Rozdział krótszy, chociaż pojawia się w nim nowy wątek, który ... cóż, to tylko epizodyczne i pod koniec przekonacie się o co chodzi.
+ Odsyłam do zakładki z bohaterami, gdzie nowe opisy, zdjęcia, a także nowi bohaterzy.
Także ten, enjoy, fuckers.
~*~
Podobno, jak
człowiek się zrobi w trzy dupy widzi białe myszki – ja wolę być oryginalna, bo
widzę węże. I one są wszędzie – czerwone węże jakiejś tam odmiany mogą równie
dobrze robić za moje włosy, ciuchy, czasem nawet wcielają się w postać fajki,
czy butelki, którą w danej chwili molestuję, i tak jest i tym razem, wiecie?
Ale … może od początku, bo długo nie wytrwałam w obecności Stevena, czy
Zimnokrwistego Chuja za oknem i wolałam się zmyć, a mam ma myśli coś w stylu:
„daj mi towar, to sobie pójdę” i moje szczęście polega na tym, że to zadziałało
na wszystko – brzuch mnie nie boli, nie myślę i tańczę salsę z wężami, więc … w
tej chwili je kocham, bo są moimi jedynymi towarzyszami w drodze na jeszcze
większe zadupie do jakiegoś baru bez nazwy. Tam
mnie nikt nie znajdzie, nie dorwą mnie… A mówiąc już bardziej „trzeźwym”
językiem, chociaż pewnie już się powtarzam – opowiem wam w skrócie jak to
wszystko się potoczyło, czyli „Opowieść Zaćpanej Imigrantki”…
Zaczęło się w
ciepłe popołudnie, chociaż dałabym sobie uciąć głowę, że były to godziny
poranne, więc moim przeznaczeniem było obudzić tych wszystkich ćpunów, jako, że
los postanowił mnie wydymać i zaprowadzić do hellhouse, gdzie żaliłam się nic
niewinnemu, biednemu Stevenowi. Już nawet pominę fakt, że pewnie zachowywałam
się jakbym uciekła z psychiatryka, chociaż i po części tak było – do momentu,
aż nie uświadomiłam sobie jednej kwestii. Pewnie od samego początku była jasna
i zrozumiała – jestem głupia, bo się zakochałam, ale nie w tym rzecz, bo wolę
skupić się na czymkolwiek innym, jak choćby na tym, że moim
prezentem-pocieszenie była wtedy ta mała strzykawka od Stevena, która tak
bardzo była mi potrzebna. A co było dalej? Prawdę mówiąc nic szczególnego –
bida z nędzą, bo to wyglądało jak:
- Mam ci za to
zapłacić, czy coś?
Najwyraźniej
sama świadomość, że trzymałam tą strzykawkę w garści „zatamowała moje łzy”, a
już odstawiając tą tandetną gadkę – po prostu odechciało mi się ryczeć, i nie
powiem, bo nie panowałam nad tym, gdy atak histerii ustąpił miejsca czemuś, co
do złudzenia przypominało desperację, więc … to pytanie do Stevena było raczej
uzasadnione, prawda?
- Nie chcę od
ciebie pieniędzy – powiedział – wiem jaką masz teraz … wiesz, w sensie w jakiej
jesteś sytuacji –przerwa – więc ten, traktuj to jako przysługę, dobra?
- W sumie to –
nie wiedziałam jak mu dziękować… – i tak z tego co mam stać mnie jedynie na
fajki i coś tam, ale mimo to – …najwyraźniej musiał się zadowolić tym jebanym
buziakiem w policzek. Ech… – Jestem
twoją dłużniczką.
- Jenny – czułam
to po raz pierwszy, ale gdy wtedy złapał mnie za rękę, i chociaż był jako-tako
delikatny, to … cóż, wyrwałam mu się. Szczęście takie, że nie zwrócił na to
większej uwagi i mówił dalej: - Nie przesadzaj, w końcu to nic takiego…
- Kurwa, Steven
– tak, znowu zaczęłam panikować. – Nie chodzi mi tylko o to gówno, ale o
całokształt i – opanuj, kurwa, opanuj
się! – i … no, powinieneś się domyślić o co chodzi, nie?
- Dobra, wiem –
zaczął – spokojnie.
Uśmiechnął się
pocieszająco, cokolwiek to znaczy, a ja już nie chciałam więcej gadać, a to
znakomicie wyrażały moje przekrwione i spuchnięte oczy, a przynajmniej tak mi
się zdawało, tak jak to, że w tej chwili pewna część osób lub też ich brak
zadaje sobie pytanie w stylu: „ale, kurwa co dalej?”. Otóż to, co było dalej –
strzykawka, którą tak kurczowo zaciskałam w dłoni zaczęła krzyczeć do mnie
wiadomy przekaz i … cóż, długo jej nie ignorowałam, a gdy przycupnęłam na
schodach i gdzie dałam sobie w żyłę upragnioną działkę hery, zdałam sobie
sprawę, że ta siła obca zatytułowana Steven Adler, której jeszcze niedawno
chciałam odgryźć język ciągle stoi za mną. I niesamowicie mnie peszy, więc …
kurwa, co tu dużo gadać – cisnęłam już pustą strzykawkę, gdzieś … GDZIEŚ, a
moje nogi nabrały niebezpiecznego tempa. Nie, nie biegłam, ale byłam tego
bardzo bliska.
A teraz? Teraz
dalej idę, i idę, i idę, i tak do usranej śmierci, gdzieś daleko od niego, w
ogóle od ludzi i jestem na większym zadupiu niż się spodziewałam, ale się
cieszę i … co robię? Idę dalej i mówię zwykłe „dzień dobry” każdemu napotkanemu
na mojej nędznej drodze wężowi.
~*~
Kurwa, pewnie nawet nie jestem już na Sunset…
Źle ze mną? Na
pewno, bo co mogłabym teraz powiedzieć? Jakoś określić swój stan może? Cóż:
położenie – zadupie. Stan upojenia – najebana. Stan psychiczny – wojna światowa
z użyciem broni nuklearnej podpalana podtlenkiem azotu z domieszką krwawej
walki wręcz, czyli mówiąc jaśniej, to gorzej być nie może. Ale szczerze nie mam większego zamiaru się nad sobą użalać,
ani nic, bo … ha! Zaczynam nowe życie przysłowiowym „jutro” – jutro przestanę
pić, jutro pójdę na odwyk, jutro wykastruję Izzy’ego. Serio o tym pomyślałam? Jezu, a myślałam, że niżej spaść nie mogę… A
otóż to, jak widać mogę, gdy – o ile to
w ogóle możliwe – orientuję się, że znalazłam się pod barem, co nie ma nazwy,
albo to ja nie umiem czytać i zamiast iść jak człowiek do środka do kibla, żeby
się odlać, wolę poczłapać ZA owy bar. Chore,
nie? Tak, zacznijcie się przyzwyczajać.
Pamiętacie w
ogóle, że są godziny poranne, nie? Pewnie mój spacerek trochę mi zajął i dobija
godzina dwunasta, czy coś takiego, więc jest jeszcze jasno. A w tym miejscu o
dziwo szczególnie, gdzie ciepłe słońce przygrzewa, aż jebie po oczach, a mur, o
który właśnie się opieram jest biały i … przejrzysty(?) nie wiem czy to dobre
słowo.
I co teraz
myślę?
Mur – Pink Floyd
– zburzyć mur – nie burzyć muru, ale nie panuję nad tym, bo w rytm nut
zapisanych na podeszwie buta, cegły mi tańczą walna, a ja razem z nimi. I mimo
wszystko jestem teraz szczęśliwa, gdy opieram się o mur i czuję ciepło, chociaż
jest zimny i moja wyobraźnia pokazuje mi, jak ktoś liże mnie po karku w rytm
tych nut, rozumiecie? Ja to rozumiem doskonale i chociaż mogłabym się poryczeć
dla większej dramaturgii, nie zrobię tego. Nie robię też wielu innych rzeczy,
których w tej chwili powinnam, a przynajmniej chcę zrobić – nie palę, nie ćpam,
nie piję chociaż mnie skręca i nie wyżalam się Stevenowi, co ostatnio staje się
modne w moim świecie, nieprawdaż? Tak czy inaczej … wspominałam coś o Pink
Floyd’ach? A gówno, bo w głowie mi w tej chwili to, co prawdopodobnie jakiś
mądry człowiek puścił w tym bezimiennym barze, bo echem odbija mi się w głowie Twisted Sister i mam ochotę wbić sobie w nią szczotkę do kibla, mimo, że uwielbiam tych
skurwieli. Tak, ta moja logika…
Ale wróćmy do
tego, co miałam zrobić, bo miałam się odlać, a po „wykonanym zadaniu” poszłam
do baru licząc na darmowe drinki, chociaż… Jezu, czego ja oczekuję? Jestem
tylko bezdomną ćpunką, co zakochała się w rockmanie i chyba właśnie w tej chwili
to do mnie dotarło, bo gdy sadzam swoje zacne cztery litery przy barze i
zaczynam podsłuchiwać rozmowę tych, co uważają się za barmanów i … cóż,
wnioskuję z niej rzecz oczywistą – powinnam spierdalać, zanim moje nogi nie
otworzą się na kolejny zespół, który rzekomo ma tu dzisiaj zagrać. Ciekawe, co?
Współczuję kolesiom, nie wiedzą na co się porywają…
~*~
Miałam uciekać,
co? Gówno, dalej tu siedzę i osiągnęłam jedynie jednego drinka od jakiegoś
kolesia i prawdopodobnie odciski na dupie. Ach
tak, Stevenson przesiedziała w jednym miejscu dłużej niż dwie godziny, brawa
poproszę! Te brawa to nie tylko dla mnie, nie żeby coś, bo na oklaski
zasługuje też szajs od Stevena, który działa na tyle długo, że jeszcze nie
skręca mnie z bólu. Aż dziwne, nie? Z pewnością, ale wolę nie zapeszać i się zamknąć.
Skupmy się
raczej na pewnym zespole, który właśnie rozkłada swój sprzęt na tutejszej
pseudo-scenie i powiem szczerze, że niezbyt ambitne miejsce wybrali sobie na
debiut(?). Prawdopodobny debiut, ale co mogę o nich więcej powiedzieć? W
zasadzie to nic, poza tym, że siedzę jak ninja z mordą nad szklanką wódki z
colą i obserwuję całą piątkę, jakby od tego zależało moje życie – banda kolesi,
co wyglądają jakby dostali wolne w dżungli i przyjechali tu, gdzie w między
czasie zapuścili tak cholernie długie kłaki, że nie mam zamiaru ukrywać –
cholernie mnie to kręci. Dwóch kolesi z gitarami, jeden z basem, jeden przy
garach, a ten ostatni nie daje za wygrane mikrofonowi, który nie współpracuje i
nie chce się tak wysoko ustawić. Tak, Pan
Wokalista jest wysoki w chuj. I włosy ma blond i dłuższe nawet ode mnie,
czym nawet trochę mnie onieśmiela, więc staram się nie spalić buraka i myślę,
co by mogła powiedzieć stara Jenny. Pewnie to by było coś w stylu: „wszędzie
masz takie długie włosy?”. Tak, szczyt … szczyt … kurwa, zapomniałam słowa… Prostactwa(?)! Nie. Może głupoty? Tak, określę
to jako głupota i wrócę do ilustrowania blondyny.
O Jezu…
Widzę jak się
denerwuje…
Cała piątka
prawdopodobnie robi w gacie ze strachu.
O Jezu…
Blondyna ucisza
(nie) liczne towarzystwo, biorąc oporny mikrofon do ręki, a ja go nie rozumiem,
nawet nie chcę zrozumieć, tylko wsłuchuję się w głos taki zajebisty i czuję
deja vu, bo dokładnie tak samo reagowałam na głos Axla. Jakaś plaga, czy ki chuj? Nie, po prostu mi odwala. Ale wrócę do
czasów obecnych i tego, jak blondyna mówi, że są nowi, bla, bla, bla, zagrają
parę piosenek, bla, bla, nazywają się Skid Row, i jeszcze coś tam pierdoli, a
gdy w końcu zaczynają grać, ja po raz pierwszy zwracam uwagę na to, jaki te
piosenki niosą przekaz, a nie na zawartość spodni wokalisty. Osiągnięcie, nie? I faktycznie, niosą
przekaz, i chociaż nie mam bladego pojęcia jakie nadali nazwy tym cudom, a tym
bardziej, jakie sami noszą nazwy (czyt. Jak się nazywają), więc chyba … w mojej
głowie plan złowrogi się robi – chcę ich poznać.
No to nieźle. Ale ja wiedziałam, ze to będzie Skid Row. No i szatański plan, trzeba ich poznać. No dobra, nie dziwię się jej, bo sama bym w gacie robiła gdybym ich zobaczyła. A końcówka ci wyszła bardzo dobrze, nie wiem co ty od niej chcesz, najlepszy fragment tego rozdziału. Dobra to teraz mała prośba ode mnie. Błagam na kolanach daj więcej Slasha i Duffa, bo biedni robią za tło. No i mam nadzieję, że tej przerwy nie będzie, bo bym się chyba załamała.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, nie musisz nic mówić, tylko problem w tym, że nie mam kurwa zielonego pojęcia jak tu ich ująć, no. Teraz to już w ogóle - zdradzę ci sekret - że zaczną się rozdziały, gdzie Gunsów prawie w ogóle nie będzie, ale tego jeszcze nie wiem na 100%. Cóż, wiem co czujesz, bo sama mam wyrzuty, że ta dwójka poszła w odstawkę i w ogóle, ale obiecuję poprawę, nie żeby coś. :)
UsuńNo ja myślę. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny, bo już czuję niedosyt. ;[
UsuńMój pierwszy komentarz tutaj. Jak to się mogło stać? Przecież ja uwielbiam schizy Jenny. Masz jakąś cholerną moc, która sprawia, że czytając wchodzę w jej ciało i czuję się tak samo naćpana, samotna i dzika jak ona. Żal mi jej. Jenny potrzebuje kogoś kto ją opatuli kocykiem, da fajki i kakałko i pozwoli jej być sobą. Steven jest kochany ale dość niestabilny. Może ze Skid Row się jej uda ale przecież to znowu jest banda niewyżytych rockamanów. Może chociaż dadzą jej jakiś kąt żeby miała gdzie mieszkać. Izzy jest wkurzający. Nie wiem dlaczego ale jest. Czekam aż rozwiniesz nowy wątek :)
OdpowiedzUsuńJak miło, ale Skid Row pojawią się TYLKO kilka razy, to nie będzie nic stałego, więc... No, sama rozumiesz. :)
UsuńNo i Steven jak zwykle pomoże swojej ulubionej przyjaciółce i ulży jej w cierpieniu :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to będą Skid Row od samego początku :D jak tu się nimi nie zachwycać..więc się jej nie dziwię ;) I niecne plan poznania kolejnej piątki rockmanów, mam nadzieję że będzie wdrożony :D może z nimi będzie się lepiej dogadywać niż z Gunsami :) chcę więcej Duffa !!!
Wszyscy skarżą się na brak żyrafy i kudłacza... Tak więc będzie więcej żyrafy i kudłacza, obiecuję, kurwa! XD
UsuńSziiiit! Sama się sobie dziwię, że głupia byłam na tyle by do tej pory nie skomentować tak iście zajebistego opowiadania, które czytam od samego początku :D Anyway, uwielbiam, serio kurde uwielbiam, twój styl pisania. Nie wiem cholera jest taki chaotyczny, nieogarnięty dla mnie, ale to wszystko oczywiście w dobrym sensie. I uwielbiam Jenny, chciałabym być taka jak ona XD Fajnie, że pojawią się Skid Row, dobrych zespołów nigdy dość, chociaż ja to równie dobrze mogłabym o samych Gunsach czytać. Steven jest wybitny, ale no kurde Izzy taki nieczuły D: Dobra, kończę wywód, oczekuję następnego :]
OdpowiedzUsuńave
Soł najs, kurwa. :)
UsuńI uwierz, Jenny nie jest dobrym materiałem do naśladowania...
No kurde, zauważyłam, że coś ze mną nie tak, mam spaczony gust jeśli chodzi o wzorce, ale w sumie, walić to XD
UsuńWiesz, w sumie to ja też, ale racja - walić to, ważne jest, że my się dobrze czujemy z takim, a nie innym wzorcem, nie? XD
UsuńDokładnie, my zwyczajnie widzimy w niej to, czego nie dostrzegają inni :D
UsuńNo właśnie, a skoro nie widzą, to krytykują, a potem jest co jest.
UsuńTaka natura ludzka, gdzieś zakorzeniony nawyk, którego cholernie trudno się wyzbyć. Większość robi to nawet nieświadomie, ale i tak takie sytuacje wynikają z przekonania, że to "moja racja jest lepsza od czyjejś".
OdpowiedzUsuńBUAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHHAHA Jenny ma szatański plan!! Coś czuje, że przez ten jej plan Zimnokrwisty będzie zazdrosny XD
OdpowiedzUsuńa propo, wiesz, przez ciebie mi się to udzieliło i nazywam teraz Izziego "mr. Zimnokrwisty", albo "sir Wampajer" XD no i przez to moją Alisson też... eh, trudno...ale wracając do spraw mniej lub bardziej istotnych, chociaż raczej bardziej (widzisz, ten sposób myślenia mi się udzielił XD) zastanawiam się co Jenny zamierza robić ze Skidami... Czyżby włączyła się ta mała diablica, szmatowata Jen, którą kocham całym moim małym plugawym serduszkiem? Oby.
+tak jak ci napisałam na gg. Historia Slasha, Alisson i Izziego nie kończy się w raz z Slash story, bo Just ride, są ci sami bohaterowie, więc... you know. zapraszam do przeczytania bo dodałam nowy Just ride, to możesz być na bieżąco jeśli chcesz. no chyba, że nie chcesz... muszę przez ciebie wymienić mózg -,-
Jestę Mózgojebę, dzięki. :)))))
Usuń- Mam ci za to zapłacić, czy coś? Hahaha nwm dla czego, ale prawie poszczaąłm się przy tym ze śmiechu... mam takie schizy... czasami xD Końcówka ze Skid Row wymiata. Nie jestem w stanie napisać niż dłuższego bo się śmiejejeęę.
OdpowiedzUsuńHELP!!!
Ja tu się staram, żeby zachować trochę powagi, a ta cieszy twarz...
UsuńNo wiesz ty co?! XD
Widzę, że przez święta mam zaległości :(. Jutro z pewnością wpadnę do Ciebie i przeczytam + komentarz oczywiście :).
OdpowiedzUsuńNie mogę tego ogarnąć. Ale... ale był zajebisty i wreszcie nie myślałam podwójnie. I tu jest git, bo mogę myśleć, ale herbata mi się skończyła. Po chuja mi herbata do pisania komentarzy? Ja pierdole zaczyna mi się coś pierdolić we łbie.
OdpowiedzUsuńTo tak, byli Gunsi, a teraz będzie Skid Row? Dobrze rozumiem? A na sam koniec oni (że Skid Row i Guns N' Roses) razem się spotkają. Znaczy się Jenny czepi się Skid Row i oni pojadą w trasę i na końcu będą z Gunsami w trasie? Coś takiego? Mam jakiś talent ostatnio. Za dużo pije soku z pomarańczy. Idę zabić sok! Końce już, bo i odwala :).
Czekam i oby Twoja wena cię nie opuściła :D.
A gówno prawda, nie przejrzałaś mnie ani trochę, mam zupełnie inne plany, hyhy. A co do weny? Dziwka mnie ostro wydymała, bo nie mogę napisać nawet zdania, ale cóż, takie życie...
UsuńEee, smutek mnie ogarnął z tego pierwszego powodu :(. Znam to uczucie (brak weny). To boli.
Usuńnowy :)
OdpowiedzUsuńhttp://xgoing-to-californiax.blogspot.com/
Tak, WSZYSCY NARZEKAJĄ NA BRAK KUDŁACZA I ŻYRAFY ( KTÓRA SIEDZI KILKAKROTNIE SKLONOWANA U MNIE W KUCHNI I WÓDKI PILNUJE Xd ),
OdpowiedzUsuńTO JA PONARZEKAM NA... KURWA ... NA.... BRAK GABRIELLE, TAK KUUURWA TAAAAK. ;p
CHCIAŁABYM OGŁOSIĆ WSZEM I WOBEC, ŻE ROZDZIAŁ JEST O DZIWO W MIARĘ SPOKOJNY ;d
chociaż węże był zajebiste Ci szczerze powiem, ;D
napisałabym długi komentarz, ale klawiaturki zbytnio nie wiedzę, klikam na oślep ;D
ale z tego co widzę, to napiszę Ci, że rozdział wcale dupny nie jest, jaszcze trzymasz fason kobieto ;D
Co do rozdziału u mnie xD. Towarzystwo z Lafayette przybędzie w następnym. Chociaż Reb wie tylko o tym, że będzie Will. T Rudyo zrobi jej niespodziankę w postaci Jeffa. A co do zapoznania to Duff pozna wiewiórę i wampajera. A Slash i Steven będą dopiero za kilka rozdziałów, bo pozna ich w szkole. No dosyć powiedziałam.
OdpowiedzUsuńSpam, przepraszam.
OdpowiedzUsuńZapraszam na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Zależy nam na opiniach profesjonalistów ;)
,,Jestem tylko bezdomną ćpunką, co zakochała się w rockmanie (...) powinnam spierdalać, zanim moje nogi nie otworzą się na kolejny zespół, który rzekomo ma tu dzisiaj zagrać.''
OdpowiedzUsuńCóż takiego w tym zdaniu jest? Dlaczego jak to przeczytałam to poczułam w środku tysiące wstrząsów? Bezdomna ćpunka, zakochana w rockmenie... O ja pierdolę. Wiesz, tak siedzę, siedzę i znowu uświadomiłam sobie jak ja bardzo nienawidzę XXI wieku. Jak bardzo chciałabym żyć jako siedemnastolatka - dwudziestolatka na tym cholernym Sunset! Nawet...wystarczyłby mi tydzień. Mogłabym się tam zaćpać czy cokolwiek, ale być tam, móc porozmawiać z tymi, którzy teraz są moimi durnymi fikcyjnymi przyjaciółmi, mężami, kochankami czy czymkolwiek innym! Byż, rozmawiać z nimi, kochać, pić...żyć! Po prostu żyć tam, z nimi. Czy kiedykolwiek będzie można podróżować w czasie, odmładzać się? Oby tak... Ja pierdolę, dalej.
Strasznie się rozczuliłam.
Jakiż ten nasz Steven dał uroczy prezent Jenny. Strzykawka do innego świata, czyż nie? Świata węży lub myszek. Aczkolwiek, jakkolwiek nie patrzeć, do świata lepszego. Przynajmniej na jakiś czas. Potem rzekomo jest źle. Ale czy gorzej niż w normalnym?
Nie, dobra. Opowiadanie to jedno, wielkie, niesamowite wspomnienie, myślenie i życie w jednym. Uwielbiam, to jest tak napisane...och, zupełnie tak jak to co uwielbiam. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział!
No...to czekam i pozdrawiam ;*
ej nowy nowy
OdpowiedzUsuńwybacz zapuściłam się z akcjami we wszystkich blogach ;c
http://they-scream-and-yell.blogspot.com/ nowy blog, nowe opowiadanie (oczywiście o Gunsach, tylko... nie jako zespół). zapraszam :3
OdpowiedzUsuń