Nie wiem dlaczego tak jest ... może fakt, że dużo tu Adlera, czy coś, ale wiem, że jest dłuższy, i wydaje mi się, że ogólnie bardziej znośny niż cała reszta, więc ... do miłego, pojeby. ^^
+ MAŁA zmiana w zakładce "Te skurwiele".
+ Dobrze się czyta przy ' I Don't Believe A Word '
~*~
Chcę się przyznać przed samą sobą, ale wychodzi mi
to z trudem – jak kiedyś przyznawanie się do … cholernego zauroczenia. Chcę się
przyznać, że … mam słabość do niego. Mam słabość do Axla. Nie wiem dlaczego, bo
normalny to on raczej nie jest. Raz jest taki, że wcale się sobie nie dziwie, a
czasem potrafi doprowadzić mnie do furii, czy coś, bo … jest jak narkotyk, no
nie oszukujmy się. Szczególnie teraz, kiedy wciąż siedzimy w ciszy w tamtym
pokoju, czy chuj wie co to i molestujemy sobie nawzajem języki… Nie powiem, że
mi się to nie podoba, ale wiem, ze później i tak będę żałować – to pewne.
Straciłam poczucie czasu już dawno. I on
najwyraźniej też, bo chyba ma w dupie, że już po woli zaczyna mi brakować …
tlenu. Ja pierdole. Co ten człowiek
ze mną robi…
I hate myself
for loving you…
Nie wiem, która jest godzina, ale zdaje się, że ten
pocałunek, o ile można to tak nazwać, trwa już tak długo, że zdążyłam się
zestarzeć, ale ciągle staram się odzyskać zdolność myślenia, i chyba mi się to
udaje, bo … chcę, żeby się stało coś co to wszystko przerwie. A z drugiej
strony nie. Wiem, jestem zdecydowana, ale co poradzę?! Bo w porównaniu tego z
tym, jak pierwszy raz mnie pocałował … to jest równie magiczne, czy coś. W
sensie … tamten to nawet nie był ułamek sekundy, a jednak się ciągnął i ciągnął
… jak jakaś cholerna choroba weneryczna. Też
porównanie.
Tak, teraz już wiem, że czas to przerwać, ale
zawsze jak chcę się oderwać, jakaś siła mnie demotywuje – siłą tą jest Axl, nie
kto inny. Można by nawet powiedzieć, że nie mam w tej chwili własnego zdania –
bo nie mam – i jestem od niego w pewnym sensie zależna … aż do momentu, gdy
gdzieś przez moje myśli przebijają się jakieś głośne krzyki, przekleństwa,
nawet pisk jakiejś panny, który swoją drogą jest kurewsko irytujący, i … to
ustaje. Axl odrywa się ode mnie, ja od niego, i jak na jakąś komendę, czy tam
rozkaz wstajemy i obserwujemy jak ci z dżungli wparowali do hellhouse i
odbijają się od ścian. Dosłownie! Przećpani, przechlani, napaleni, skacowani i
chuj wie co jeszcze Izzy i Steven uwalili się na kanapie ledwo żywi, za to
Slash i Duff … bynajmniej Duff szybko się pocieszył, bo przylazł z jakąś laską
i Slashem pod ramię. I bardzo dobrze, że się pocieszył. We trójkę poszli do
sypialnio-czegoś tam i oby już stamtąd nie wyłazili… Chociaż tak naprawdę mi to
wisi i powiewa, bo nie mogę się nacieszyć tym, że nam przerwali. THANKS GOD!
Czuję, że mogłabym się przyglądać temu pijackiemu
przedstawieniu do usranej śmierci, może nawet mógłbym się dołączyć, ale … rudej
pale wyraźnie to się nie spodobało…
- Co wy, chuje jebane, wyczucia czasu nie macie!? –
wydarł się na nich, jakby od tego zależało jego życie, a tak naprawdę pewnie i
tak nie zrozumieli ani słowa.
- Ej, Rose, zluzuj gacie, bo ci żyłka w dupie
pęknie – najwyraźniej Izzy jeszcze kontaktował…
- Izzy, Izzy … - Steven też odzyskał zdolność
mówienia, bo w końcu się odezwał. Jestem z niego dumna! – Nie widzisz, że
przerwaliśmy tym napaleńcom randkę?
Ja pierdole!
- Aa – to ciekawe jak Stradlin po dawce tego …
wszystkiego mógł w stanie prowadzić dialog. – Chyba, że tak – najwyraźniej był,
i miał niezły humor jak na niego. – W takim razie nie przerywajcie sobie.
W pewnym momencie kątem oka spojrzałam na Axla,
który … no nie oszukujmy się – w nim się już gotowało, i tylko czekać aż
wybuchnie.
- No właśnie – zaczął Steven – idźcie się
pierdolić, a my popatrzymy, co nie, Izzy?
I … BUM!
No dobra, mi się chciało śmiać … kurewsko śmiać i
ledwo, ledwo się powstrzymałam, czego nie można powiedzieć o rudzielcu – tak
nagle, jak z pieprzonego automatu podniósł tamtą puszkę piwa i … najzwyczajniej
w świecie, jakby nigdy nic … po prostu w nich rzucił. Steven oberwał po
mordzie, ale najwyraźniej nic sobie z tego nie robił, może nawet uznał to za
jakieś cholernie zabawne, bo dostał napadu śmiechu, który nie dość, że zaraził
mnie, Izzyego, to jeszcze wkurwił Rose’a chyba do granic możliwości. Co prawda
wyraził to w bardzo, ale to bardzo dojrzały sposób wychodząc z domu, a po
drodze chyba jeszcze wyzwał ich od skurwysynów.
Taki chuj!
Na początku nawet chciałam za nim iść, no ale po
co… Pewnie i tak by miał mnie w dupie, albo by wyżył się na mnie więc …
whatever. Usiadłam na stoliku naprzeciwko tych ćpunów na kanapie i chociaż nie
do końca ogarniałam podzieliłam ich głupawkę. Musze przyznać – poprawili mi
nastrój. Przynajmniej do momentu, aż przypomniałam sobie, że pilnie potrzebuję
papierosa.
- Ej – zaczęłam – macie fajkę?
Jak na razie spojrzał na mnie Izzy, bo Steven był
chyba zbyt zajęty swoją głupotą.
- Fajki chcesz? – kurwa, pyta jak głuchy niemowę. –
Sorry, nie mamy … fajków.
WHAT THE
FUCK?!
- Fajków? – Adler już po woli zaczął kontaktować…
Na szczęście, bo coś czuje, że z
wampajerem się dzisiaj nie dogadam. – Co pierdolisz, ja mam! – ja jebie,
jakby odkrył Amerykę, i zaczął grzebać po gaciach w celu znalezienia dla mnie …
fajków. Na moje i jego szczęście znalazł je. – Proszę! Widzisz, kurwa? W Adlera
trzeba wierzyć, Stradlin!
- Kurwa, Steven! Ty mój ćpunie-wybawco! – ja pierdole, powiedziałam to na głos?
Serio?!
- Czekaj, czekaj - … i jeszcze to usłyszał! – Kim dla ciebie jestem?
KURWA, KURWA,
KURWA! Zaraz się posram … ze śmiechu.
- Nie, nikim… - stwierdziłam, i kiedy spojrzałam na
jego pyszczek, który … chyba udawał zaskoczonego, urażonego, i jakiegokolwiek
tam, chyba dotarło do mnie, co powiedziałam. Odpaliłam szybko czerwony skarb i
zrehabilitowałam się, żeby nie było. – Kurwa, nie w tym sensie, Stevie…
- Zluzuj, blondyna się z tobą tylko droczy – po tym
wyjaśnieniu wampajera mało nie zakrztusiłam się dymem, słowo daje.
Blondyna? Te,
blondyna, kto cię dyma, jak mnie ni ma?
- Stul wary, czarnuchu! – Steven chyba chciał, żeby
mu wyszło poważnie … cóż, nie zawsze jest tak jakbyśmy tego chcieli, prawda? –
A ty, młoda damo, pozwól za mną.
Kurwa, jaki
dżentelmen się z niego zrobił.
Wstał, o dziwo nie wyjebał się po drodze, podał mi
ramię i prowadził … chyba do wyjścia. POCZUŁAM SIĘ JAKŻE … ROBIONA W CHUJA.
- Ee, Steven?
- Cii – nie no, ucieszyłam się, jakby ktoś kiedyś
dał mi się wypowiedzieć jak człowiekowi. – To niespodzianka będzie, dobrze?
Nie odpowiedziałam, bo … wiedziałam, że moje
zaprzeczanie, czy cokolwiek tam gówno
da. Czekałam na rozwój zdarzeń, który swoją drogą zapowiadał się … sama nie
wiem jak. To jak przejażdżka na kolejce górskiej, mimo, że wiesz, że jest
rozjebana – niby wiesz co się stanie, jednak kusi cię, żeby zaryzykować i
ryzykujesz, a co się stanie później … to się stanie i koniec. Tak myślałam i
tym razem, a kiedy wyszliśmy z hellhouse chyba instynktownie rozglądałam się za
Axlem. Wiem, może i jestem głupia, ale nic na to nie poradzę, że ciągle czuje
na języku jego smak, i mimo, że idę z Adlerem pod rękę to nie zwracam na to
uwagi. Axla nigdzie nie ma. To w pewnym sensie daje mi spokój, a z drugiej
strony – tej chyba gorszej zaczynam się zastanawiać gdzie rudzielec mógłby spierdolić
o tej porze. Co prawda było blisko północy, a bary były całodobowe –
przynajmniej niektóre, więc wolałam trzymać się opcji, że poszedł się najebać,
i … wolałam się nie martwić.
A Adler? Adler szedł cały w skowronkach i chyba
nawet nucił coś pod nosem, albo gadał do siebie … nie wiem, ale podobało mi
się, że na kilometr jebie od niego energią i szczęściem, czy cokolwiek to nie
było. Chciałabym, żeby znowu mnie tym zaraził, i żebyśmy się śmiali oboje
choćby z … meneli na ulicach, dziwek pod latarniami, z czegokolwiek
bezsensownego. Tak jak na przykład ten spacer, który jak na złość należał to
bezsensownych, więc zaczęłam zastanawiać się co on tam sobie może nucić. Nie
miałam dużego pola manewru i miałam nadzieje, że zgadłam od razu, więc …
postanowiłam, że to będzie temat do rozmowy. Nie koniecznie on był trafiony…
- Motley Crue?
- Hm? – chyba nie zrozumiał…
- Aa nie ważne. – tak, odechciało mi się gadać. Tak
po porostu z minuty na minutę.
Czasem
wkurwiam sama siebie… A co dopiero
innych?
W pewnym momencie ta cała nasza … bliskość, która
oczywiście ograniczała to trzymania się za ręce trochę zbiła mnie z tropu, bo …
po co mu ta cała szopka!? Chce mnie przelecieć czy coś – niech powie, nie będę
traciła czasu i pójdę do domu. Chociaż … ja nie chcę tam wracać! Kurwa mać.
I chyba dzisiaj szybko nie wrócę, bo Steven chyba
ma plan… Chyba oznacza prowadzenie mnie gdzieś w ciemną uliczkę, a potem? Nie
wiem. Oby nie to co mam na myśli, chociaż to nie ma sensu, bo na końcu uliczki
jest … światło. Wchodzimy tam, a gdy w pewnym momencie jest naprawdę ciemno –
tak, że jego obecność czuję jedynie przez dotyk (kurwa, jak to brzmi…) – mam
wrażenie, że on oczekuje, żebym się do niego przytuliła czy coś, ale pech, ja
nie z tych, więc … pół dumnym krokiem idę przed siebie w tej ciemnej dupie i
chyba po woli zaczynam rozpoznawać to miejsce. CHYBA, bo po drugiej stronie
widzę tą polną drogę, i znowu ciemności, które prowadzą do pewnego miejsca. To
wszystko już kiedyś było, kiedyś już to przeżywałam. Szłam za rękę z jakimś chłopakiem,
którego imienia chwilowo nie pamiętam, i … tam na końcu jest miejsce, w którym
po raz pierwszy zapaliłam jonita. Nie chcę mówić o tym Stevenowi. Chcę, żeby
myślał, że jestem tu pierwszy raz, tak będzie lepiej dla niego, bo … po prostu
nie zepsuję mu tej niespodzianki. Namęczył się pewnie.
Idziemy tak, a zanim wejdziemy w ciemności, chcę …
czuję potrzebę, żeby spojrzeć na niego, nie wiem dlaczego. Tak po prostu, i
patrzę, a nie sprawia mi to tak wielkiego problemu jak w przypadku Duffa, bo
Stevie jest prawie w moim wzroście. Może nawet jestem od niego wyższa parę
centymetrów? Nie wiem, ale w końcu zdecydowałam się spojrzeć, a wygląda on na
zadowolonego – zaciesz na mordzie podkreślają, te cholernie wielkie źrenice,
które zaraz znikają mi w pierdolonej czarnej przestrzeni, i mało nie dostaje
zawału, kiedy coś szepcze.
- Jenny! – szepnął jakby … tłumionym krzykiem na co
mi zawsze chciało się śmiać, tak bez powodu.
- Co? – odpowiedziałam mu w podobny sposób, tak dla
jaj, a co?
- Mogę się przytulić? – nie no, rozczulił mnie tym. – Zaczynam się bać!
- Dlaczego? – prawda jest taka, że jakieś szelesty,
chuj wie co, mnie samą przyprawiły o trzęsienie dupskiem.
- Oni chcą mnie zabić!
Oookej…?
- Kto? – nie wiem o czym on pierdolił, ale … nie
czepiam się, przecież się naćpał.
- No oni! Te zielone skurwysyny! – zatrzymał się
nagle i … oczywiście musiał mi pokazać swoich potencjalnych zielonych
morderców. – Nie widzisz ich?!
Kurwa, widziałam ich wszystkich dobrze i wyraźnie,
a co! Co nie zmienia faktu, że mało nie wybuchłam śmiechem przez tą jakże
ambitną rozmowę szeptem. Właściwie to tłumione darcie ryja, ale to szczegół.
- Nie bój się, Stevie – zaczęłam – jestem przecież
przy tobie.
- Wiesz co? – przytulił mnie … aż mi serce urosło. – Ja bardzo lubię jak mówisz do mnie „Stevie”…
Awww!
- A ja bardzo lubię tak cię nazywać … Stevie –
kurwa, chyba mam dar do gadania z ćpunami!
- W takim razie się cieszę. – stwierdził. – Bardzo
kurewsko się cieszę, Jenny.
Byłam na granicy, kurwa, na jebanej granicy – on
jest dla mnie za słodki, za uroczy, i chuj wie co jeszcze! A może tylko naćpany
taki jest…? To w takim razie ma częściej ćpać… Uwielbiam skurwiela takiego, bez
dwóch zdań, a uświadamiam sobie to, kiedy idziemy … i właściwie to on przytula
się do mnie, bo penia tych zielonych skurwysynów, ale pasuje mi to – tak jest
do momentu, aż wchodzimy do tego miejsca, które … nic się nie zmieniło od mojej
ostatniej wizyty – to jakaś stara rudera, a właściwie ruiny czegoś co nie
przypomina mi właściwie nic. Bo ani to stary dom, ani jakiś sklep, ani burdel…
Nevermind.
Ważne jest to, że
Steven tak nagle odzyskuje utraconą odwagę i wchodzi tam, siada na tym
starym śmierdzącym materacu i wyjmuje z kurtki jakąś małą torebkę. Za chuja nie
wiem co tam jest, ale na razie nie chce mi się wnikać, bo … właśnie
zorientowałam się, że … zapomniałam swojej kurtki z hellhouse. KURWA! A Adler … który po raz kolejny
okazał się być dżentelmenem zdjął swoją skórę i rzucił ją na materac obok
siebie, i pięknym gestem oznajmił „siadaj!”. Och, ach, kurwa, ech. Usiadłam, bo raczej nie miałam nic innego do
roboty i postanowiłam równie grzecznie zacząć rozmowę.
- Po chuj ty mnie tu zawlokłeś? – grzecznie, prawda?
- A bo… – zaczął i wziął w ręce tą paczuszkę jakby
miał tam jakieś złoto czy … Mr. Brownstone… - Bo chcę pogadać, a później chcę
ci coś pokazać.
Ciekawe,
ciekawe…
- Ok., ale proszę, zacznij od tego drugiego,
dobrze? – tak, kurwa, ciekawość wpierdala mi wnętrzności.
Nie wiem czy było warto, bo … w pierwszej chwili
Steven tylko westchnął, jakby się zgadzał, ale bez przekonania. Nie lubiłam
czegoś takiego, ale zaciekawiło mnie to kiedy wstał i wyjął ze spodni pasek.
WHAT THE FUCK
- po raz pierwszy…
Rzucił mi ten woreczek, a kiedy położył palec na
usta z … jakimś dziwacznym uśmieszkiem zaczęłam coś podejrzewać.
WHAT THE FUCK
– po raz drugi…
Wyjął coś ze spodni. Dopiero po chwili zrozumiałam,
że to strzykawka, bo zawiązał pasek wokół ramienia, a drugi koniec przytrzymał
zębami. Nie byłam przerażona, ale … wręcz zafascynowana, a że było ciemno
przysunęłam się bliżej niego, i kiedy przy przyłożył strzykawkę do żyły na ramieniu poczułam jakby moje ciało
przeszedł prąd. Jakby pierdolony orgazm tylko z innym skutkiem. Nie wiem czy
określiłam to dobrze, ale kiedy brązowy płyn schodził ze strzykawki, zamiast go
od tego powstrzymywać, czy coś siedziałam … zahipnotyzowana wgapiając się w
jego twarz. Uśmiechnął się. Odetchnął jakby z ulgą, i rzucając zużytą
strzykawką gdzieś w kąt sam wyglądał jakby miał orgazm. Odchylił głowę w tył, a
ja na niego patrzyłam i patrzyłam… Jakbym nie mogła przestać, oderwać wzroku od
pierdolonego przedstawienia, bo to tak wszystko wyglądało – to sprawiło, że …
sama chciałam spróbować. Kiedyś przysięgałam sobie, że nie spadnę do poziomu
heroiny, ale teraz miałam to w dupie.
Steven podał mi pasek. Zrobiłam to samo co on, a z
tego worka wyjął kolejną strzykawkę. Tym razem była inna, jakby mniejsza, a
zauważyłam to, gdy już trzymałam ją przy żyle i trzęsły mi się ręce. Nie
mogłam. Wtedy Steven nagle coś powiedział.
- Daj, pomogę ci – w momencie znalazł się przy mnie
i … chciał mi pomóc. – Zrobimy to razem.
Zrobiliśmy, a ja nawet nie poczułam bólu, tylko
ciepło w moich żyłach i zaraz potem napływające wraz z nim szczęście – jakby to
zmywało moje problemy, zmartwienia i to całe kurewstwo, które mnie otaczało, i
może to było dziwne, ale pamiętam, że zrobiło się Stevenów-dwóch, a zaraz potem
znowu jeden, który macha mi przed oczami tymi wszystkimi strzykawkami, a ja …
ja chcę więcej.
O wow dziewczyno! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Słusznie uważasz, że ten rozdział jest najlepszy. Jest genialny, cudowny, zajebisty... Opisy, jej myśli... wszystko wyszło ci idealnie. Miałam wrażenie, jakbym obserwowała wszystko jej oczami, będąc w jej głowie, ale tak na serio, serio. Końcówka mnie rozwaliła po prostu. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale jakoś nie lubie Axl'a. Nie przypadl mi do gustu chłopczyna... a Steve słodki, jak w każdym opowiadaniu <3. Co. Do Janny, bardzo ja lubie. Scenę z ćpaniem i rozmowa z Steven'em, cud miód malina <3
OdpowiedzUsuńA teraz przyszła pora na MNIE ^^ Buagahahahahahaha.
OdpowiedzUsuńMianowicie, taa, jak zwykle chciałam napisać długi komentarz i w ogóle, ale pewnie znowu mi sie wyjdzie, ale jak Ty to mówisz ...... nevermind.
co do rozdziału, to jak napisała Ninde, jest wrażenie, że siedzi się w głowie Jenny, co jest fantastycznym uczuciem. A teraz pozwolisz, że zacytuję ... ''Te, blondyna, kto cię dyma, jak mnie ni ma?'' , hahhaahahahahahahhaha, nawet nie chcesz wiedzieć jak wyglądam kiedy to czytam.
Podoba mi się również scena ze Stevenem, aczkolwiek w mojej głowie narodził się pomysł na Adlera jako czarny charakter. ( Tak, wiem, że pewnie według niektórych nie jest to dobry pomysł) Powiem jednak, że to nie jest wcale taki głupi pomysł.
Jestem trochę zdziwiona, że niestety jakże inteligentni chłopcy musieli wszystko popsuć.
Ogólnie, narodził mi się w głowie pomysł na jakże cudowne opowiadanie o Gunsach, ale nie o Gunsach, jeżeli domyślisz się o co mi chodzi.
Ku memu zdziwieniu to moje gadanie wyszło wcale nie takie krótkie ...................oo.
Cóż tu jeszcze mogę dopisać? A, już wiem.
Czekam na kolejny ( ; P ), to taki szczegół.
Jak tylko znajdę czas to skomentuje, przepraszam, ale miałam ten weekend strasznie zawalony :/
OdpowiedzUsuńCalutki rozdział byłam naćpanym Stevenem, śmiałam się z byle czego, z byle jakiego tekstu, z byle jakiej sceny. Dlaczego na tym skończyłaś? Bym Cię zabiła, ale nie mam jak i czym. Dobra pierdole bez sensu. I tak nic nie napisze. Dobra to napisze tylko tyle, ze jest zajebiście i czekam na więcej. Ale mam radoche z tego :D
OdpowiedzUsuńNo, wpadłam tu przypadkiem naprawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNie piszesz głupio, a to najważniejsze.
Masz kurna, talent.
Zostanę u ciebie na dłużej, i będę na bieżąco.
Wbijaj do mnie, jak ci sie spodoba to bardzo sie cieszę <3
,,I hate myself for loving you…''...JOAN! Tak na wstępie - bosko się zaczyna :D
OdpowiedzUsuńSłabość do Axla...chyba rozumiem, haha. Potem ta 'kłótnia', niekontaktujący Izzy i cała ta reszta. No i mnie rozjebało 'fajków'. Kocham takie zabawne, dziwne słowa. Genralnie lubię dziwne rzeczy jak się okazuje. A wiesz co jest najlepsze? Czytam sobie, czytam aż nagle widzę dwa, cudowne, wytapirowane wyrazy: Motley Crue. Ci goście działają na mnie jak narkotyk. Mick, mhm...
I ta końcówka jest boska. Moim zdaniem jest to najlepszy rozdział :)
PS. Ładne nowe tło bloga ;)
To było zajebiste. Chyba kilka razy czytałam końcówkę. Tak... ORGAZM to zajebiste określenie :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz wgl. jest bez sensu i nie w moim stylu, ale zaniemówiłam, gdy go przeczytałam. Świetny, genialny i nie wiem co jeszcze.
Wydaje mi się, że między nią, a Steve coś będzie ^^
Pozdro ;)
ten Axl
Za mało tu innych członków zespołu , oczywiście fajnie , że pojawił się Steven , ale brakuje mi tu Izzego , Slasha i Duffa .
OdpowiedzUsuńDuffie ; )