sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 26.

KUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUR-

Alleluja, kurwa, WENA WRÓCIŁA!

Tak więc ten ... AVE QUEEN, SOK Z POMARAŃCZY, FAJKI I CIASTO WIŚNIOWE! Chociaż ... nie, chuj wam w dupę ciasto i fajki, bo miałam się odchudzać i nie palić, ale czego się nie robi z miłości. XD

ENJOY, FUCKERS, bo kurewsko się cieszę, że znowu mogę wam, kochani, pocisnąć od fuckersów!


~*~


Załóżmy pewną sytuację, dobra?
Jak wszyscy wiedzą, albo przynajmniej wiedzieć powinni, to z dziewczynami ja się dogadać nie umiem, tak więc zostają mi faceci, a zgarniając to grono do minimum, to mam na myśli niewyżytych rockmanów, bądź też pseudo-rockmanów. Ale za tym idą kolejne „ciekawe” wnioski – sama siebie skazałam na znoszenie stereotypu groupies, cokolwiek to znaczy i cokolwiek kto myśli, bo nie uważam się za taką, jednak jakkolwiek bym sobie nie wmawiała, że nią nie jestem i inne pierdolenie, to dobrze zdaję sobie sprawę, że dokładnie tak wyglądam, a mam na myśli tą właśnie sytuację. Ale opowiem to inaczej, bo świeżo po tym, jak zaprzysięgłam sama sobie, że kończę z tym wszystkim – z ćpaniem, chlaniem, z wampajerami i napalonymi skurwielami – to niedługo później, czyli właśnie teraz mogę sobie przyznać nobla za mistrzostwo w byciu skończoną hipokrytką, mam rację? Oczywiście, że ją mam, bo co jak co, ale teraz moim jedynym pragnieniem jest strzelić sobie w łeb – ale to kolejny stereotyp – zachowuję się jak pierdolona cnotka, bo po poznaniu tych długowłosych debiutantów z dżungli mogę szczerze przyznać, że jeden szczególnie nie jest mi obojętny, ale … jeszcze nie zdradzę, który ma ten „zaszczyt”.
Przejdźmy jednak do konkretów, jakimi w tym przypadku jest coś w stylu „after party” po udanym koncercie, tak więc opiszę to dokładniej – zebrali się wszyscy święci i dziwki przy jednym ze stolików w tym barze, czy jakąkolwiek by temu nazwę nie przepisać, a dobroduszne małpy postawili Danielsa i myślą, że wszystkich zadowolą. Prawda jest taka, że ja obaliłam większość, po czym uznana za samolubną pijaczkę pokazałam im dumnie środkowy palec nie odrywając się jednocześnie z kolan pewnego blond-włosego  bębniarza. Kurwa, zbieg jebanych okoliczności? Kolejny blondyn-napierdalacz? Ale tak czy inaczej Rob mi się podoba, a całą resztę mam w dupie – najwyżej jutro będę żałować.
Mimo wszystko – i to może was zdziwi – nie jestem jakby „włączona” do rozmowy. A dlaczego? Ha, jakoś nie specjalnie odpowiadają mi te suchary Baza i ten sztuczny śmiech ich koleżanek, że tak je nazwę, tylko dlatego, by go nie urazić. Tak naprawdę ktoś powinien mu powiedzieć, żeby z łaski swojej stulił ryj, bo zabawniejsze byłoby patrzenie jak woda w kiblu spływa, ale … cii, nie mówcie mu tego, ja nic nie powiedziałam…! A teraz? Teraz wolę się skupić na czymś o wiele ciekawszym – przynajmniej teoretycznie, bo w momencie, gdy Pan Robbie odpala fajkę, zaciąga się nią ze dwa razy i … najzwyczajniej w świecie mi ją oddaje, nadążacie? Zaraz was olśnię – zachowuje się jak przyćpany romantyk, rzucający mi co chwilę, jakby nie było jednoznaczne spojrzenia i śle buziaki od których zbiera mi się na bełty, to udając, że to odwzajemniam wolę w spokoju wykończyć mu papierosa. Ha, jestem zajebista! Ta, tak, że aż wcale… Już nawet pominę fakt, że jestem prawie pewna, że w jakiś magiczny i nieznany mi sposób mógł doprawić tą niczego nie winną fajkę, to mam ochotę krzyczeć „pierdolcie się wszyscy na ryj!” a jednocześnie … cóż, wspominałam o powrocie starej Jenny? Ach, tak, właśnie nie wspominałam, więc mówię to teraz – chcę się pobawić Robem. Jemu to pewnie przeszkadzać nie będzie więc mam duże pole do popisu, nieprawdaż? To stuprocentowa prawda, tak więc … show rozpoczęty, zapinać pasy i poślady, bo (nie)będzie się działo!
A wiecie co jest najciekawsze? Nasza – jakkolwiek to dziwnie nie brzmi – fajka zszyła nam mózgi, bo najwyraźniej myślimy podobnie, kiedy to mój blond-napierdalacz proponuje mi spacer i cichaczem urywamy się z miejsca rozpusty i whisky.
Papieros wraz z napięciem kończy się w momencie przekroczenia drzwi speluny, a już lekko zachodzące słońce na zewnątrz oślepia mnie w równym stopniu jak delikatnie zdywaniona klata mojego towarzysza, że aż mam ochotę powiedzieć coś jak … HAŃBA CI, KURWA! DYWAN TO DYWAN, A JAK NIE, TO SIĘ OGÓL! A prawda jest taka, że gówno z tego wychodzi, po bezkarnie pozwalam molestować sobie dłoń i prowadzić w miejsce bliżej nie określone. Cóż, życie.
- Jenny, tak? – no nie powiem, bo najprawdopodobniej tym sprowadził mnie z piekła na ziemię, więc odpowiadam tylko kiwnięciem głowy i wracam do czerwonych czeluści. – To – no co do kurwy, on jest nieśmiały? – Podobało się jak graliśmy?
Nie i chuj, ssaliście pałę.
- Jasne – serio byli zajebiści, nie żeby coś. – Jak na … wiesz, „początki”, to dupę urywa.
- Myślisz? – pyta się jakby miał jakieś wątpliwości, litości, fałszywą skromnością może najwyżej zarobić bolącą pamiątkę na dupie.
- Ja to wiem!
Wiem jeszcze coś, nadążacie? Bardzo często chcę powiedzieć coś szczerego, ale mimo woli gryzę się w język – idiotyczne, nie? Czas wrócić do starej mnie, tęsknię za tą suczą.
- A … ja ci się podobam? – no jasne, jasne, kurwa.
- Gościu, opanuj przyrodzenie – szczerość, fuck yeah! – To znaczy – a co mi tam! – Musi minąć jeszcze kilka godzin zanim do reszty wypierzesz mi mózg…
- To zajebiście! – prędzej krzyknął niż powiedział i najwyraźniej się z chujem na mózg pozamieniał, bo … ja się z nim tylko droczę, ale cii, to tajemnica!
Tak już odchodząc od tematu, to chciałabym powiedzieć, że wszystko jest zajebiście i w ogóle – mam przy sobie nowy nabytek w postaci bębniarza, jestem prawie trzeźwa i jest mi z tym dziwnie dobrze, ale tak naprawdę czuję taką jedną, wielką, pierdoloną pustkę i mam przez  to ochotę spierdalać. Gdzie? A chuj wie – jak najdalej i zaszyć się tak w kącie i płakać i nie wychodzić dopóki nie wymyślę sobie nowego zajęcia niż wykorzystywanie i zakochiwanie się w pojebach. Zgadzacie się ze mną, prawda? I chociaż mogłabym o tym myśleć do usranej śmierci, to wolę was nie zanudzać i zacząć w końcu … co robić? Nie wiem, kurwa, żyć? Otrząsnąć się i poudawać naćpaną z braku narkotyków, których o dziwo nie odczuwam teraz braku i … tak, to jest właśnie zajebiste!
- Rob! Kurwa! – zaczynam i pewnie wyglądam, jakby zaświeciła mi się nad głową żarówka, która prawdopodobne oświetla całe LA, i staję przed nim ubrana w taką nadzieję i wyimaginowaną nietrzeźwość, że rozsadza mnie od środka, kurwa! – Jest coś czego nienawidzisz?
- Co? – w życiu nie widziałam tak zdezorientowanego człowieka i najzwyczajniej w świecie mnie to bawi.
- No to! – tak, się nakręciłam! – Chcesz się tego pozbyć, nie?
- No…
- To chodź, biegniemy! – pomijam wszystko i nie czekając na to, jak zareaguje, albo też w jakim tempie mózg wypadnie mu dupą i zaczynam biec, a co mi tam! – No ruszaj dupsko! Nie daj się prosić, zjebie!
Dar przekonywania to ja mam, a przekonuje mnie o tym … sam Rob – śmieje się tylko i zaraz dorównuje mi kroku. A teraz jak to skomentuję? Czuję się zajebiście! Tak w chuj zajebiście, że chcę mi się krzyczeć – tak, znowu – i nagle dostaję takiego speeda, że to wszystko zamienia się w wyścigi podlane przekleństwami, adrenaliną, jakbyśmy spierdalali przed policją. Czad, kurwa! A szczególnie, że ja nie biegam – ja uprawiam chlanie na poziomie olimpijskim i puszczam się za prochy, ale nie biegam, kurwa, więc taka zmiana jest jak najbardziej na plus, nie? Oczywiście, że tak! I nawet nie orientuję się, kiedy mijam znajome, bądź też nie znajome mordy i równie dobrze mogłabym im pluć w twarz, bo nic się teraz nie liczy – chcę biec coraz szybciej i szybciej, i chociaż nie mogę, bo opierdalam swoje nogi za brak kondycji, to mają wała, bo i tak się nie zatrzymuję – mijamy znajome mi bary, studio tatuażu Gabrielle, może nawet hellhouse, ale leje na to ciepłym moczem, a Rob mi w tym pomaga. On jest zajebisty! I w ogóle aż dziw, że jeszcze żyje…
Nie wiem ile czasu już tak biegniemy, ale mimo wszystko i tak czuję mały … co ja pierdolę, czuję WIELKI niedosyt, i chociaż jak widać przebiegliśmy Sunset Strip z jednego końca na drugi, to mój towarzysz odpadł – mówiąc to zacne „pierdole to” walnął się na chodnik i aż widać jak uchodzi z niego życie… A mi morda i tak się śmieje, a co!
- Jesteś kurwa zajebisty! – tak, powtarzam się, i co z tego? A mówię to, siadając gdzieś obok i … cóż, może dodam mu chodź trochę otuchy…?
- Na próbę, to jutro będą mnie musieli, kurwa, zanieść – zaczyna – i to wszystko przez jakąś laskę…
- Nie jakąś, dobra? Działałeś w szczytnym celu – jak ja uwielbiam wprawiać ludzi w zakłopotanie, no kurwa!
- Co? – udało mi się, jak widać, bo nawet się podnosi, co prawda lekko, ale zawsze i ma minę, jakby dowiedział się, że jestem facetem, czujecie to?!
- No – przerwa – pomagałeś mi uciekać przed przeznaczeniem.
- Ja pierdole, jakież to głębokie…
- Aż do zrzygania, nie? – …no co? Taka prawda.
- Nie zaprzeczam – i w tej chwili następuje moment ciszy, w którym Rob siada obok mnie i odpala fajkę, i w której teoretycznie powinnam dość do wniosku, że żałuję tego, co powiedziałam, ale…
- Tylko ten, jakim znowu przeznaczeniem? – …ale właśnie, żałuję dopiero po chwili, właśnie teraz. Pojebane, nie? Bo nie mam zamiaru się komukolwiek zwierzać z moich chorych problemów.
- A to już nie ważne – zaczynam – ważne, że pomogłeś i dziękuję – osz ty w dupę, ja podziękowałam!
Znowu chwila ciszy, ALLELUJA!
Skupiam się teraz na tym, aby podprowadzić mu cichaczem fajkę i wsłuchiwać się w imprezę niedaleko. Kiedyś pewnie powiedziałabym, że chcę tam iść, ale co tam, pobędę abstynentem kilka dni, a przynajmniej się postaram, ale teraz nie o tym, bo jakoś Rob na moment znika i moją uwagą o dziwo przykuli ludzie. Tak, dokładnie, lubię się przyglądać ludziom, a już szczególnie w takich chwilach, a co dokładnie mam na myśli? Mam na myśli tą słit parkę naprzeciwko – aż chce się rzygać, serio. I już nawet nie o to chodzi, że stoją pod jakimś domem i migdalą się jakby miało nie być jutra, tylko … czy ja im, kurwa, zazdroszczę? Pewnie tak i sama nie wiem dlaczego tak jest, bo dobrze mi samej – nie lubię związków, ale zazdrość ostatnio u mnie jest tak jak … jakby plastiku odpadły tipsy, rozumiecie? To pierdolony pech i niewiele mogę z tym zrobić i to mnie dobija, może nawet, a raczej na pewno wkurwia, więc jedyne, co mi teraz przychodzi na myśl jest oczywiste – chcę wyżalić się mojej kochance, co nosi nazwę wódka… Ale znowu kij w ryj, BO JEJ, KURWA, NIE MAM! Mam tylko ukradzioną fajkę i szum w głowie od tego, jak tu nieludzko głośno puszczają muzykę, i nie żeby mi to przeszkadzało, ale to okropna zapowiedź kaca, kiedy wyparowuje ze mnie tych kilka drinków.
Tak więc ten … mam w głowie bombę atomową, która lada chwila eksploduje, i bądź co bądź niechcianą dłoń Roba na kolanie, co mnie wkurwia i znowu czuję natłok wszystkiego, a że zawsze zagłuszałam to prochami, to teraz jestem w dupie głębiej niż to wszystko warte. I gdy tak sobie myślę, żeby chociaż on mógłby z łaski swej się ode mnie odpierdolić, to staje się jeszcze bardziej nachalny – cóż, takie życie, nie? Moje jebane życie…
I może już nawet chcę go zdzielić po ryju, to wybrał sobie wspaniały moment, żeby  temu zapobiec.
- Nad czym tak dumasz? – pyta, gdy wypuszczam głośno powietrze i gaszę fajkę, którą jeszcze trochę, a bym się poparzyła i czuję go coraz bliżej siebie, co mnie jednocześnie irytuje, ale … chociaż z drugiej strony…
- Nad czymś, co z pewnością cię nie zainteresuje – jestem pewna siebie, wiem o tym.
- No weź, z góry pesymizujesz – a to ciekawe. Mówi jakby był przykładem optymizmu, ale ja wiem, że może najwyżej udawać, bo w tej kwestii Steven bije go na głowę, taka prawda.
- Nie jestem pesymistką, tylko pierdoloną realistką, dobra? – tak, dokładnie, bo z każdym słowem jestem coraz bardziej wkurwiona, a dlaczego? Bo się, kurwa, do mnie klei, ok.? Niby próbuje mnie przytulać, ale jedyną reakcją na jaką mnie stać, to dreszcze, które wcale, a wcale nie są z przyjemności.
- Już tak się nie unoś – zaczął – widzę, że masz doła.
O kurwa, to aż tak widać?
- Obojętnie.
Z tym słowem zrobiłam coś, czego pewnie będę żałować, ale … co ja mam do stracenia? Problem w tym, że właśnie nic, bo patrzę mu w oczy i o dziwo nawet w tym zjebanym świetle widzę, że są tak … brązowe inaczej, rozumiecie? Bo nie chce mi się tego tłumaczyć, ale gdy tak zajebiście słodko się uśmiechnął, to pewnie gdybym była najebana zaczęłabym nazywać go Stevenem – cóż, podobni to oni są aż za bardzo, albo to tylko moje paranoje, bo … po czasie – gdy powoli zaczynam odczuwać wstyd, że tak perfidnie się gapię – on to wykorzystuje tym gównianym „buziaczkiem” w policzek. I ten … od kiedy rockmani są tacy … TACY!? To chore, nie? Albo to znowu tylko ja to tak odbieram, bo kiedy mówię sobie: „a jebać wszystko” i zaczynam go całować – już w ten „dopuszczalny” sposób, to ... nic. Całuję go – tyle, koniec, kurwa. Chociaż … nie, koniec jest dopiero wtedy, gdy po zadaniu ukończonym wstaję, mówię, że muszę już iść, chociaż wcale nie muszę i … idę, mimo, że nie mam gdzie, do kogo, po co, czy coś tam, whatever.

6 komentarzy:

  1. kuuuuuuuuuuuurwaaaaaa

    komentarz nie błyśnie długością, ale powiem, że tak tutaj siedzę i czytam i po prostu .. chcę takiego Roba ;D

    Rozdział wcale nie był zjebany, i chuuj ;D

    chcę kolejny, ale to pewnie bee musiała poczekać ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. *-* Rozjebałaś system. Serio. Ten klimat... jak piszesz to czuć klimat wieeesz? Bo jak czytam te przemyślenia to mi się widzi życie i i.... i zajebiste to jest!!! Pisz, pisz bo czekam z jebaną niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i w końcu do nas wróciłaś :D już zaczynałam się martwić :P
    Noo i proszę proszę...zapominamy o rockmanach w gronie...rockmanów :D ale Skidzi są super :) i szacunek za to, że wybrałaś Roba a nie znowu Sebastiana ;) Ja też widzę w nim i Stevenie duże podobieństwo:)
    Tylko kurde...nie podoba mi się zbytnio, że ona tak się bawi każdym facetem. Ja rozumiem, że ich nienawidzi no ale co on jej zawinił? Najpierw robi mu nadzieję, a później ucieka...cała Jenny :D mimo wszystko rozdział super, jak zawsze :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh shit, az nie moglam sie oderwac od czytania. To bylo epickie. Oj ta Jenny, ona zawsze cos odpierdoli, ale o dziwo w tym rozdziale nie byla dziwkowata haha xD

    OdpowiedzUsuń
  5. jasny chuj, nie mogę z Twoich tekstów *____* nie da się tego czytać bez zaciesza na ryju, po prostu nie da.

    Rob jest słodki, uroczy i nie wiem jaki jeszcze. dzieli się fajką i to określenie: "przyćpany romantyk".. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze co muszę powiedzieć to to, że tworzysz genialne opisy. Genialne opisy myśli dziewczyny, przesycone wręcz zajebistymi tekstami i takim fajnym spojrzeniem na wszystko dookoła. "[...] żeby z łaski swojej stulił ryj, bo zabawniejsze byłoby patrzenie jak woda w kiblu spływa." No genialne. xDD Są ciekawe dialogi, ale - jak wspomniałam - nie brak opisów. Tak też jest zajebiście, prawda? :D

    No więc ja sobie jeszcze będę tu wpadać.
    W wolnych chwilach zapraszam do mnie.
    Pozdrawiam, Aredi.
    http://children-of-revolution.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń