sobota, 30 marca 2013

Rozdział 25.

Ten rozdział nie dość, że nudny, nie mówi o niczym ważniejszym, końcówka nadaje się do kibla, ale dodaję to tylko po to, żeby przy okazji uprzedzić, że mogę zrobić sobie małą przerwę w pisaniu. Mogę, ale  nie muszę, spokojnie. Zależy od tego, czy wena tak łaskawa będzie i do mnie wróci, ale to nie jest teraz zbyt ważne.

Rozdział krótszy, chociaż pojawia się w nim nowy wątek, który ... cóż, to tylko epizodyczne i pod koniec przekonacie się o co chodzi.

+ Odsyłam do zakładki z bohaterami, gdzie nowe opisy, zdjęcia, a także nowi bohaterzy.

Także ten, enjoy, fuckers.

~*~

Podobno, jak człowiek się zrobi w trzy dupy widzi białe myszki – ja wolę być oryginalna, bo widzę węże. I one są wszędzie – czerwone węże jakiejś tam odmiany mogą równie dobrze robić za moje włosy, ciuchy, czasem nawet wcielają się w postać fajki, czy butelki, którą w danej chwili molestuję, i tak jest i tym razem, wiecie? Ale … może od początku, bo długo nie wytrwałam w obecności Stevena, czy Zimnokrwistego Chuja za oknem i wolałam się zmyć, a mam ma myśli coś w stylu: „daj mi towar, to sobie pójdę” i moje szczęście polega na tym, że to zadziałało na wszystko – brzuch mnie nie boli, nie myślę i tańczę salsę z wężami, więc … w tej chwili je kocham, bo są moimi jedynymi towarzyszami w drodze na jeszcze większe zadupie do jakiegoś baru bez nazwy. Tam mnie nikt nie znajdzie, nie dorwą mnie… A mówiąc już bardziej „trzeźwym” językiem, chociaż pewnie już się powtarzam – opowiem wam w skrócie jak to wszystko się potoczyło, czyli „Opowieść Zaćpanej Imigrantki”…
Zaczęło się w ciepłe popołudnie, chociaż dałabym sobie uciąć głowę, że były to godziny poranne, więc moim przeznaczeniem było obudzić tych wszystkich ćpunów, jako, że los postanowił mnie wydymać i zaprowadzić do hellhouse, gdzie żaliłam się nic niewinnemu, biednemu Stevenowi. Już nawet pominę fakt, że pewnie zachowywałam się jakbym uciekła z psychiatryka, chociaż i po części tak było – do momentu, aż nie uświadomiłam sobie jednej kwestii. Pewnie od samego początku była jasna i zrozumiała – jestem głupia, bo się zakochałam, ale nie w tym rzecz, bo wolę skupić się na czymkolwiek innym, jak choćby na tym, że moim prezentem-pocieszenie była wtedy ta mała strzykawka od Stevena, która tak bardzo była mi potrzebna. A co było dalej? Prawdę mówiąc nic szczególnego – bida z nędzą, bo to wyglądało jak:
- Mam ci za to zapłacić, czy coś?
Najwyraźniej sama świadomość, że trzymałam tą strzykawkę w garści „zatamowała moje łzy”, a już odstawiając tą tandetną gadkę – po prostu odechciało mi się ryczeć, i nie powiem, bo nie panowałam nad tym, gdy atak histerii ustąpił miejsca czemuś, co do złudzenia przypominało desperację, więc … to pytanie do Stevena było raczej uzasadnione, prawda?
- Nie chcę od ciebie pieniędzy – powiedział – wiem jaką masz teraz … wiesz, w sensie w jakiej jesteś sytuacji –przerwa – więc ten, traktuj to jako przysługę, dobra?
- W sumie to – nie wiedziałam jak mu dziękować… – i tak z tego co mam stać mnie jedynie na fajki i coś tam, ale mimo to – …najwyraźniej musiał się zadowolić tym jebanym buziakiem w policzek. Ech… – Jestem twoją dłużniczką.
- Jenny – czułam to po raz pierwszy, ale gdy wtedy złapał mnie za rękę, i chociaż był jako-tako delikatny, to … cóż, wyrwałam mu się. Szczęście takie, że nie zwrócił na to większej uwagi i mówił dalej: - Nie przesadzaj, w końcu to nic takiego…
- Kurwa, Steven – tak, znowu zaczęłam panikować. – Nie chodzi mi tylko o to gówno, ale o całokształt i – opanuj, kurwa, opanuj się! – i … no, powinieneś się domyślić o co chodzi, nie?
- Dobra, wiem – zaczął – spokojnie.
Uśmiechnął się pocieszająco, cokolwiek to znaczy, a ja już nie chciałam więcej gadać, a to znakomicie wyrażały moje przekrwione i spuchnięte oczy, a przynajmniej tak mi się zdawało, tak jak to, że w tej chwili pewna część osób lub też ich brak zadaje sobie pytanie w stylu: „ale, kurwa co dalej?”. Otóż to, co było dalej – strzykawka, którą tak kurczowo zaciskałam w dłoni zaczęła krzyczeć do mnie wiadomy przekaz i … cóż, długo jej nie ignorowałam, a gdy przycupnęłam na schodach i gdzie dałam sobie w żyłę upragnioną działkę hery, zdałam sobie sprawę, że ta siła obca zatytułowana Steven Adler, której jeszcze niedawno chciałam odgryźć język ciągle stoi za mną. I niesamowicie mnie peszy, więc … kurwa, co tu dużo gadać – cisnęłam już pustą strzykawkę, gdzieś … GDZIEŚ, a moje nogi nabrały niebezpiecznego tempa. Nie, nie biegłam, ale byłam tego bardzo bliska.
A teraz? Teraz dalej idę, i idę, i idę, i tak do usranej śmierci, gdzieś daleko od niego, w ogóle od ludzi i jestem na większym zadupiu niż się spodziewałam, ale się cieszę i … co robię? Idę dalej i mówię zwykłe „dzień dobry” każdemu napotkanemu na mojej nędznej drodze wężowi.

~*~

Kurwa, pewnie nawet nie jestem już na Sunset…
Źle ze mną? Na pewno, bo co mogłabym teraz powiedzieć? Jakoś określić swój stan może? Cóż: położenie – zadupie. Stan upojenia – najebana. Stan psychiczny – wojna światowa z użyciem broni nuklearnej podpalana podtlenkiem azotu z domieszką krwawej walki wręcz, czyli mówiąc jaśniej, to gorzej być nie może. Ale szczerze  nie mam większego zamiaru się nad sobą użalać, ani nic, bo … ha! Zaczynam nowe życie przysłowiowym „jutro” – jutro przestanę pić, jutro pójdę na odwyk, jutro wykastruję Izzy’ego. Serio o tym pomyślałam? Jezu, a myślałam, że niżej spaść nie mogę… A otóż  to, jak widać mogę, gdy – o ile to w ogóle możliwe – orientuję się, że znalazłam się pod barem, co nie ma nazwy, albo to ja nie umiem czytać i zamiast iść jak człowiek do środka do kibla, żeby się odlać, wolę poczłapać ZA owy bar. Chore, nie? Tak, zacznijcie się przyzwyczajać.
Pamiętacie w ogóle, że są godziny poranne, nie? Pewnie mój spacerek trochę mi zajął i dobija godzina dwunasta, czy coś takiego, więc jest jeszcze jasno. A w tym miejscu o dziwo szczególnie, gdzie ciepłe słońce przygrzewa, aż jebie po oczach, a mur, o który właśnie się opieram jest biały i … przejrzysty(?) nie wiem czy to dobre słowo.
I co teraz myślę?
Mur – Pink Floyd – zburzyć mur – nie burzyć muru, ale nie panuję nad tym, bo w rytm nut zapisanych na podeszwie buta, cegły mi tańczą walna, a ja razem z nimi. I mimo wszystko jestem teraz szczęśliwa, gdy opieram się o mur i czuję ciepło, chociaż jest zimny i moja wyobraźnia pokazuje mi, jak ktoś liże mnie po karku w rytm tych nut, rozumiecie? Ja to rozumiem doskonale i chociaż mogłabym się poryczeć dla większej dramaturgii, nie zrobię tego. Nie robię też wielu innych rzeczy, których w tej chwili powinnam, a przynajmniej chcę zrobić – nie palę, nie ćpam, nie piję chociaż mnie skręca i nie wyżalam się Stevenowi, co ostatnio staje się modne w moim świecie, nieprawdaż? Tak czy inaczej … wspominałam coś o Pink Floyd’ach? A gówno, bo w głowie mi w tej chwili to, co prawdopodobnie jakiś mądry człowiek puścił w tym bezimiennym barze, bo echem odbija mi się w głowie Twisted Sister i mam ochotę wbić sobie w nią szczotkę do kibla, mimo, że uwielbiam tych skurwieli.  Tak, ta moja logika…
Ale wróćmy do tego, co miałam zrobić, bo miałam się odlać, a po „wykonanym zadaniu” poszłam do baru licząc na darmowe drinki, chociaż… Jezu, czego ja oczekuję? Jestem tylko bezdomną ćpunką, co zakochała się w rockmanie i chyba właśnie w tej chwili to do mnie dotarło, bo gdy sadzam swoje zacne cztery litery przy barze i zaczynam podsłuchiwać rozmowę tych, co uważają się za barmanów i … cóż, wnioskuję z niej rzecz oczywistą – powinnam spierdalać, zanim moje nogi nie otworzą się na kolejny zespół, który rzekomo ma tu dzisiaj zagrać. Ciekawe, co? Współczuję kolesiom, nie wiedzą na co się porywają…

~*~

Miałam uciekać, co? Gówno, dalej tu siedzę i osiągnęłam jedynie jednego drinka od jakiegoś kolesia i prawdopodobnie odciski na dupie. Ach tak, Stevenson przesiedziała w jednym miejscu dłużej niż dwie godziny, brawa poproszę! Te brawa to nie tylko dla mnie, nie żeby coś, bo na oklaski zasługuje też szajs od Stevena, który działa na tyle długo, że jeszcze nie skręca mnie z bólu. Aż dziwne, nie? Z pewnością, ale wolę nie zapeszać i się zamknąć.
Skupmy się raczej na pewnym zespole, który właśnie rozkłada swój sprzęt na tutejszej pseudo-scenie i powiem szczerze, że niezbyt ambitne miejsce wybrali sobie na debiut(?). Prawdopodobny debiut, ale co mogę o nich więcej powiedzieć? W zasadzie to nic, poza tym, że siedzę jak ninja z mordą nad szklanką wódki z colą i obserwuję całą piątkę, jakby od tego zależało moje życie – banda kolesi, co wyglądają jakby dostali wolne w dżungli i przyjechali tu, gdzie w między czasie zapuścili tak cholernie długie kłaki, że nie mam zamiaru ukrywać – cholernie mnie to kręci. Dwóch kolesi z gitarami, jeden z basem, jeden przy garach, a ten ostatni nie daje za wygrane mikrofonowi, który nie współpracuje i nie chce się tak wysoko ustawić. Tak, Pan Wokalista jest wysoki w chuj. I włosy ma blond i dłuższe nawet ode mnie, czym nawet trochę mnie onieśmiela, więc staram się nie spalić buraka i myślę, co by mogła powiedzieć stara Jenny. Pewnie to by było coś w stylu: „wszędzie masz takie długie włosy?”. Tak, szczyt … szczyt … kurwa, zapomniałam słowa… Prostactwa(?)! Nie. Może głupoty? Tak, określę to jako głupota i wrócę do ilustrowania blondyny.
O Jezu…
Widzę jak się denerwuje…
Cała piątka prawdopodobnie robi w gacie ze strachu.
O Jezu…
Blondyna ucisza (nie) liczne towarzystwo, biorąc oporny mikrofon do ręki, a ja go nie rozumiem, nawet nie chcę zrozumieć, tylko wsłuchuję się w głos taki zajebisty i czuję deja vu, bo dokładnie tak samo reagowałam na głos Axla. Jakaś plaga, czy ki chuj? Nie, po prostu mi odwala. Ale wrócę do czasów obecnych i tego, jak blondyna mówi, że są nowi, bla, bla, bla, zagrają parę piosenek, bla, bla, nazywają się Skid Row, i jeszcze coś tam pierdoli, a gdy w końcu zaczynają grać, ja po raz pierwszy zwracam uwagę na to, jaki te piosenki niosą przekaz, a nie na zawartość spodni wokalisty. Osiągnięcie, nie? I faktycznie, niosą przekaz, i chociaż nie mam bladego pojęcia jakie nadali nazwy tym cudom, a tym bardziej, jakie sami noszą nazwy (czyt. Jak się nazywają), więc chyba … w mojej głowie plan złowrogi się robi – chcę ich poznać.

29 komentarzy:

  1. No to nieźle. Ale ja wiedziałam, ze to będzie Skid Row. No i szatański plan, trzeba ich poznać. No dobra, nie dziwię się jej, bo sama bym w gacie robiła gdybym ich zobaczyła. A końcówka ci wyszła bardzo dobrze, nie wiem co ty od niej chcesz, najlepszy fragment tego rozdziału. Dobra to teraz mała prośba ode mnie. Błagam na kolanach daj więcej Slasha i Duffa, bo biedni robią za tło. No i mam nadzieję, że tej przerwy nie będzie, bo bym się chyba załamała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, nie musisz nic mówić, tylko problem w tym, że nie mam kurwa zielonego pojęcia jak tu ich ująć, no. Teraz to już w ogóle - zdradzę ci sekret - że zaczną się rozdziały, gdzie Gunsów prawie w ogóle nie będzie, ale tego jeszcze nie wiem na 100%. Cóż, wiem co czujesz, bo sama mam wyrzuty, że ta dwójka poszła w odstawkę i w ogóle, ale obiecuję poprawę, nie żeby coś. :)

      Usuń
    2. No ja myślę. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny, bo już czuję niedosyt. ;[

      Usuń
  2. Mój pierwszy komentarz tutaj. Jak to się mogło stać? Przecież ja uwielbiam schizy Jenny. Masz jakąś cholerną moc, która sprawia, że czytając wchodzę w jej ciało i czuję się tak samo naćpana, samotna i dzika jak ona. Żal mi jej. Jenny potrzebuje kogoś kto ją opatuli kocykiem, da fajki i kakałko i pozwoli jej być sobą. Steven jest kochany ale dość niestabilny. Może ze Skid Row się jej uda ale przecież to znowu jest banda niewyżytych rockamanów. Może chociaż dadzą jej jakiś kąt żeby miała gdzie mieszkać. Izzy jest wkurzający. Nie wiem dlaczego ale jest. Czekam aż rozwiniesz nowy wątek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, ale Skid Row pojawią się TYLKO kilka razy, to nie będzie nic stałego, więc... No, sama rozumiesz. :)

      Usuń
  3. No i Steven jak zwykle pomoże swojej ulubionej przyjaciółce i ulży jej w cierpieniu :)
    Wiedziałam, że to będą Skid Row od samego początku :D jak tu się nimi nie zachwycać..więc się jej nie dziwię ;) I niecne plan poznania kolejnej piątki rockmanów, mam nadzieję że będzie wdrożony :D może z nimi będzie się lepiej dogadywać niż z Gunsami :) chcę więcej Duffa !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy skarżą się na brak żyrafy i kudłacza... Tak więc będzie więcej żyrafy i kudłacza, obiecuję, kurwa! XD

      Usuń
  4. Sziiiit! Sama się sobie dziwię, że głupia byłam na tyle by do tej pory nie skomentować tak iście zajebistego opowiadania, które czytam od samego początku :D Anyway, uwielbiam, serio kurde uwielbiam, twój styl pisania. Nie wiem cholera jest taki chaotyczny, nieogarnięty dla mnie, ale to wszystko oczywiście w dobrym sensie. I uwielbiam Jenny, chciałabym być taka jak ona XD Fajnie, że pojawią się Skid Row, dobrych zespołów nigdy dość, chociaż ja to równie dobrze mogłabym o samych Gunsach czytać. Steven jest wybitny, ale no kurde Izzy taki nieczuły D: Dobra, kończę wywód, oczekuję następnego :]
    ave

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Soł najs, kurwa. :)
      I uwierz, Jenny nie jest dobrym materiałem do naśladowania...

      Usuń
    2. No kurde, zauważyłam, że coś ze mną nie tak, mam spaczony gust jeśli chodzi o wzorce, ale w sumie, walić to XD

      Usuń
    3. Wiesz, w sumie to ja też, ale racja - walić to, ważne jest, że my się dobrze czujemy z takim, a nie innym wzorcem, nie? XD

      Usuń
    4. Dokładnie, my zwyczajnie widzimy w niej to, czego nie dostrzegają inni :D

      Usuń
    5. No właśnie, a skoro nie widzą, to krytykują, a potem jest co jest.

      Usuń
  5. Taka natura ludzka, gdzieś zakorzeniony nawyk, którego cholernie trudno się wyzbyć. Większość robi to nawet nieświadomie, ale i tak takie sytuacje wynikają z przekonania, że to "moja racja jest lepsza od czyjejś".

    OdpowiedzUsuń
  6. BUAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHHAHA Jenny ma szatański plan!! Coś czuje, że przez ten jej plan Zimnokrwisty będzie zazdrosny XD
    a propo, wiesz, przez ciebie mi się to udzieliło i nazywam teraz Izziego "mr. Zimnokrwisty", albo "sir Wampajer" XD no i przez to moją Alisson też... eh, trudno...ale wracając do spraw mniej lub bardziej istotnych, chociaż raczej bardziej (widzisz, ten sposób myślenia mi się udzielił XD) zastanawiam się co Jenny zamierza robić ze Skidami... Czyżby włączyła się ta mała diablica, szmatowata Jen, którą kocham całym moim małym plugawym serduszkiem? Oby.

    +tak jak ci napisałam na gg. Historia Slasha, Alisson i Izziego nie kończy się w raz z Slash story, bo Just ride, są ci sami bohaterowie, więc... you know. zapraszam do przeczytania bo dodałam nowy Just ride, to możesz być na bieżąco jeśli chcesz. no chyba, że nie chcesz... muszę przez ciebie wymienić mózg -,-

    OdpowiedzUsuń
  7. - Mam ci za to zapłacić, czy coś? Hahaha nwm dla czego, ale prawie poszczaąłm się przy tym ze śmiechu... mam takie schizy... czasami xD Końcówka ze Skid Row wymiata. Nie jestem w stanie napisać niż dłuższego bo się śmiejejeęę.

    HELP!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tu się staram, żeby zachować trochę powagi, a ta cieszy twarz...
      No wiesz ty co?! XD

      Usuń
  8. Widzę, że przez święta mam zaległości :(. Jutro z pewnością wpadnę do Ciebie i przeczytam + komentarz oczywiście :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę tego ogarnąć. Ale... ale był zajebisty i wreszcie nie myślałam podwójnie. I tu jest git, bo mogę myśleć, ale herbata mi się skończyła. Po chuja mi herbata do pisania komentarzy? Ja pierdole zaczyna mi się coś pierdolić we łbie.
    To tak, byli Gunsi, a teraz będzie Skid Row? Dobrze rozumiem? A na sam koniec oni (że Skid Row i Guns N' Roses) razem się spotkają. Znaczy się Jenny czepi się Skid Row i oni pojadą w trasę i na końcu będą z Gunsami w trasie? Coś takiego? Mam jakiś talent ostatnio. Za dużo pije soku z pomarańczy. Idę zabić sok! Końce już, bo i odwala :).
    Czekam i oby Twoja wena cię nie opuściła :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gówno prawda, nie przejrzałaś mnie ani trochę, mam zupełnie inne plany, hyhy. A co do weny? Dziwka mnie ostro wydymała, bo nie mogę napisać nawet zdania, ale cóż, takie życie...

      Usuń
    2. Eee, smutek mnie ogarnął z tego pierwszego powodu :(. Znam to uczucie (brak weny). To boli.

      Usuń
  10. nowy :)

    http://xgoing-to-californiax.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, WSZYSCY NARZEKAJĄ NA BRAK KUDŁACZA I ŻYRAFY ( KTÓRA SIEDZI KILKAKROTNIE SKLONOWANA U MNIE W KUCHNI I WÓDKI PILNUJE Xd ),

    TO JA PONARZEKAM NA... KURWA ... NA.... BRAK GABRIELLE, TAK KUUURWA TAAAAK. ;p

    CHCIAŁABYM OGŁOSIĆ WSZEM I WOBEC, ŻE ROZDZIAŁ JEST O DZIWO W MIARĘ SPOKOJNY ;d
    chociaż węże był zajebiste Ci szczerze powiem, ;D

    napisałabym długi komentarz, ale klawiaturki zbytnio nie wiedzę, klikam na oślep ;D
    ale z tego co widzę, to napiszę Ci, że rozdział wcale dupny nie jest, jaszcze trzymasz fason kobieto ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do rozdziału u mnie xD. Towarzystwo z Lafayette przybędzie w następnym. Chociaż Reb wie tylko o tym, że będzie Will. T Rudyo zrobi jej niespodziankę w postaci Jeffa. A co do zapoznania to Duff pozna wiewiórę i wampajera. A Slash i Steven będą dopiero za kilka rozdziałów, bo pozna ich w szkole. No dosyć powiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Spam, przepraszam.
    Zapraszam na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Zależy nam na opiniach profesjonalistów ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. ,,Jestem tylko bezdomną ćpunką, co zakochała się w rockmanie (...) powinnam spierdalać, zanim moje nogi nie otworzą się na kolejny zespół, który rzekomo ma tu dzisiaj zagrać.''
    Cóż takiego w tym zdaniu jest? Dlaczego jak to przeczytałam to poczułam w środku tysiące wstrząsów? Bezdomna ćpunka, zakochana w rockmenie... O ja pierdolę. Wiesz, tak siedzę, siedzę i znowu uświadomiłam sobie jak ja bardzo nienawidzę XXI wieku. Jak bardzo chciałabym żyć jako siedemnastolatka - dwudziestolatka na tym cholernym Sunset! Nawet...wystarczyłby mi tydzień. Mogłabym się tam zaćpać czy cokolwiek, ale być tam, móc porozmawiać z tymi, którzy teraz są moimi durnymi fikcyjnymi przyjaciółmi, mężami, kochankami czy czymkolwiek innym! Byż, rozmawiać z nimi, kochać, pić...żyć! Po prostu żyć tam, z nimi. Czy kiedykolwiek będzie można podróżować w czasie, odmładzać się? Oby tak... Ja pierdolę, dalej.
    Strasznie się rozczuliłam.
    Jakiż ten nasz Steven dał uroczy prezent Jenny. Strzykawka do innego świata, czyż nie? Świata węży lub myszek. Aczkolwiek, jakkolwiek nie patrzeć, do świata lepszego. Przynajmniej na jakiś czas. Potem rzekomo jest źle. Ale czy gorzej niż w normalnym?
    Nie, dobra. Opowiadanie to jedno, wielkie, niesamowite wspomnienie, myślenie i życie w jednym. Uwielbiam, to jest tak napisane...och, zupełnie tak jak to co uwielbiam. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział!
    No...to czekam i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. ej nowy nowy
    wybacz zapuściłam się z akcjami we wszystkich blogach ;c

    OdpowiedzUsuń
  16. http://they-scream-and-yell.blogspot.com/ nowy blog, nowe opowiadanie (oczywiście o Gunsach, tylko... nie jako zespół). zapraszam :3

    OdpowiedzUsuń