Alleluja, kurwa, WENA WRÓCIŁA!
Tak więc ten ... AVE QUEEN, SOK Z POMARAŃCZY, FAJKI I CIASTO WIŚNIOWE! Chociaż ... nie, chuj wam w dupę ciasto i fajki, bo miałam się odchudzać i nie palić, ale czego się nie robi z miłości. XD
ENJOY, FUCKERS, bo kurewsko się cieszę, że znowu mogę wam, kochani, pocisnąć od fuckersów!
~*~
Załóżmy pewną
sytuację, dobra?
Jak wszyscy
wiedzą, albo przynajmniej wiedzieć powinni, to z dziewczynami ja się dogadać
nie umiem, tak więc zostają mi faceci, a zgarniając to grono do minimum, to mam
na myśli niewyżytych rockmanów, bądź też pseudo-rockmanów. Ale za tym idą
kolejne „ciekawe” wnioski – sama siebie skazałam na znoszenie stereotypu groupies,
cokolwiek to znaczy i cokolwiek kto myśli, bo nie uważam się za taką, jednak
jakkolwiek bym sobie nie wmawiała, że nią nie jestem i inne pierdolenie, to
dobrze zdaję sobie sprawę, że dokładnie tak wyglądam, a mam na myśli tą właśnie
sytuację. Ale opowiem to inaczej, bo świeżo po tym, jak zaprzysięgłam sama
sobie, że kończę z tym wszystkim – z ćpaniem, chlaniem, z wampajerami i
napalonymi skurwielami – to niedługo później, czyli właśnie teraz mogę sobie
przyznać nobla za mistrzostwo w byciu skończoną hipokrytką, mam rację?
Oczywiście, że ją mam, bo co jak co, ale teraz moim jedynym pragnieniem jest
strzelić sobie w łeb – ale to kolejny stereotyp – zachowuję się jak pierdolona
cnotka, bo po poznaniu tych długowłosych debiutantów z dżungli mogę szczerze
przyznać, że jeden szczególnie nie jest mi obojętny, ale … jeszcze nie zdradzę,
który ma ten „zaszczyt”.
Przejdźmy jednak
do konkretów, jakimi w tym przypadku jest coś w stylu „after party” po udanym
koncercie, tak więc opiszę to dokładniej – zebrali się wszyscy święci i dziwki
przy jednym ze stolików w tym barze, czy jakąkolwiek by temu nazwę nie
przepisać, a dobroduszne małpy postawili Danielsa i myślą, że wszystkich
zadowolą. Prawda jest taka, że ja obaliłam większość, po czym uznana za
samolubną pijaczkę pokazałam im dumnie środkowy palec nie odrywając się
jednocześnie z kolan pewnego blond-włosego
bębniarza. Kurwa, zbieg jebanych
okoliczności? Kolejny blondyn-napierdalacz? Ale tak czy inaczej Rob mi się
podoba, a całą resztę mam w dupie – najwyżej jutro będę żałować.
Mimo wszystko –
i to może was zdziwi – nie jestem jakby „włączona” do rozmowy. A dlaczego? Ha,
jakoś nie specjalnie odpowiadają mi te suchary Baza i ten sztuczny śmiech ich
koleżanek, że tak je nazwę, tylko dlatego, by go nie urazić. Tak naprawdę ktoś
powinien mu powiedzieć, żeby z łaski swojej stulił ryj, bo zabawniejsze byłoby
patrzenie jak woda w kiblu spływa, ale … cii,
nie mówcie mu tego, ja nic nie powiedziałam…! A teraz? Teraz wolę się
skupić na czymś o wiele ciekawszym – przynajmniej teoretycznie, bo w momencie,
gdy Pan Robbie odpala fajkę, zaciąga się nią ze dwa razy i … najzwyczajniej w
świecie mi ją oddaje, nadążacie? Zaraz was olśnię – zachowuje się jak przyćpany
romantyk, rzucający mi co chwilę, jakby nie było jednoznaczne spojrzenia i śle
buziaki od których zbiera mi się na bełty, to udając, że to odwzajemniam wolę w
spokoju wykończyć mu papierosa. Ha,
jestem zajebista! Ta, tak, że aż wcale… Już nawet pominę fakt, że jestem
prawie pewna, że w jakiś magiczny i nieznany mi sposób mógł doprawić tą niczego
nie winną fajkę, to mam ochotę krzyczeć „pierdolcie się wszyscy na ryj!” a
jednocześnie … cóż, wspominałam o powrocie starej Jenny? Ach, tak, właśnie nie
wspominałam, więc mówię to teraz – chcę się pobawić Robem. Jemu to pewnie
przeszkadzać nie będzie więc mam duże pole do popisu, nieprawdaż? To
stuprocentowa prawda, tak więc … show rozpoczęty, zapinać pasy i poślady, bo
(nie)będzie się działo!
A wiecie co jest
najciekawsze? Nasza – jakkolwiek to dziwnie nie brzmi – fajka zszyła nam mózgi,
bo najwyraźniej myślimy podobnie, kiedy to mój blond-napierdalacz proponuje mi
spacer i cichaczem urywamy się z miejsca rozpusty i whisky.
Papieros wraz z
napięciem kończy się w momencie przekroczenia drzwi speluny, a już lekko
zachodzące słońce na zewnątrz oślepia mnie w równym stopniu jak delikatnie
zdywaniona klata mojego towarzysza, że aż mam ochotę powiedzieć coś jak … HAŃBA
CI, KURWA! DYWAN TO DYWAN, A JAK NIE, TO SIĘ OGÓL! A prawda jest taka, że gówno
z tego wychodzi, po bezkarnie pozwalam molestować sobie dłoń i prowadzić w
miejsce bliżej nie określone. Cóż, życie.
- Jenny, tak? –
no nie powiem, bo najprawdopodobniej tym sprowadził mnie z piekła na ziemię,
więc odpowiadam tylko kiwnięciem głowy i wracam do czerwonych czeluści. – To – no co do kurwy, on jest nieśmiały? –
Podobało się jak graliśmy?
Nie i chuj, ssaliście pałę.
- Jasne – serio byli
zajebiści, nie żeby coś. – Jak na … wiesz, „początki”, to dupę urywa.
- Myślisz? –
pyta się jakby miał jakieś wątpliwości, litości, fałszywą skromnością może
najwyżej zarobić bolącą pamiątkę na dupie.
- Ja to wiem!
Wiem jeszcze
coś, nadążacie? Bardzo często chcę powiedzieć coś szczerego, ale mimo woli
gryzę się w język – idiotyczne, nie? Czas wrócić do starej mnie, tęsknię za tą
suczą.
- A … ja ci się
podobam? – no jasne, jasne, kurwa.
- Gościu, opanuj
przyrodzenie – szczerość, fuck yeah! – To
znaczy – a co mi tam! – Musi minąć jeszcze kilka godzin zanim do reszty
wypierzesz mi mózg…
- To zajebiście!
– prędzej krzyknął niż powiedział i najwyraźniej się z chujem na mózg pozamieniał,
bo … ja się z nim tylko droczę, ale cii, to tajemnica!
Tak już
odchodząc od tematu, to chciałabym powiedzieć, że wszystko jest zajebiście i w
ogóle – mam przy sobie nowy nabytek w postaci bębniarza, jestem prawie trzeźwa
i jest mi z tym dziwnie dobrze, ale tak naprawdę czuję taką jedną, wielką,
pierdoloną pustkę i mam przez to ochotę
spierdalać. Gdzie? A chuj wie – jak najdalej i zaszyć się tak w kącie i płakać
i nie wychodzić dopóki nie wymyślę sobie nowego zajęcia niż wykorzystywanie i
zakochiwanie się w pojebach. Zgadzacie się ze mną, prawda? I chociaż mogłabym o
tym myśleć do usranej śmierci, to wolę was nie zanudzać i zacząć w końcu … co
robić? Nie wiem, kurwa, żyć? Otrząsnąć się i poudawać naćpaną z braku
narkotyków, których o dziwo nie odczuwam teraz braku i … tak, to jest właśnie
zajebiste!
- Rob! Kurwa! –
zaczynam i pewnie wyglądam, jakby zaświeciła mi się nad głową żarówka, która
prawdopodobne oświetla całe LA, i staję przed nim ubrana w taką nadzieję i
wyimaginowaną nietrzeźwość, że rozsadza mnie od środka, kurwa! – Jest coś czego
nienawidzisz?
- Co? – w życiu
nie widziałam tak zdezorientowanego człowieka i najzwyczajniej w świecie mnie
to bawi.
- No to! – tak,
się nakręciłam! – Chcesz się tego pozbyć, nie?
- No…
- To chodź,
biegniemy! – pomijam wszystko i nie czekając na to, jak zareaguje, albo też w
jakim tempie mózg wypadnie mu dupą i zaczynam biec, a co mi tam! – No ruszaj
dupsko! Nie daj się prosić, zjebie!
Dar
przekonywania to ja mam, a przekonuje mnie o tym … sam Rob – śmieje się tylko i
zaraz dorównuje mi kroku. A teraz jak to skomentuję? Czuję się zajebiście! Tak
w chuj zajebiście, że chcę mi się krzyczeć – tak, znowu – i nagle dostaję
takiego speeda, że to wszystko zamienia się w wyścigi podlane przekleństwami,
adrenaliną, jakbyśmy spierdalali przed policją. Czad, kurwa! A szczególnie, że ja nie biegam – ja uprawiam chlanie
na poziomie olimpijskim i puszczam się za prochy, ale nie biegam, kurwa, więc
taka zmiana jest jak najbardziej na plus, nie? Oczywiście, że tak! I nawet nie
orientuję się, kiedy mijam znajome, bądź też nie znajome mordy i równie dobrze
mogłabym im pluć w twarz, bo nic się teraz nie liczy – chcę biec coraz szybciej
i szybciej, i chociaż nie mogę, bo opierdalam swoje nogi za brak kondycji, to
mają wała, bo i tak się nie zatrzymuję – mijamy znajome mi bary, studio tatuażu
Gabrielle, może nawet hellhouse, ale leje na to ciepłym moczem, a Rob mi w tym
pomaga. On jest zajebisty! I w ogóle
aż dziw, że jeszcze żyje…
Nie wiem ile
czasu już tak biegniemy, ale mimo wszystko i tak czuję mały … co ja pierdolę,
czuję WIELKI niedosyt, i chociaż jak widać przebiegliśmy Sunset Strip z jednego
końca na drugi, to mój towarzysz odpadł – mówiąc to zacne „pierdole to” walnął
się na chodnik i aż widać jak uchodzi z niego życie… A mi morda i tak się
śmieje, a co!
- Jesteś kurwa
zajebisty! – tak, powtarzam się, i co z tego? A mówię to, siadając gdzieś obok
i … cóż, może dodam mu chodź trochę otuchy…?
- Na próbę, to
jutro będą mnie musieli, kurwa, zanieść – zaczyna – i to wszystko przez jakąś
laskę…
- Nie jakąś,
dobra? Działałeś w szczytnym celu – jak ja uwielbiam wprawiać ludzi w
zakłopotanie, no kurwa!
- Co? – udało mi
się, jak widać, bo nawet się podnosi, co prawda lekko, ale zawsze i ma minę,
jakby dowiedział się, że jestem facetem, czujecie to?!
- No – przerwa –
pomagałeś mi uciekać przed przeznaczeniem.
- Ja pierdole,
jakież to głębokie…
- Aż do
zrzygania, nie? – …no co? Taka prawda.
- Nie zaprzeczam
– i w tej chwili następuje moment ciszy, w którym Rob siada obok mnie i odpala
fajkę, i w której teoretycznie powinnam dość do wniosku, że żałuję tego, co
powiedziałam, ale…
- Tylko ten,
jakim znowu przeznaczeniem? – …ale właśnie, żałuję dopiero po chwili, właśnie
teraz. Pojebane, nie? Bo nie mam zamiaru się komukolwiek zwierzać z moich chorych
problemów.
- A to już nie
ważne – zaczynam – ważne, że pomogłeś i dziękuję – osz ty w dupę, ja podziękowałam!
Znowu chwila
ciszy, ALLELUJA!
Skupiam się
teraz na tym, aby podprowadzić mu cichaczem fajkę i wsłuchiwać się w imprezę
niedaleko. Kiedyś pewnie powiedziałabym, że chcę tam iść, ale co tam, pobędę
abstynentem kilka dni, a przynajmniej się postaram, ale teraz nie o tym, bo
jakoś Rob na moment znika i moją uwagą o dziwo przykuli ludzie. Tak, dokładnie,
lubię się przyglądać ludziom, a już szczególnie w takich chwilach, a co
dokładnie mam na myśli? Mam na myśli tą słit parkę naprzeciwko – aż chce się
rzygać, serio. I już nawet nie o to chodzi, że stoją pod jakimś domem i migdalą
się jakby miało nie być jutra, tylko … czy ja im, kurwa, zazdroszczę? Pewnie
tak i sama nie wiem dlaczego tak jest, bo dobrze mi samej – nie lubię związków,
ale zazdrość ostatnio u mnie jest tak jak … jakby plastiku odpadły tipsy,
rozumiecie? To pierdolony pech i niewiele mogę z tym zrobić i to mnie dobija,
może nawet, a raczej na pewno wkurwia, więc jedyne, co mi teraz przychodzi na
myśl jest oczywiste – chcę wyżalić się mojej kochance, co nosi nazwę wódka… Ale
znowu kij w ryj, BO JEJ, KURWA, NIE MAM! Mam tylko ukradzioną fajkę i szum w
głowie od tego, jak tu nieludzko głośno puszczają muzykę, i nie żeby mi to
przeszkadzało, ale to okropna zapowiedź kaca, kiedy wyparowuje ze mnie tych
kilka drinków.
Tak więc ten …
mam w głowie bombę atomową, która lada chwila eksploduje, i bądź co bądź
niechcianą dłoń Roba na kolanie, co mnie wkurwia i znowu czuję natłok
wszystkiego, a że zawsze zagłuszałam to prochami, to teraz jestem w dupie
głębiej niż to wszystko warte. I gdy tak sobie myślę, żeby chociaż on mógłby z
łaski swej się ode mnie odpierdolić, to staje się jeszcze bardziej nachalny –
cóż, takie życie, nie? Moje jebane życie…
I może już nawet
chcę go zdzielić po ryju, to wybrał sobie wspaniały moment, żeby temu zapobiec.
- Nad czym tak
dumasz? – pyta, gdy wypuszczam głośno powietrze i gaszę fajkę, którą jeszcze
trochę, a bym się poparzyła i czuję go coraz bliżej siebie, co mnie
jednocześnie irytuje, ale … chociaż z drugiej strony…
- Nad czymś, co
z pewnością cię nie zainteresuje – jestem
pewna siebie, wiem o tym.
- No weź, z góry
pesymizujesz – a to ciekawe. Mówi jakby był przykładem optymizmu, ale ja wiem, że
może najwyżej udawać, bo w tej kwestii Steven bije go na głowę, taka prawda.
- Nie jestem
pesymistką, tylko pierdoloną realistką, dobra? – tak, dokładnie, bo z każdym
słowem jestem coraz bardziej wkurwiona, a dlaczego? Bo się, kurwa, do mnie
klei, ok.? Niby próbuje mnie przytulać, ale jedyną reakcją na jaką mnie stać,
to dreszcze, które wcale, a wcale nie są z przyjemności.
- Już tak się
nie unoś – zaczął – widzę, że masz doła.
O kurwa, to aż tak widać?
- Obojętnie.
Z tym słowem
zrobiłam coś, czego pewnie będę żałować, ale … co ja mam do stracenia? Problem
w tym, że właśnie nic, bo patrzę mu w oczy i o dziwo nawet w tym zjebanym
świetle widzę, że są tak … brązowe inaczej, rozumiecie? Bo nie chce mi się tego
tłumaczyć, ale gdy tak zajebiście słodko się uśmiechnął, to pewnie gdybym była
najebana zaczęłabym nazywać go Stevenem – cóż, podobni to oni są aż za bardzo,
albo to tylko moje paranoje, bo … po czasie – gdy powoli zaczynam odczuwać wstyd,
że tak perfidnie się gapię – on to wykorzystuje tym gównianym „buziaczkiem” w
policzek. I ten … od kiedy rockmani są tacy … TACY!? To chore, nie? Albo to
znowu tylko ja to tak odbieram, bo kiedy mówię sobie: „a jebać wszystko” i
zaczynam go całować – już w ten „dopuszczalny” sposób, to ... nic. Całuję go –
tyle, koniec, kurwa. Chociaż … nie, koniec jest dopiero wtedy, gdy po zadaniu
ukończonym wstaję, mówię, że muszę już iść, chociaż wcale nie muszę i … idę,
mimo, że nie mam gdzie, do kogo, po co, czy coś tam, whatever.
kuuuuuuuuuuuurwaaaaaa
OdpowiedzUsuńkomentarz nie błyśnie długością, ale powiem, że tak tutaj siedzę i czytam i po prostu .. chcę takiego Roba ;D
Rozdział wcale nie był zjebany, i chuuj ;D
chcę kolejny, ale to pewnie bee musiała poczekać ;D
*-* Rozjebałaś system. Serio. Ten klimat... jak piszesz to czuć klimat wieeesz? Bo jak czytam te przemyślenia to mi się widzi życie i i.... i zajebiste to jest!!! Pisz, pisz bo czekam z jebaną niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńNo i w końcu do nas wróciłaś :D już zaczynałam się martwić :P
OdpowiedzUsuńNoo i proszę proszę...zapominamy o rockmanach w gronie...rockmanów :D ale Skidzi są super :) i szacunek za to, że wybrałaś Roba a nie znowu Sebastiana ;) Ja też widzę w nim i Stevenie duże podobieństwo:)
Tylko kurde...nie podoba mi się zbytnio, że ona tak się bawi każdym facetem. Ja rozumiem, że ich nienawidzi no ale co on jej zawinił? Najpierw robi mu nadzieję, a później ucieka...cała Jenny :D mimo wszystko rozdział super, jak zawsze :P
Ohh shit, az nie moglam sie oderwac od czytania. To bylo epickie. Oj ta Jenny, ona zawsze cos odpierdoli, ale o dziwo w tym rozdziale nie byla dziwkowata haha xD
OdpowiedzUsuńjasny chuj, nie mogę z Twoich tekstów *____* nie da się tego czytać bez zaciesza na ryju, po prostu nie da.
OdpowiedzUsuńRob jest słodki, uroczy i nie wiem jaki jeszcze. dzieli się fajką i to określenie: "przyćpany romantyk".. :3
Pierwsze co muszę powiedzieć to to, że tworzysz genialne opisy. Genialne opisy myśli dziewczyny, przesycone wręcz zajebistymi tekstami i takim fajnym spojrzeniem na wszystko dookoła. "[...] żeby z łaski swojej stulił ryj, bo zabawniejsze byłoby patrzenie jak woda w kiblu spływa." No genialne. xDD Są ciekawe dialogi, ale - jak wspomniałam - nie brak opisów. Tak też jest zajebiście, prawda? :D
OdpowiedzUsuńNo więc ja sobie jeszcze będę tu wpadać.
W wolnych chwilach zapraszam do mnie.
Pozdrawiam, Aredi.
http://children-of-revolution.blogspot.com/