piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 27.

Ten rozdział to jedna wielka pierdolona nuda, no ale co poradzę, gdy wena trzyma mnie się tylko w połowie... O ile to w ogóle możliwe, ale nie ważne.


Tak przy okazji ... z tego co widzę, wiara się powiększa i obserwują tego bloga 33 osoby, a czyta tylko kilka/kilkanaście i to i tak nie zawsze. Więc jak się orientuję czyta więcej osób, ale nie komentują, mam rację? Tak więc drogie potworki moje - wdzięczna byłabym, gdyby te "ninje" się ujawniły, chociażby jednym komentarzem, czy coś, whatever. Zrobicie to dla mnie? Ładnie proszę... ; 3



+ Pisane przy Cry Baby, chociaż jestem prawie pewna, że pasuje tu ta piosenka jak pięść do dupy. Ale ... jest boska, więc kij wam w oczy. :-*


Enjoy, fuckers.


~*~

Moje życie to pewnie jedno wielkie pasmo rutyny i znudzenia, bo znowu nic w nim się nie dzieje. Dlaczego tak jest? A otóż – znowu chodzę sama po ulicach LA bez jakichś większych planów, czy choćby zamierzeń. Nowość, co? Jak najbardziej i oczywiście dobija mnie obecny stan rzeczy, więc zadaję sobie durne pytania, teoretycznie pozbawionych sensu, bo … lepiej się nudzić, czy znosić wszystkie niespodzianki w cierpieniu, jak to bywało kiedyś? W sensie przez całe moje życie, bo „rodzinę” mam z głowy i całą resztę tych niedojebów, a co za tym idzie mogę liczyć tylko i wyłącznie na siebie – tak wiem, jestem hipokrytką, bo narzekam po tym, jak sama „skazałam” siebie na ten stan rzeczy. A to, że mam gdzieś w głowie koncert Beatlesów, gdzie jak chciał pech grają tylko ballady, to … to mi wcale nie pomaga, no kurwa mać. Już nawet pominę fakt, że powoli, ale tak naprawdę powoli zapominam o … cóż, wiadomo o kim, to może nawet i wychodzi mi na gorsze, bo staję się jeszcze większą tą, no … zapomniałam słowa … tą cholerna … egoistką. No, dokładnie. Pytanie dlaczego tak myślę? To proste – myślę tylko o sobie i o tym, gdzie usadzić dupę, żeby znowu nie zachciało mi się „uciekać” przed zmartwieniami. Najciekawsze jest tylko to, że wykorzystałam do tego Roba, chociaż … nie, ja go wydymałam, bo koniec końców i tak oboje zostaliśmy sami, nieprawdaż? To jedno wielkie gówno, a nie życie.
Ale mimo wszystko zostałam sam na sam z fajką, więc zamierzam wykorzystać okazję do zbratania się, tak więc siadam na krawężniku z dala od latarni i bynajmniej nie po to, żeby nie uznali mnie za dziwkę, tylko dlatego, że chcę, by chociaż na chwilę było ciemno. Wiem, o dziwo wiem, że czasem mam jazdy godne zaawansowanego schizofrenika, ale co ja na to poradzę? Tak się „wychowałam” i chuj, a tego nie zmienię. I co dalej? Właściwie to nic – jakimś cudem w moim jakby nie było skrajnie skromnym wyposażeniu znalazła się zapalniczka, odpalam nią fajkę i w tej właśnie chwili uderza mi do głowy niezła idea, bo czuję się jakbym była jakimś pierdolonym artystą, czy czymś w tym stylu, wiecie, jak to jest – jesteś sam na sam ze swoim umysłem, jakby nie było niezbyt normalnym i mózg pisze ci oddzielną historię z twojego życia. A najciekawsze jest to, że prawdopodobieństwo jest prawie stuprocentowe, że owa historyjka się nigdy nie wydarzy – znajome to? A co do mnie, to wiem, że się nie wydarzy, bo o ironio głównym bohaterem w tym filmie nie jestem o dziwo ja – jest nim Izzy, który tak zawzięcie i z … jakimś uporem maniaka nie może z łaski swojej wyjść z mojej głowy, i to chore, bo jeszcze niedawno twierdziłam, że już o nim zapomniałam. No kurwa mać… No ale co ja na to poradzę? Otóż to, bo odpowiem tak, jednym słowem – gówno.
O ja pierdolę, moja głowa…
Nie, to nie jest kac, no litości!
Wypierdalaj, Izzy!
Jeszcze trochę i biegnę po nożyczki!
Nie, nie nożyczki – NAKURWIAM Z PIŁĄ ŁAŃCUCHOWĄ!
 O mój Morrisonie, i że niby od jednego papierosa gadam sama ze sobą? Nie wierzę…
Co to za ścierwo?!
Bo na pewno nie Marlboro…
Camele… Kurwa, co za gówno on jara?!
Cóż, teraz wszystko jasne, ale potrafię wyciągnąć z tego pozytywy. A jakie? To banalnie proste, muszę wam powiedzieć, bo po pierwsze: już zawsze będę wierna tylko mojemu ścierwu, a po drugie: na przyszłość zanim coś komuś podpierdolę będę musiała sprawdzać co tak naprawdę klei mi się do łap. No co poradzę, takie życie – w przeciwieństwie jednak do życia tego gówna, bo w tejże zacnej chwili gaszę go pod butem i wyjmuję notes z mózgu, na którym zapisuję rzecz jasną, a może to będzie moje nowe motto? Nie wiem, ale określenie „myśl trzeźwo” chyba jest moim totalnym zaprzeczeniem, albo … ja jestem definicją zaprzeczenia bycia „trzeźwym”, cokolwiek to znaczy, rozumiecie? Bo jeśli mam być szczera i przyznawać się do swoich kolejnych słabości, to ja nic z tego nie ogarniam, a mówiąc prościej – pierdolę ostro od rzeczy, więc chyba czas wytrzeźwieć… Tylko jak? Olśni mnie ktoś, bo ja w tej chwili nie sram pomysłami, i to kolejny pech, bo kiedy potrzebuję swojej kreatywności, to suka weźmie i sobie pójdzie. Ale  to chyba żadna niespodzianka – tak jest z wszystkim – nie potrzebuję choćby wódki, kiedy w moim zasięgu jest jej nadmiar, a kiedy potrzebuję … sami wiecie. Chociaż nie, ja jestę Duffę i zawsze jej potrzebuję…
A tak już odbiegając od tematów … wyżej wymienionych dupereli, to muszę przyznać, że jestem z siebie dumna – jeszcze nie siedzę w barze i nie upijam się z wyżebranych drinków, albo – i to jest o wiele ważniejsze – nie siedzę w hellhouse, gdzie robiłabym dobrą minę do złej gry udając, że nic się nie stało, a co jak co, ale jaka jest prawda, to każdy wie, i właśnie uświadomiłam sobie kolejną prawdę – ja tam nie pasuję. A dlaczego? Może i jestem ćpunką, nałogowo chleję, palę i zaprzedałam duszę muzyce, ale we mnie jest ta namiastka … uczuć(?). Jakież to głębokie… Ja pierdole, tego nie było…
Tak czy inaczej … robi się zimno, a dupa przymarza mi do chodnika, więc pora się stąd wynieść. Kurwa, wiecie co jest najgorsze? Zawsze, kiedy chcę zrobić cokolwiek, to koniec końców i tak ląduję w dupie – wymyślam niby jakieś bezsensowne rozwiązania, ale co tam, i tak zawsze siadam gdzieś pod barem, na chodniku, gdziekolwiek i … znowu coś do mnie dociera! Gdzie się podziali te punki, te menele, z którymi kiedyś potrafiłam nawiązać kontakt? Teraz pewnie procenty wyprały im mózg i mnie nie pamiętają, ale najciekawsze jest i tak to, że w tym mieście jest tyle ludzi, a jakoś ja jedna jestem tym odmieńcem, który zawsze jest sam i nie ma nawet do kogo gęby otworzyć, i może to jest moja wina, no ale, do kurwy nędzy, to wszystko jest chore! Już nawet mogłabym pójść do Gabrielle, ale nawet nie wiem gdzie mieszka – jedynym rozwiązaniem, by ją znaleźć jest udawanie nachlanej i darcie mordy na zadupia dilerów, żeby z łaski swojej się ukazała, ale aż tak nisko nie upadłam… Nie, no, kogo ja próbuję oszukać – upadłam już i tak za nisko!
Ogarnij dupę, Jenny! Dosyć rozczulania się nad sobą!
Tak, Jenny ma rację – muszę ogarnąć dupę i nie przestawać iść przed siebie.
Tak, kurwa, idę w poszukiwania cudu.
Mówiłam, Izzy, żebyś wypierdalał!
No dobra, o co chodzi, nie?
Otóż to – czasem mam w głowie coś jakby gramofon, na którym zacięła się płyta i się jej nawet wyjąć nie da, nawet jakbym zaczęła napierdalać młotkiem, rozumiecie? Teraz tak mam i powiem szczerze, że jeszcze trochę wampajera, a zrobię z siebie szaszłyk i nadzieję się dupą na jakąś gałąź, słowo. No bo ile to można znosić, nie? Ciągle przed oczami mam jakże słodki obrazek – prawie idealny – bo w moich wyobrażeniach Pan Chuj idzie obok mnie. Kreatywnie, nie? A co się dzieje dalej? W sumie, to sama nie wiem, ale pewnie realia byłby takie, że … że co, no? Pewnie on wynalazłby jakieś zadupie, w sensie, no, „przytulny” kącik do ruchania i … czynimy swoją powinność. Ale tak naprawdę, to moje fantazje, o ile mogę je tak nazwać, nijak mają się do rzeczywistości. Ha, powoli zaczynam zapominać jak wygląda ta zmanierowana cygańska ciota. Określenie dupę urywa, co? Szkoda tylko, że tego nie mogę powiedzieć na głos, i myślę to w chwili, gdy jakiś „ktoś” ma tą odwagę i drze mordę na coś, a może na kogoś, i jak nie trudno się domyślić muszę przetworzyć te słowa zanim w końcu je zrozumiem. A jest to mniej więcej coś takiego:
- Ty dziwko! – coś tam, coś tam – Teraz to odwagi nie masz? – ja pierdole, stul ktoś ten ryj – No podejdź, mówię do ciebie!
Ale … chwila, moment, bo ten plastikowy głos działa mi na nerwy i mogłabym przysiąc, że skądś go znam, więc co robię? Zaczynam się rozglądać, i chyba wyglądam gorzej niż normalnie mówiąc pojebana, aż … cóż, niespodzianka to mnie spotkała i to zajebista. Ale po jaki chuj ja buduję napięcie? To od razu było wiadome, że to jeden z moich „szkolnych” plastików, który tradycyjnie wyzywa mnie od dziwek z drugiego końca świata. Nie, chociaż nie, kiedyś byłam Cooperem, a teraz jestem dziwką. Pff, nowość!
Wiem to wszystko, kiedy cudem deportowało mnie pod Rainbow, a wraz ze mną – plastika. Najciekawsze, choć jednak do przewidzenia jest fakt, że stoi w gronie swojej obstawy i prawdopodobnie czeka aż podejdę, a ja ... no, zrobię jej tą przyjemność, bo przyznam się szczerze, że jestem ciekawa co przyniesie to „spotkanie po latach”.
Tak więc idę – bo niby co innego mam do roboty – i pomijając już wszystko zastanawiam się dlaczego akurat jestem dziwką? To znaczy … jestem dziwką, ale nie w tym rzecz, rozumiecie – skąd u niej taka uraza do mojej osoby? Dobra, nie ważne, pierdole od rzeczy. Dlatego przejdę do konkretów, które wyglądają następująco:
- Czego? – łał jestem TAKA odważna… Bo mówię to od niechcenia, może nawet szeptem, ale co mi tam, gardła na nią marnować nie będę, a … co jak co, ale światło tak perfidnie odbija się od jej błyskotek, że tracę wzrok, LITOŚCI!
- Ty podobno się z tym Slashem bujasz?
Ha, powstrzymam się od śmiechu.
O shit…
Jesteś silna, Jenny, dasz radę!
- Może tak, może nie… – zaczynam – co za różnica?
- Taka że – poprawa siana na głowie – on jest mój i masz się od niego odpierdolić.
Nie no, nie mogę, nie mogę, no…
Jebut, kurwa, Jenny się śmieje!
- Cz-czekaj – no tak, od śmiechu powstrzymuję się tak ledwo, ledwo, niczym swego czasu od wskoczenia do łóżka pewnemu rudzielcowi. Ha, cóż… – I że ty z nim?
W sumie, to można to było przewidzieć, a mam na myśli Saula, który rucha wszystko co się rusza, no ale nie myślałam, że upadnie tak nisko… Rozumiem koleżanki spod latarni, albo jakieś fanki, co zgarnął z koncertu, cokolwiek, ale żeby plastiki?! Tego czegoś nie dotyka się nawet butem, bo przecież … no, szkoda buta, a co dopiero… Jednak mniejsza z tym, bo teraz Pani Kurwa kiwa głową na tak i w pewnym momencie może nawet wygląda jak człowiek(?). Nie, dobra, najwyraźniej jestem jeszcze odurzona przez Camele Roba. Ale dobra, skończę swoją wypowiedź do pół-człowieka.
- No, no … muszę go nieźle opierdolić – …przyjmując, że nigdy tego nie zrobię, rozumiecie? – Przecież uczyłam kolegę, że gówna się nie tyka…
Chyba ją wkurwiłam…
Dobra, szczerze?
To, co się działo, bądź też nie działo się dalej to jedna wielka zbitka … gówna! Tak, dokładnie, bo plastik coś powiedział, ja coś powiedziałam i znowu plastik, i tak od słów do czynów okazało się, że ktoś kogoś za włosy pociągnął, ktoś komuś zasadził kopa i nawet nie wiem gdzie, ale dociera to do mnie dopiero teraz – kiedy wyrywam się z amoku – bo co jak co, ale coś we mnie pękło i wpadłam jakby w szał… Nie, no, bez przesady – po prostu się wkurwiłam, ale już wracając do tematu, to ktoś w pewnym momencie krzyknął „gliny!”, ja usłyszałam te durne wycie i niebieskie światła … NIEBIESKO, KURWA, NIEBIESKO WSZĘDZIE! I już chyba do końca trzeźwiejąc zaczęłam uciekać, ale to raczej jest oczywiste, nie?
Na koniec powiem tyle – no nie podejrzewałam, że będę się kiedykolwiek bić z powodu tego mopa, no litości!

16 komentarzy:

  1. Hahahahahaha, najbardziej rozbawił mnie fragment rozmowy z plastikiem. Jak Jenny pierdolnęła ze śmiechu, to ja razem z nią xd

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNE! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna 'Ninja' się melduje XD
    Ha, jak dla mnie jeden z najlepszych rozdziałów. Lubie przemyślenia Jenny. Są takie... No, Jenny po prostu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz? Dla mnie to jeden z gorszych, ale dobra, nie czepiajmy się szczegółów. Mam tylko nadzieję, że ninja ujawniła się na stałe. : )

      Usuń
    2. A tam, lepszy gorszy. Fajnie się czyta, Jenny jest zajebista więc wszystko jest w porządku :D
      Hmmm, ninja się zastanowi, ale postara się częściej ujawniać XD

      Usuń
  4. miałam byś szczera, taaak ? ;>

    to będę ;

    NIC SIE NIE DZIEJE, OCZY BŁĄDZIŁY PO ROZDZIALE SZUKAJĄC LEPSZEGO MOMENTU, ZATRZYMAŁY SIĘ POD KONIEC NA PLASTIKU, ALE...LUBIE PRZEMYŚLENIA JENNY, KTÓRE SĄ KUREWSKO PODOBNE DO TWOICH ;p

    GENERALNIE, MOJE ROZDZIAŁY, W POPRZEDNIM OPOWIADANIU BYŁY GORSZE, ALE CHUUUJ Xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ujawniam się :D świetny jest ten blog :D nie mogę uwierzyć, że jesteś ode mnie młodsza :D dziwne... XD mniejsza :D

    jako, iż nie posiadam żadnego bloga ani nic to będę Galem Anonimem :D

    Gal Anonim płci pięknej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajebioza, tylko niech Gal Anonim częściej wychodzi na światło dzienne. : >

      Usuń
  6. Cool cool czekam na scenę z Wampajerem! / Ninja

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ty pierdolisz, nie jest nudny :P jest zajebisty ^^ jak zawsze zresztą <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nudny, nie nudny... Zajebisty masz styl pisania, dziewczyno, nawet, jeśli pierdolisz o niczym :D. Przepraszam, że nie komentuję, ale ja umiejętności pisania komentarzy nie posiadam, więc wiesz, nie chcę pisać jakiegoś byle czegoś pod takim epickim tekstem. No, ale że chciałaś, aby się ujawnić, no to... Jestem. Oto ja, Goro, w całej swojej nieciekawej okazałości :3.
    Pozdrawiam, czekam na więcej ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już taka skromna nie bądź...
      A to na górze raczej dupy nie urywa, ale miło by było, gdybyś zostawiała JAKIKOLWIEK komentarz. : 3

      Usuń
    2. Postanawiam poprawę, a Ciebie, drogi czekoladowy potworze, proszę o rozgrzeszenie :3.

      Usuń
  9. Uwielbiam kiedy Jenny wpada w tą swoją psychozę i zaczyna gadać sama do siebie i z całym światem. I jest zarazem wkurwiająca bo jest taka nieszczęśliwa bo się nie może ogarnąć a mimo to tak strasznie mi jej żal i jestem wkurzona na wszystkich którzy burzą jej spokój.
    Szczerze mówiąc poza końcówką nic się tu nie dzieje ale przerywniki są potrzebne. Choćby po to żeby sobie ponarzekać. Każdy lubi narzekać.
    I napisałam komentarz. Pomimo faktu, że zawsze mam wrażenie, że takie komentarze są bez sensu bo tylko moje pierdolenie do rzeczy.

    PS. Jak Slash mógł się tak stoczyć???!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale mam nieogara :D Kiedy Jenny ma te swoje przemyślenia to ja czuje się jak w jakimś rollercoasterze :P ale postaram się coś zrozumieć :P
    Wiem tyle, że nadal czuje coś do Izzyego i coś nie może się tego uczucia pozbyć, no bo to Isbell...jego nie da się ot tak zapomnieć:D
    Bójka z plastikiem zawsze dobra na poprawę humoru :D ale że o Slasha? No proszę, jestem w szoku :D
    Wybacz ten komentarz, ale po prostu mało do mnie dotarło z tych wszystkich słów które wytworzyłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem. W końcu jestem, kurde. To pora na komentarz.
    Wiesz jaki miałam obrazek w głowie kiedy to czytałam? Że jest dziewczyna. Są lata osiemdziesiąte. Dziewczyna idzie ulicami najwspanialszego miejsca na ziemi - Los Angeles sprzed ponad trzydziestu lat. Idzie tymi ulicami, idzie, pali papierosa. Papieros okazuje się nie być Marlboro...tylko nędznym Camelem. Czyli, że Stradlin się nie zna na fajkach, ech. Ale mniejsza z tym, ona idzie, pali to nic i myśli. Myśli o swoim życiu i różnych definicjach. Widzi słowniek, w którym pod hasłem...pijany zamiast krótkiej i nudnej notatki widnieje zdjęcie Jeny z niedobrym Camelem w ręce.
    Nie, no sorry, ale pomysł z definicjami zajebisty. Ja już wspominałam nie raz, nie dwa, że to mi się kojarzy z takim...pamiętnikiem jakby. Bardzo fajne przemyślenia, takie prawdziwe. Naprawdę lubię to czytać. Nigdy nie mogę się zebrać, ale kiedy zacznę i widzę, że już koniec to...'jak to, kurwa, koniec ;_;?'. Dziwne może, ale tak jest.
    W takim razie dziękuję za uwagę i czekam na kolejny, ale ty wiesz!
    Pozdrawiam cię i Stevena ;*

    OdpowiedzUsuń