niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 33.

I jak mówiłam, tak jest - nowy rozdział.
Powiem jeszcze tylko tyle, że następny też już mam, a dodam go jakoś w środę i będzie to swego rodzaju "speszyl" rozdział, a dlaczego? To już się okaże, a co za tym idzie została mi jeszcze tylko do napisała jedna notka i pierwsza część opowiadania skończona, ale nie będę się teraz na ten temat rozpisywać, bo ... cóż, mam rozpierdol w głowie i nie wiem jak układać sensowne zdania. -,-"

~ speszyl for Caroline, bo padały już groźby. ;-*

+ Rytm nadaje - a przynajmniej powinna - Cinderella.


Enjoy, fuckers.

~*~


Pogrzeb mojej gitary się nie odbył, jakoś nie miałam sumienia, by to zrobić i sama nie wiem dlaczego tak się stało. Z jednej strony wytłumaczenie jest wręcz banalne, bo są na świecie takie osoby, które nie zniosą prawdy, a szczególnie tej bolesnej. Co dopiero, kiedy prawda boli tak bardzo, że ma się ochotę zapaść się pod ziemię tak głęboko jak to tylko możliwe, aż do piekła, a ja właśnie jestem taką osobą. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, to żałuję tej rozmowy z nią, a z drugiej strony żałuję już nawet na zapas, że nic z tym nie zrobię, bo … najzwyczajniej w świecie nie potrafię z tym nic zrobić. Nie pójdę do Stevena i go nie przeproszę, nie spotkam się z Izzy’m i nie wyduszę z siebie czegokolwiek, tak samo jak nie przyznam się Erin do czego dopuściłam zadając się z jej facetem. Niby wiadomo, że prawda zawsze wyjdzie na jaw – prędzej czy później – co nie zmienia faktu, że wolałabym znacznie później, może nawet nigdy. Tak, tak by było zdecydowanie lepiej i to nie tylko dla mnie, ale i dla całej reszty, bo spójrzmy prawdzie w oczy – namieszałam, kurewsko namieszałam.
Co jeszcze mogę powiedzieć… Jak kiedyś, któregoś tam pamiętnego dnia „wybiegałam” problemy z Robem, tak teraz próbuję je rozchodzić – tym razem jestem jednak sama, i kurwa mać, nie robi mi to żadnej różnicy. Dlaczego? Może przywykłam już do tej samotności, czy do czegokolwiek, ale nie narzekam – przynajmniej mogę pomyśleć. A o czym myślę? Teraz jedynie o tym, by zaopatrzyć się w towarzystwo kilku małych Panów Brownstone’ów, a to, czy mnie na nich stać, to już inna kwestia, więc chwilę później zarzucam torbę z szajsem w postaci ciuchów na plecy i wypatruję dilera w najbliższej okolicy. Jak widać, szczególnie w tej chwili – a dochodzi prawie północ – los się do mnie uśmiechnął, bo gdy przechodziłam gdzieś na skrzyżowaniu przy Whiskey, światło błysnęło od znajomego mi już kolczyka w nosie, a mówię w tej chwili o dziwo o Panie Zimnokrwistym, bo mówię o Gabrielle.
- Na Morrisona, patrzcie tylko, kto się zaczął kurwić! – to jak najbardziej nie było złośliwe, bo mówiłam przeplatając ze śmiechem i odstawianiem dobrej miny do złej gry.
- Kurwić…? – wyglądała bardziej na wystraszoną, niż na zdezorientowaną, ale cóż, zamiar był właśnie taki.
- Mniejsza z tym – przerwa – Za ile sprzedasz mi mojego przyjaciela?
- To przyjaciółkę raczej – mówi. – Heroina ma rodzaj żeński.
- Jeden chuj – z tymi słowami zrozumiałam, że ta kobieta, to w pewnym sensie dobra negocjatorka. Z resztą nie tylko, bo to nie zmienia faktu, że jest, a raczej bywa cholernie irytująca, więc mówię: - Wiesz, nie po to dałam się wyjebać ze szkoły, żeby mnie teraz poprawiały dilerki.
- Teraz dobrze odmieniłaś.
Jak to się mówi: „sprzedajesz, nie bierzesz”, ale jak widać jej ta zasada się nie tyczy. Pewnie sprzedaje tylko po to, by mieć później za co kupić to małe „co nie co” dla siebie… Sprytnie, nie powiem, szczególnie, że dalej nagle omija temat działania mi na nerwach – i dobrze – i wyjmuje z kieszeni najwyraźniej strzykawkę zawiniętą w coś, co przypomina gazetę i upiera się, że „mam wziąć na razie tylko jedną”.
- Za ile…? – tak, ugięłam się, bo co innego mogłam zrobić? Jedna na trochę musi wystarczyć.
- Jak dla ciebie – chowam moje uzależnienie do kurtki, bo jak widać nawet i bez „dopalaczy” popadam w paranoję, bo zaczynam się rozglądać, jakbym wiedziała, że obserwuje nas cała brygada z komendy.  Co do Gabrielle… Ona ma to w dupie, nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić. – A co mi tam, dla ciebie zrobię zniżkę!
- Zniżkę? – chyba poczułam jak błysnęły mi się oczy, a w głowie wybuchły ciężarówki z fajerwerkami. – Niech cię błogosławi, jak zgodzisz się na pięćdziesiąt procent…
- Kurwa mać… - mówiłam już, że jest irytująca? Tak, bo wzdycha wręcz teatralnie, a ja czekam po tym wszystkim jak na zbawienie i najwyraźniej się tego doczekałam. – A niech stracę, daj dwie dychy i spierdalaj.
Ups.
- A zgodzisz się na – teraz do dopiero dostałam paranoi. – Na… na dychę i sygnet Pana Wokalisty…?
- Daj spokój, nie mów, że nie masz kasy…
Podwójne ups…
- Miałam kasę – no co? To prawda. – Ale wydałam ją na fajki i trafione zielsko…
I znowu to teatralne westchnięcie…
Dobijasz mnie, dziewczyno.
- A chuj, masz szczęście, że cię lubię – mówi i przyznam się bez bicia, że po raz pierwszy w życiu chcę kogoś wyściskać … z radości, i wiem, że coś takiego nie zalicza się nawet do pedalskich zachowań – to jest o wiele gorsze. Może właśnie dlatego się hamuję i grzecznie przekazuję jej mój ostatni dobytek z nadzieją, że nie będzie dalej ciągnąć tej rozmowy, ale jak chciał pech zaczyna mówić dalej. – Powiedz mi tylko czyje jest to cudeńko…? I skąd to masz?
- Z przemytu od mojej prywatnej dziwki – dobra, nie przemyślałam tego…
Więc … ups.
- Ja pierdolę – oczywiście, to było strasznie śmieszne. – A zdradzisz mi chociaż jego imię…?
- Axl.
- Rose?
- No tak, więc ty…
- Nie znam gościa…
System rozjebany.

~*~

To wszystko o dziwo minęło dosyć szybko.
Pytałam się jakiegoś kolesia po drodze tutaj o godzinę, a po tym jak stwierdził, że jest już sporo po północy zauważyłam jak na nie parzy, tak, wyczytałam mu ze wzroku, że nie nabył o mnie najlepszego zdania, ale kogo to obchodzi? Pewnie pomyślał sobie, że spadłam z księżyca i szlajam się po ulicach tylko po to, żeby kupić od kogoś towar, bo przecież jestem ćpunką. Jest w tym coś z prawdy, i co z tego? Wiem tylko tyle, że wracają wspomnienia, bo znowu siedzę na murku i zachowuję się jak zakochana trzynastka, bo przypomina mi się Izzy tamtego dnia. Czy to jest aż takie dziwne? Jeśli chodzi o mnie, to jak najbardziej, bo wcześniej nigdy nie przyznałabym się do czegoś takiego, nawet przed samą sobą.
Miłość to złe uczucie.
Miłość mnie niszczy.
Miłość niszczy każdego człowieka.
Więc … dlaczego każdy jej tak pragnie? Każdy pragnie być kochany? To raczej oczywiste, ale nieodwzajemniona miłość potrafi czasem tak dobić… No, ja jestem tego doskonałym przykładem, prawda? Albo … czy ja mam wątpliwości co do tego? Pewnie ich nie mam, bo doskonale wiem co czuję, jednak problem leży w tym, że chcę się tego pozbyć, chociaż wiem, że nie potrafię, może nawet nie mogę. Nie mogę, mimo to, że MOŻE zdobyłabym się na coś takiego.
Mniejsza z tym.
Mogę śmiało się przyznać nie tylko do niezłego popierdolenia w głowie, ale i do tego, że modlę się nad tą strzykawką – trzymam ją w ręce, jeszcze w tym papierku od kilku, jak nie kilkunastu minut i zastanawiam się co to świństwo ze mną zrobiło, a przez to wszystko przypomina mi się kolejny dzień – pamiętacie fragment, gdzie tak usilnie chciałam tej chorej zemsty? Jak widać to wszystko obróciło się przeciwko mnie, chociaż tak naprawdę nie miałam się za co mścić, bo nikt mnie do niczego nie zmuszał. Tak, teraz się przyznam, że żałuję, bo skoro to moment prawdy, to mam w dupie, co kto sobie pomyśli.
Mniejsza z tym po raz drugi.
Co mi teraz przyszło do głowy?
Tutaj, wokół murka jest ciemno, tak cholernie ciemno, że ledwo cokolwiek widzę. Jest tak ciemno, że  molestowałam sobie ramię strzykawką, zanim trafiłam w żyłę. Jest tak ciemno, a za razem tak jasno, że chcę … naprawdę chcę, ale nie mogę zepchnąć tej ciemności z mojej drogi. Chcę przez chwilę poczuć jak heroina w końcu działa jak teoretycznie powinna i rozjaśnia mi umysł, zamiast zamykać go w swojej codziennej i nieuniknionej pustce. Jest też w tym strzępek paranoi, który teraz mnie nawiedza i nie chce opuścić.
Kocham heroinę.
Nienawidzę heroiny.
Kocham ją nad życie, chcę żeby została.
Musi odejść.
Heroina wyprała mi mózg.
W końcu dzieję się coś, na co czekałam już od dawna, a przynajmniej z boku powinno to tak wyglądać – zamykając oczy otwiera mi się umysł, więc nie pozostaje mi nic innego jak wejść w niego pełna nadziei, a do realnego świata wrócić z myślami samobójczymi. Tak więc … co tam znalazłam? To nie powinno nikogo zdziwić, więc pozostawię to dla siebie, dobrze robię? Jestem prawie święcie przekonana o odpowiedzi na „tak”, więc wychodzę z tego bagna – bo nie umiem znaleźć innej nazwy na to – i wracam do realiów.
Pustka.
Jebana pustka.
Muszę zrobić coś z sobą.
Cokolwiek.
Pójdę do Izzy’ego.
Nie, muszę tu zostać.
 Nie mogę mu najebać w życiu jeszcze bardziej, chociaż … może i ta „rozmowa z gitarą” miała w sobie trochę prawdy i nie jestem sama w tym syfie…? Ech, kogo ja próbuję oszukać, aż akie cuda się nie zdarzają … nie? Zdarzają się, czy nie zdałam sobie sprawę z jednego – mam w głowię kompletną karuzelę, aż te niedziałające latarnie się mnożą, i mnożą, a świat nabiera kolorów i jak jednym momencie jestem w ciemnej dupie, tak w następnej jestem w rajskim mieście… Jestem teraz w rajskim mieście, tu niebo jest niebieskie, a z ziemi wyrastają tęcze…
Dziękuję ci, heroino, zostanę z tobą na dłużej.

20 komentarzy:

  1. Oj Jenny, Jenny. Jako, że nie wiem co napisać, to powiem tylko, że jak zawsze zajebiście. Ale smutno. Smutna zajebistość przyćpanej bohaterki ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      "Smutna zajebistość przyćpanej bohaterki"... trafiłaś, brawo! XD

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za speszyl, jaram się, ah. ;*
    Przy fragmencie dialogu o Axlu po prostu jebłam, serio. Tak fajnie Ci wychodzą dialogi, naturalnie, nie ma nic na siłę wszystko idealnie dopracowane. No i Jenny, biedna Jenny. Zawsze jak o niej myślę to przed oczami mam obrazek małej dziewczynki w wieku może 6 lat, która ma czarne włosy związane w warkocze i smutną twarz, a oczy lśnią od łez. I szczerze, nie wiem dlaczego. Ale ten obrazek jest jakiś taki łapiący za serce. Poważnie.
    Współczuję jej, bo nie ma nikogo, nie ma kasy, nie ma domu. Jednym słowem chujnia i to wielka. Chciałabym, żeby wreszcie była z Izzym, bo i do siebie pasują i ona by odżyła, bo przyznajmy sobie szczerze, że to nie jest życie, to jest tylko bezsensowne egzystowanie. Ja ogólnie wychodzę z założenia, że życie [niekoniecznie w jej wieku] jest do dupy bez tej drugiej osoby, bo jakoś nie urzeka mnie wizja starej panny z kotem czy samotnej matki... Dobra, trochę zbaczam z tematu. I też ciekawi mnie jak rozwiążesz sprawę z Axlem, bo tak sobie myślę, ona ma rację wszystko po czasie wyjdzie na jaw i zastanawia mnie to jak Erin się o wszystkim dowie. Bo chyba nie pójdzie do niej i nie powie '' Cześć, nie wiem czy wiesz, ale przespałam się przypadkowo kilka razy z Twoim facetem'' - nie, to wykluczam. I podoba mi się jak opisałaś tu samotność, coś do czego można się przyzwyczaić, prawda i nie mogę się z tym nie zgodzić.
    Wiesz już, że kocham Twój styl, jest po prostu genialny, a jak czytam to mam wrażenie, że to ja jestem główną bohaterką albo siedzę w głowie Jenny. Wszystko można sobie pięknie wyobrazić, to jest po prostu TO. Także dziękuję Ci za dostarczenie mi tej przyjemności w czytaniu.
    Wybacz komentarz, który nie ma ładu, ani składu. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabym się tu rozpisać chuj wie jak długo, bo uwielbiam, po prostu uwielbiam, jak ktoś komentuje właśnie w taki sposób, wiesz, miło się czyta. I przyznam się szczerze, że co do twojego wyobrażenia Jenny, jako małej płaczącej dziewczynki, to i mi pociekły łzy - z takiej strony jeszcze na nią nie patrzyłam. Kurwa, aż wstyd...
      Więcej nie będę gadać, więc powiem tylko DZIĘKUJĘ! I ten, tak w sekrecie: jeszcze dwa rozdziały i kończy się pierwsza część, a później już nie będzie tak chujowo. :)

      Kurwa mać, "dziękuję" jest takie oklepane... Czyli niech Cię Morrison błogosławi, bo chyba tylko Tobie aż tak podoba się co "tworzę". ;-*

      Usuń
    2. No to czekam, czekam na drugą część ;] I nie, nie tylko mi ;*

      Usuń
  3. No i rozmowa z gitarą skończyła się jej zniszczeniem i zaćpaniem :D nie ma to jak znajomości z w tym świadku i działka prawie za darmo :D chociaż kiedy dowiedziała się od kogo Jenny ma sygnet to zapewne nie żałowała :D Współczuję tej dziewczynie, że jest sama jak palec, chociaż gdyby chciała to mogłaby mieszkać z Gunsami i być z Izzym, a nie pieprzyć że już wystarczająco skomplikowała wszystkim życie. Może nie jest zbyt kolorowo, ale zawsze może być lepiej a takie uciekanie nic nie da. Na chwilę jest dobrze, bo heroina działa a później znowu wracają te same myśli i tak w kółko...
    Czekam na dalszy ciąg i tą kolejną część opowiadania, bo piszesz tak charakterystycznie i oryginalnie, że zawsze chętnie się to czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz? Charakterystycznie i oryginalnie? To dla mnie najlepsze z komplementów, dziękuję. :')
      A co do Jenny, wiesz, jak kreowałam jej postać, miałam na myśli kogoś, kto wyolbrzymi większość MOICH cech, tak więc ... jest! Jenny ma po prostu zbyt wysoką dumę i za duże wyrzuty sumienia, żeby cokolwiek zrobić, rozumiesz, ale ... moment, moment. Czy ja ją, kurwa, usprawiedliwiam? Do czego to doszło ;__;

      Usuń
    2. No taka prawda i przy okazji komplement :) nie spotkałam się jeszcze z opowiadaniem pisanym takim stylem jak Twoje :D

      Usuń
    3. Bo się wzruszę... :')

      Usuń
  4. Świetnie czyta się twoje opowiadanie jest takie oryginalne ja czekam na spotkanie z Izzym

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny świetny rozdział! Tym razem nie było jakoś zabawnie, bo życie Jenny jest raczej dość przykre, ale i tak rozdział był znakomity. Ogólnie uwielbiam twój styl pisania i poczucie humoru ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje poczucie humoru?! Ja pierdolę, pierwsza osoba, której podoba się moje poczucie humoru, ja pierdolę. ;oo

      Usuń
    2. hahahahahahahahahaahahahha xD

      Usuń
  6. Uwielbiam Cię really! :D
    hmm ciekawe z jakiego miasta biorą się tacy uzdolnieni ludzie ..
    genialnie opisujesz emocje , jakbym była nią ;o
    powodzenia w dalszym pisaniu,
    Pozdrawiam ;>
    Rose5m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem leży w tym, że w moim zadupiu nie ma uzdolnionych ludzi :)))) Ale dziękuję.

      Usuń
  7. Dobra, teraz ja ^^

    Jenny ma problem i to bardzo poważny problem. HEROINA, KURWA.
    ale, mądra czekoladowa coś wymyśli, zwłaszcza jeśli ma wenę, prawda ? :)

    Na dodatek... Gabrielle w tym rozdziale mi się podoba, taki pseudo dealer-negocjator, hyhyhyhy ^^

    Wracając do Jenny, to... podobało mi się i to bardzo jak sama biła się z myślami, fajnie to zrobiłaś, muszę ci przyznać ;)

    Kontynuując, czekam na rozdział kolejny i nie mam zamiaru Ci grozić, bo wiem, że i tak się starasz i w ogóle (zwłaszcza lepiej ode mnie) ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Morrisonie, cud się zdarzył! - powiedziałam. - Ta dziewczyna w końcu napisała komentarz jak cywilizowany człowiek!

      Usuń
    2. hyhy, polecam się na przyszłosć ;)

      Usuń
  8. I znowu ćpam literaturę^^
    Kocham Gabrielle, ona chyba do nieba pójdzie za swoje wielkie serce i sprzedawanie za mniej niż pół darmo. Jenny zalicza się do osób, które tworzą sztukę samym faktem swojego istnienia a sztukę należy wspierać. I to jest dobry argument aby ubiegać się o zniżki w barze xD
    A ten monolog o miłości... niemalże Hamletowski!
    Ale przyznam, że sadystycznie (znęcanie się nad bohaterką opowieści, +10 do zajebistości) chciałabym żeby Jenny natknęła się gdzieś na Izziego. Który wyłoni się spośród mgieł i tęczy niczym książę z bajki.
    Dobra, komentarz naskrobałam, rybki nakarmiłam i kończę już bo bredzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech Cię chuj, Oria!
      Żeby porównywać to opowiadanie do czegoś pokroju Szekspira? Pojebało Cię, dziewczyno. :)))))
      Ale mimo wszystko, to powtórzę się po raz nie wiem który i grzecznie podziękuję. :)

      Usuń