieś w głąb domu.
Steven momentalnie poderwał się z miejsca i podbiegł do mnie.
- To twoja nowa laska, Rose? – zapytał… chyba Axl’a, który w dalszym ciągu za mną stał.
- To zależy czy ona tak uważa – i znowu mnie wmurowało. Niespodzianka, kurwa. Jednak postanowiłam jakoś to zignorować i … przynajmniej spróbować choćby powiedzieć Stevenowi, który był … wesoły … nienaturalnie wesoły, jak mam na imię. Chociaż coś.
- Hej, jestem Jenny. – kurwa, miałam ton jakbym się zastanawiała.
- Steven. Czyli rozumiem, że zostajesz na noc?
Chciałam zaprzeczyć… Naprawdę, ale po raz kolejny Axl nie dał mi dojść do słowa.
- Zostaje, zostaje – stwierdził – już ja o to zadbam.

14 komentarzy:

  1. Kumpela od GNR06 sierpnia, 2012

    Zajebisty post *.* Genialnie piszesz, a ja już wiem jakie zamiary ma Axl, gdy jest w "bardzo wesołym nastroju" xDD Teksty też oczywiście genialne :DD Czekam na następną notkę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)

    Powiem Ci szczerze, że naprawdę czekałam na ten rozdział. I mimo tego, iż przeczytałam dopiero prolog i jedynke, to naprawde zaczyna sie, to robic moje drugie ulubione blogowe opowiadanie :)

    Hmm, a co tu mogę więcej napisac? Jenny, dziewczyna, ktora miała w zyciu przejebane. W sumie, to przywanie w opowiadaniach występuja własnie takie bohaterki. Ale rozumiem. Czasem to taka normalna dziewczyne cięzko osadzic w fabule niz taka skrzywdzona. Wiec mamy taka Jenny, ktora przez przypadek spotyka sobie Axla i Izzy'ego. Kocham Izzy'ego! Dobra, ale w sumie tu nie mam nic o nim do powiedzenia.

    Axl... Jenny przypomina mu Stephanie i blabla... minelo pare miesiecy. W sumie, to tak ciezko mi po tym rozdziale stwierdzic, czy sie po tym pozbierał, czy własnie nie. No obraczke nadal ma. No to znak, ze naprawde ja kochał.. bo jakby tam Steph byla taka sobie tylko fajna dupa do ruchania, to pewnie Axl by ta obraczke wywalil, bo co.. nie jedna taka na swiecie. Hmm no i Jen jest do niej podobna. Chociaz Izzy twierdzi innaczej. No to teraz mozna sie zastanawiac, czy Rudy ma tak juz najebane w glowie przez to wszystko, ze wszedzie widzi Stephanie, czy moze naprawde Jen jest w jakis spodob do niej podobna?

    Czekam na koljny rozdzial :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do twoich wątpliwości ... raczej trafna jest pierwsza opcja, chociaż ... szczerze nie mam pojęcia jak pociągnąć dalej ich wątek. Więc liczę, że to samo wyjdzie w trakcie pisania. ; )

      Usuń
  3. Nie no jest zajebiście. Fajnie piszesz. Podoba mi się Axl, całe jego zachowanie. Jest taki inny. Taki jakiś... weselszy. Ma inne zachowanie. Ale w pozytywnym sensie oczywiście. Piszę to szczerze. Czekam na kolejny rozdzaiał. Będziesz mnie informować o kolejnych? Jak coś to najlepiej na gg (18674100).
    Powtórzę się, ale czekam na nowy, tak mi się to spadobało. :D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, dobra, łzy w oczach w tym samym momencie co mi wysyłałaś ; O .. Zawsze spoko.
    Axl, co się zapędzasz człowieku jeden no !

    Ale ta akcja przy tej ławce rozwaliła mnie totalnie ;D Izzy martwi się, by nic się nie zmarnowało ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, może i się czepiam, ale to nie była ławka tylko murek. : P
      Taki mały szczególik. ^^

      Usuń
  5. No więc prolog... Przedstawiony słowami teledysk do Novemver Rain.
    Jeszcze nigdzie czegoś takiego nie widziałam i jest to jak najbardziej oryginalne, ale... Znudziło mnie po krojeniu tortu.

    "...po trawce mogłam powiedzieć, że mój ojciec wyglądał jak prezydent Czech" - HAHAHA!
    "Jestem Jenny i tak mi mów", kolejne hahahahah XD

    Axlowi nasza Jenny przypomina Stephanie... Ciekawe. Kolejny raz mnie zanitrygowałaś! Dla wzmocnienia efektu włączyłam sobie nawet November Rain, ale nie o tym, kurwa, nie o tym... Podoba mi się, że nie jest to kolejna (no dobra, w sumie to jest pokrzywdzona przez los, pojebani rodzice i te sprawy)... Nie uciekła z zadupia do dużego miasta i nagle spotyka Gunsów, a oni ją przygarniają albo pracuje jako kelnerka i nagle w jej barze chłopcy grają koncert (HAHAHAHAHA!!!, zajechało blogiem Burned Out Paradise *,*)... Tylko... Spojrzałam teraz tak na tą końcówkę i jakoś nie chce mi się wierzyć w taką "miłość od pierwszego wejrzenia". Zostaje na noc, czyli... Seks? Czy się mylę?

    Informuj mnie o nowych, proszę. :) Napisz na email (bad.ass@onet.pl) to podam Ci gadu-gadu o ile nie będzie problemem informować na komunikatorze... No nie ważne, jak nie to na blogu i nie ma problemu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do prologu, to muszę się z Tobą zgodzić - od pewnego momentu jest kurewsko nudny, ale teraz już nic z tym nie zrobię, i muszę się przyznać, że ta część była pisana ... tak, żeby po prostu była, rozumiesz?
      Na początku był zupełnie inny, ale pech ciał, że musiałam pisać od nowa i wyszło mi TO, ale i tak dziękuje, za to, że uznałaś go za oryginalny. ^^

      A co do rozdziału, to chyba muszę coś wyjaśnić - nie ma żadnej miłości od pierwszego wejrzenia. ; P Wszystko wyjaśni się w rozdziałach 2-3, które mam nadzieje również będą się podobać. ; )
      A informować cię będę na pewno. ^^

      Usuń
    2. Dlatego ja nie pisałam prologu. :P Ale rozumiem.
      Bo jest oryginalny, nie spotkałam się jeszcze z tak... Jakby pisaną od dupy strony historią i to jest zajebiste. :D

      No, bo wiesz to tak wyglądało, jestem zwykłym śmiertelnikiem (ABC rozpierdala system z tym tekstem Izziego ♥) i bocznym obserwatorem sytuacji, dlatego nie rozumiem co siedzi u Ciebie w głowie jako, że jesteś bogiem w świecie swojego opowiadania. : c Mnie też często ludzie nie rozumieją i nie czają co chciałam przekazać, więc spoko, już się nie udzielam o miłości Rose'a, póki się nie wyjaśni. Pewnie najadł się tableteczek od Stevenka i świruje. :D

      Usuń
  6. Kurde, czekałam na ten rozdział! I się doczekałam. Zasiadam sobie wygodnie na krzesełku i czytam (brat i mama wreszcie dali mi spokój -.-) Zgadnij jak to czytałam, no zgadnij? Z otwartą gębą! Wciągnęło mnie, bardzo. Śmiałam się na słowie 'kurwa' nie wiem czemu :D ale to szczegół. Chmm... no i teraz jestem ciekawa co wyniknie z nocki w hellhouse. Tak se myśle czy Axl ją wyrucha (kocham to słowo XD) a może nie... zobaczy się w 2 rozdziale! GG moje masz także informuj mnie siostro ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. hej genialny rozdział nie moge doczekać się kolejnego. Naprawe wciąga,świetnie piszesz. :) kiedy kolejny?
    sorki za ortografy :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem co mnie tak zauroczyło w Axlu, ale mnie zauroczyło. Pierwszy raz. Zawsze go nie lubiłam. Może to po prostu współczucie. Ale jest jakiś taki... słodki. No na przykład tutaj: "- Steven. Czyli rozumiem, że zostajesz na noc?
    Chciałam zaprzeczyć… Naprawdę, ale po raz kolejny Axl nie dał mi dojść do słowa.
    - Zostaje, zostaje – stwierdził – już ja o to zadbam.". Jak tu go nie potargać za polaski (czyt. policzki - takie moje.. zdrobnienie?) i nie wycałować, no? Poza tym, piszesz tak świetnie, że mi obniżyłaś samoocenę. Niedawno wzrosła i co? Już jest na minusie. Ale nie przejmuj się, ona zazwyczaj oscyluje między -100, a +1.
    Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
    / http://im-gonna-crawl.blogspot.com
    PS Gdyby jakaś tajemnicza siła pchała cię do czytania moich wypocin.. nie rób tego! Porównując z tym, co piszesz ty... eh, nawet nie mam słowa, po prostu przemilczę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz co, na początku myślałam, że ta dziewczyna to Stephanie i to będzie wspomnienia ich pierwszego spotkania może czy coś, a tu taka niespodzianka. Nawet spoko czyta się o miłym (?!) Axl'u. :)

    OdpowiedzUsuń