Muszę się przyznać, że miałam spore wątpliwości, co do tego opowiadania... W sensie miałam taki moment, że chciałam skończyć pisać, sama nie wiem dlaczego...? Może tu chodziło o to, że opowiadaniami o Gunsach jest internet wręcz obsrany, że tak powiem, i ... jest sens powielać to wszystko po raz chuj wie który? Może jest, może go nie ma, ale jak widać nie tylko ja mam z tym problem. I może tu nie chodzi o to, bo nie mam nic do autorek takich właśnie opowiadań, ale ... no nie oszukujmy się - oryginalne treści można policzyć na palcach jednej ręki, więc ... cóż, to mówi samo za siebie, a ja dalej mam wątpliwości do swojej "twórczości".
Ale co mi tam, whatever, a wszystkie pytania co do mojej - jakby nie było - pojebanej filozofii: ask.
Enjoy, fuckers.
~*~
Chciałabym powiedzieć, że tym
razem będę inaczej i nie zacznę od durnych rozmyślań nad sensem życia, albo
jego brakiem, albo też nie będę się zastanawiać nad tym co odwaliłam … jakiś
czas temu, ale nic na o nie poradzę, i muszę zacząć tak a nie inaczej.
Także więc: tak - mam deja vu,
bo takie sytuacje zdarzały się już nie raz, i tak – żałuję, chociaż to i też do
końca prawdą nie jest, a dlaczego? Bo w pewnym sensie i się cieszę, choćby
dlatego, że … no, przynajmniej miałam coś do roboty. Tak, jestem debilem. Ale przejdźmy do rzeczy, bo od rana dzieją się
rzeczy takie, których co najmniej bym się nie spodziewała, a zaczynając od
pobytu w pierdlu, później cudownej i legalnej ucieczce z tamtego miejsca aż do
całego dosłownie popołudnia – aż do teraz – w łóżku. I o dziwo nie sama w tym
łóżku jestem, bo obok mnie leży ktoś. Ktoś, kogo tożsamości oczywiście
domyślacie się doskonale, ale to nie zmienia faktu, że wolę sobie poudawać –
Pan Gościu śpi w najlepsze, a ja zastanawiam się, czy wyskoczyć oknem, czy nie
przygnieść się lodówką. I chociaż mam w głowie jeszcze kilka, jak nie
kilkanaście scenariuszy, ale nie mam zamiaru wymieniać. Teraz pytanie: dlaczego
chcę zginąć bolesną śmiercią? Bo wyrzuty sumienia wypruwają mi żywcem flaki i
przerabiają je na cienkie jak włos struny do gitary – tak, dokładnie i to
niedorzeczne, bo z jakiej racji mam mieć wyrzuty sumienia? A właśnie, wiem, bo
mój mózg zaczyna mi wmawiać, że w jakiś tam nie mający sensu sposób
„zdradziłam” tą biedną wampajerowatą sierotę. Wiecie o kogo chodzi, nie? Już
nawet ja powątpiewam gdzie tu logika, i nagle nachodzi mnie taka myśl, że
przecież Axl – nazwany wyżej „Panem Gościem” – nie pozwoli sobie na
niewykorzystanie takiej okazji, takiej, żeby się pochwalić tym tam wszystkim,
że znowu mnie zaliczył i ZNOWU zrobił ze mnie idiotkę, ale nie w tym rzecz, bo
Izzy dowiedział się tego prędzej, czy później i jak nie od tego rudawego
skurwiela, to po pijaku – ode mnie. A najciekawsze jest to, że czuję się winna,
chociaż wcale nie jesteśmy nawet parą, i jak znam życie, to nigdy nią nie
będziemy.
Ale dobra, obiecałam nie
pierdolić od rzeczy, więc przejdę do konkretów, bo zaświeciła mi się nad głową
kolejna żarówka. Taka, która zazwyczaj sugeruje genialny pomysł, a czy tym
razem tak będzie to nie wiem, bo … chcę trzymać się tradycji i ulotnić się stąd
najciszej jak tylko potrafię – tak więc robię. Zwlekam dupę z wyra i szukam
swoich ciuchów, jednocześnie potykając się o „dodatki” Rose’a, których jak
widać nosi ich więcej niż choinka na Boże Narodzenie. No i bądźmy szczerzy, bo
niektórych już nigdy nie odzyska – jak choćby tego pierścionka, czy tam
sygnetu, który teraz moją dłoń ozdabia. Nie,
nie zauważy, spokojnie. Jak na razie więcej nie biorę, bo wolę nie
przedłużać tej chwili – i tak już jest jak czekanie na egzekucję, więc gdy mam
już wszystko, co moje i trochę tego, co nie moje, idę gdzieś pod drzwi do
pokoju i zaczynam się ubierać. Czy jestem kleptomanką? Nie, skąd, ale przyznam
się bez bicia, że to nie jest mój „pierwszy raz”, no i wzięłam tylko to, co
ładne. Ha, kogo ja próbuję oszukać…
Z tą chwilą, podobnie jak z
kolejnym akapitem pojawia się nad moją czupryną kolejna żarówka: a może by tak
się ujarać? A może by tak skombinować na to kasę? Wyzwanie zaakceptowane. Tak więc już ubrana i z butami w ręku
staram się skradać do miejsca, gdzie leżą spodnie tej śpiącej królewny i moje
poszukiwania nie trwają długo, bo natrafiam na kasę prawie od razu. Co prawda
nie jest jej dużo, ale zawsze coś, nie? No bo czego ja mogę się spodziewać po
zaćpanym rockmanie … ale nie ważne, bo na kilka skrętów starczy, to
najważniejsze, więc biorę mój skarb i dupę w troki, i gdy mam już wychodzić –
nawet naciskam już klamkę ręką – odwracam się jeszcze na chwilę, jakby te jego
włosy, tatuaże i nieporadnie narzucona kołdra miały w sobie jakiś magnes, który
karze mi się przyglądać. I co widzę? Może do zabrzmi tandetnie, ale … zaczynam
wyobrażać sobie, jak z nóg wyrastają mi korzenie, które ze wszystkich sił
próbują mnie powstrzymać, by nie polecieć z powrotem „w jego ramiona”. Czy więc
powstrzymałam tą pokusę? Jak najbardziej, bo już po chwili wręcz frunę po tych
schodach i znowu działa moja wyobraźnia – mam tam pistolet i strzelam na oślep,
bo chcę odreagować tą tłumioną jebaną frustrację spowodowaną tym, że znowu mu
uciekłam … w dodatku w taki sposób, więc wolę sobie tłumaczyć, że zrobiłam to
dla Erin. Dlaczego tak? No kurwa, ludzie, przecież on i tak traktuje ją jak
gówno … w pewnym sensie… Wiecie co mam na myśli.
Tak czy inaczej wiążę trampki
przed motelem, później kupuję fajki w kiosku obok i tak uważnie, że aż wcale
zastanawiam się kto tym razem będzie miał ten zaszczyt obdarowania mnie
maryśką, a tym razem będzie to jeszcze bardziej nielegalne niż normalnie, bo …
cóż, kasa jest z „przemytu”, i chociaż przyznaję – teraz nakręcam akcję i
przewijam ją sporo do przodu, bo już mam dosyć pierdolenia od rzeczy…
Także przenieśmy się do momentu,
gdy jakiś Pan Gościu – Diler sprzedał mi parę skrętów, a ja siedzę na totalnym
zadupiu, co nazwać też mogę nie inaczej, jak schodki do tylnego wyjścia do
jakiegoś klubu, chociaż mogłabym się założyć, że siedzę za Troubadour, ale nie
w tym rzecz, bo zanim skończę drugą porcję czegoś i wejdę do baru, to chcę wam
tylko powiedzieć, że towar jest kompletnie do dupy.
~*~
Z całego już prawie godzinnego
pobytu tutaj zdążyłam się zorientować, że jakaś nowa kapela gra koncert, a po
niej wchodzi ktoś inny i nie oszukujmy się, bo ci, co teraz robią z siebie
idiotów licząc góry złota i całe góry propozycji podpisania kontraktu są
kompletnie do dupy – tak, podobnie jak do dupy było zioło. Kogo ja oszukuję, w
dzisiejszy dzień wszystko jest do dupy – od rana do teraz, a dochodzi już
prawie godzina dziesiąta pod wieczór, a ja sama nie mam pojęcia jak ten czas
może tak szybko lecieć. Może to i lepiej? Wszystko szybciej przeminie i MOŻE
się ułoży. MOŻE, ale znając moje szczęście, to znowu wyląduję w swoim własnym
zakładzie psychiatrycznym, wytrzeźwiałce, albo najnormalniej w świecie zamknął
mnie w pierdlu. Powiedziałabym, że to jest wręcz nieuniknione, może nawet w dużym
stopniu pewne, ale co mi tam – jak na razie tragedii nie ma, a oglądając
Axlowaty pierścionek na swoim palcu wręcz modlę się nad tym piwem. Piwem? Tak,
chleję już któreś z kolei, ale z każdym kolejnym nie czuję żadnej różnicy i
mentalnie w stu procentach jestem trzeźwa. Czy to ma jakikolwiek sens? Równie
dobrze mogłabym się podłączyć pod beczkę w czymś mocniejszym – jak choćby
whisky – opróżnić całą zawartość i dalej twierdzić, że myślę całkowicie
trzeźwo. Nie wiem, może mój organizm już tyle w swoim życiu przepił, że obraził
się na procenty i już nie jest w stanie się najebać? Tak więc zostają mi
narkotyki, których w tej chwili brać, że tak powiem, nie muszę, więc … no, nic
tylko się cieszyć. A może brak możliwości zrobienia się w trupa zrekompensowali
mi uwolnieniem się od nałogu? A może mnie
pojebało? Tak, pojebało mnie, bo mam ochotę tańczyć i nie mam oporów, by
się przed tym powstrzymywać, więc odstawiam piwo, idę pod scenę, próbuję się
wmieszać w tłum i tańczyć do tego ścierwa. To
nawet nie jest rock, litości…
Ale dobrze mi się tańczy, nie
powiem, choćby dlatego, że w głowie leci mi zupełnie co innego i zajebiście się
z tego powodu cieszę, a co! A najlepsze w tym wszystkim jest to, że mimo mojej
chęci bycia samej, to w tym całym tłumie jest nawet przyjemnie – dotyka mnie
tylu ludzi, że nie zliczę i wcale mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że moja
wyobraźnia tworzy nie tylko inny koncert, ale i zamienia tych przypadkowych
ludzi na zupełnie INNYCH ludzi… Rozumiecie sens słowa „innych”? Bo ja rozumiem
to w ten sposób, że (tu się powtórzę) zdrowo mnie pojebało, chociaż to pewnie
mało powiedziane, ale … tańczę dalej – mam zamknięte oczy i wrażenie, jakby
moje ciało rozpadło się na kawałki i każdy z nich poszedł w inne odosobnione
miejsce, i to jest niesamowite uczucie, aż nagle … nagle czuję czyjąś dłoń na
ramieniu, która wyciąga mnie z „towarzystwa” i znowu dupa – wracam do
rzeczywistości.
- Co do kurwy?! – to, że się
wkurzyłam, to mało powiedziane, szczególnie, gdy na powrót mam zdolność do
patrzenia i … widzę … widzę dziewczynę, a mówiąc jaśniej widzę moje lustro.
- No co… - świętoszka, kurwa, nagle
niewinna panna w ciemnych, długich włosach, podartych dżinsach i bluzce z
logiem Twisted Sister udaje, jakby porywanie ludzi było najnormalniejszą rzeczą
w świecie. – Po prostu podobał mi się twój taniec.
- I to dlatego mi go przerwałaś…?
- Przepraszam – mówi, a ja się
zaczynam zastanawiać, jak zwykłe „przepraszam” potrafi czasem mnie zagiąć,
nawet może zbić z tropu, ale … dobra, wybaczę jej.
- No spoko, nie zabiję cię za to
– mówię, ale … no właśnie, zawsze jest to „ale”. – A tak w ogóle, to kim ty
kurwa jesteś?
- Roxanne.
- Jak ta piosenka The Police?
- Co? – błyskotliwa dziewczyna,
nie ma co.
- Nie ważne – mówię i tym razem
przyszła moja kolej, by porywać ludzi.
Tym razem miejsce porwania
skupia się na barze, a cała moja złość na nią zostaje zatopiona jest w kolejnym
piwie. Zastanawia mnie tylko kilka drobiazgów, chociaż są nimi tylko z pozoru:
po pierwsze kupiłam jej piwo, a po drugie, Pani Roxanne zamiast je kulturalnie
żłopać woli się mi przyglądać i nie powiem – równie nieswojo czułam się za
każdym razem, gdy wzrokiem mierzył mnie nie kto inny, jak Izzy. Ale wolę
myśleć, że mam paranoję i nie zwracać na to uwagi, a przede wszystkim się nie
odzywać, i czekać, aż ona odzyska władzę w ryju i się odezwie. Ha, ja to jestem miła! Tak czy inaczej
nie czekałam długo, i dobrze, bo kto wie, czy gdyby potrwałoby to dłużej …
mogłabym zrobić coś, czego później mogłabym żałować.
- Podobał ci się koncert? – to takie banalne…
- Nie. – no co? Nie mam zamiaru mydlić nikomu oczu, albo tym
bardziej nie chcę nikogo okłamywać.
- Mi też nie – zaczyna – wiesz, nie lubię takich ckliwych
pioseneczek.
- Tak? To po co tu przyszłaś?
Nie odpowiedziała, jak widać
wolała wlać w siebie cały kufel piwa niż przyznać, że jednak jej się podobało.
A tak przy okazji, to oświeci mnie ktoś, czemu ona robi mnie w chuja w tak
błahej sprawie? Przecież to nic wielkiego… A nawet jeśli, to właśnie z tą myślą
zaczynam mieć kolejny nawrót paranoi, a tym razem jest jeszcze większy niż się
tego spodziewałam. W sensie … czy to
normalne, że rozumiem zachowanie dziewczyny nieco dwuznacznie…? To zaczyna mnie
przerażać, na Boga, a co za tym idzie, to wszystko wskazuje na to, że nie dość,
że jestem nieźle wyczulona w tym temacie, to jeszcze … cóż, kto to wie, co
siedzi w jej głowie.
Ja jednak wiem, co siedzi w
mojej, a mianowicie rozsadza mi czachę coś w stylu pragnienia wyjścia stąd. Z
drugiej jednak strony coś karze mi zostać, sama nie wiem dlaczego, i czuję sie
jakbym miała ostre rozdwojenie jaźni, czy inne kurestwo, a to, co zaraz powie
moje lustro pokazuje, że cierpi ona na podobną przypadłość…
- Masz może chłopaka…? – bez bicia
przyznaję się, że serce podskoczyło mi do gardła i bynajmniej nie jest to
pozytywne uczucie.
- Nie – przerwa – i wolę o tym
nie rozmawiać, wiesz?
- Dlaczego?
Dobra, moje lustro jest
jednocześnie moim przeciwieństwem. Logika,
co? Niby wygląda, ale się nie zachowuje – jest nieśmiała, skryta i … tępa.
Tak, jest kompletnie tępa.
- Ja pierdole – wiem, wiem, bo
walczę ze sobą, żeby jej nie zmieszać z błotem. – To długa historia, wiesz, za
mało wódki, za mało czasu.
- Rozumiem, ale mam czas, możesz
mi powiedzieć…
- Jaka ty jesteś uparta, no, do
kurwy nędzy – tak, powiedziałam to na głos i właśnie w tym momencie powinnam
podkreślić fakt, że „jest za mało wódki”, bo na trzeźwo tego nie zniosę, więc
proszę barmana o kolejne piwo i … cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak po tej
krótkiej chwili milczenia zmienić temat. – Wiesz może jaki zespół ma tu zaraz
zagrać? W sensie … kto wchodzi po tym gównie?
- Tak, coś obiło mi się o uszy –
no proszę, moje lustro na coś się
przydało. – Chociaż wiesz, nie mogę uwierzyć, że w końcu zobaczę ich na
żywo…!
- Hm?
- No! Przecież całe Sunset o
nich gada, nie słyszałaś? Jak mogłaś nie słyszeć o Guns N’ Roses?
- Guns N’ Roses…?
Ja pierdolę…
Łoho, no to Jenny ma przesrane XD
OdpowiedzUsuńJak zawsze zajebiście, ale ja tak tylko jedno powiem. NIE KOŃCZ TEGO KURNA PISAĆ. Temat może oklepany, ale tobie to tak zajebiście wychodzi, że... No wychodzi zajebiście. A twoje opowiadanie i tak jest jednym z bardziej oryginalnych, bo mamy rozdział 31, a Jenny jeszcze nie założyła szczęśliwej rodziny, co na tym etapie baaaaaardzo częste.
Więc pisz dalej, niech wena będzie z tobą- po prostu trzymaj się :)
No dokładnie... Ja pierdole..
OdpowiedzUsuńo japierdole ...
OdpowiedzUsuńchcę ci tylko powiedzieć że KOCHAM TWOJEGO BLOGA i masz pisać więcej ! :D
Rose5m
Nie ładnie tak uciekać Axlowi bez uprzedzenia :D Ale wizę, że targają nią emocje i wyrzuty sumienia...czyli ma jeszcze w sobie jakieś uczucia :P I to co czuje do Izzyego musi być naprawdę silne... No to trochę się wkopała z tymi Gunsami :D jestem ciekawa czy ucieknie czy jej się nie uda i ją zauważą...
OdpowiedzUsuńByło parę błędów, ale nie jakieś rażące...każdemu się zdarzają ;)
No to spinaj się i pisz kolejny a nie narzekasz :P
Rozdział genialny, genialny i jeszcze raz genialny. Kocham to jak piszesz i błagam dodawaj częściej, bo ja po prostu się nie mogę doczekać. Wszystko jest tak pięknie zaplanowane i przemyślane, że ja cię kobieto podziwiam. Normalnie jestem w szoku, poziom jak zawsze u Ciebie wysoki. Jenny, kochana Jenny, tak jakbym czytała swoje przemyślenia na niektóre tematy, haha. Ale końcówka, piękna. A jej mina pewnie bezcenna.
OdpowiedzUsuńHahaha niesamowity rozdział! :D
OdpowiedzUsuń