sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 42.

Popisałam się z tym rozdziałem jak skurwysyn, bo prośby o poświęcenie większej uwagi Ukośnikowi dostawałam już... Uhuu, albo jeszcze dawniej. Ale teraz się zebrałam, więc proszę bardzo: dedykacja dla wszystkich jego fanek i spóźnione życzenia na urodziny or something...

+ Soundtrack pierwszy i drugi, ale obydwa tu ni chuja nie pasują. Dlaczego w takim razie je dodaje? Bo mi się, kurwa, podobają, o!
++ Tu powinien pojawić się gif z Ukośnikiem, ale wyszło z tego tyle, co nic, bo nagle pośród mojej zgimbusionej prawie dwutysięcznej kolekcji nie mogę znaleźć nic odpowiedniego, dlatego oddam Gunsowy folder w dobre ręce.


Enjoy, fuckers.

~*~


„Muszę ci coś powiedzieć, kochanie” – te właśnie słowa zapoczątkowały coś, sama nie wiem co. Ale zacznijmy od czegoś ważniejszego: około godziny dziewiątej wieczorem do nie swojego domu wparowały trzy pijane dziewczyny. Z chwilą tego zajścia sytuacja w owym domu całkowicie zmieniła swoją konsystencję, bo można było kroić ją nożem. I o dziwo powodem tak drastycznych zmian nie byłam ja, Gabrielle, czy Erin, za to coś, co prawdopodobnie normą w tym domu było od samego początku. Mówię teraz o blondynce upajanej przez Człowieka-żyrafę, pewnej czerwonowłosej na kolanach Ukośnika i kolejnej blondynce, która najpewniej zapomniała o całym świecie przysysając się do … ekhm, do naszego, kurwa mać, ulubieńca – Wampajera. I właśnie ze względu na to wszystko mam do was pytanie: czy naprawdę muszę streszczać, co czułam, gdy zobaczyłam tą jakże uroczą parkę? Chuj, powiem jedynie tyle, że po raz pierwszy w życiu cieszę się jak dziecko, że nie jestem trzeźwa. Cieszę się też z tego, że Gabrielle dalej użycza mi swojego ramienia, bo bardzo wątpliwym jest, czy moje nogi dałyby rade mnie utrzymać. Chociaż w pewnym momencie…
- Widzisz Duffa? – dlaczego ona szepcze? – Macha do mnie. Pójdę, okej?
Zimny prysznic – inaczej nie umiem tego skomentować, a gdy zaczęła mnie puszczać… Zimny prysznic zaczął składać się z kostek lodu i ataku paniki. Zaczynam się bać.
- Proszę cię, nie zostawiaj mnie tu – mówię to i patrzę jej w oczy, podczas, gdy moje są o krok od wybuchnięcia łzami, tak, mam błagalny ton i mnie samą to przeraża.
Pojawia się kolejne pytanie: gdzie podziały się te porypane zasady przyjaźni? Gdzie jest to, że powinna mnie wspierać? Odpowiedź jest o dziwo prosta, bo wszystko poszło się jebać, a mój strach zastąpił zwykły smutek – Erin kłóci się z Axlem przed domem, Gabielle obrała cel nie możliwy odbicia Żyrafy, a ja samotnie opierając się o chłodną futrynę znoszę na sobie wzrok tych wszystkich osób. Kolejna paranoja, bo tylko Izzy ma mnie w dupie, ale mimo wszystko widzę to stąd – ma takie naćpane oczy…
Bądź silna, Jenny.
- Gdzie jest Steven? – chcę znaleźć moją nadzieję, więc pytam, ale odpowiedź pozostawia sobie wiele do życzenia.
- Czyli teraz przyczepiłaś się do niego – tak, to Izzy. – Ciekawe…
- Co jest takie ciekawe?
- Najpierw Rose, potem ja niestety i teraz Steven – przerwa – radziłbym się opanować i trzymać z daleka od moich koszul.
- Radziłabym … zamknąć jebany ryj i przestać być chujem.
Czy jestem z siebie dumna? Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo, ale pomińmy to, bo nagle zachciało mi się skupić uwagę na jego pannie. Zróbmy porównanie: ja mam najbardziej zajarany wzrok na świecie, chociaż nie paliłam. Mam też … wczorajsze wszystko. A ona? Ona ma kapelusz. Tak, taki zajebisty czarny kapelusz. I czarną marynarkę i białe spodnie i jest ładna. Powiedziałby ktoś, że jest moim przeciwieństwem, a ja zgodziłabym się z tym jakże mądrym spostrzeżeniem. A wiecie, że najciekawszym zjawiskiem jest sam fakt, że stać mnie teraz na takie mądre słowa? Ale to zaraz minie, na pewno, bo ta panna się ze mnie śmieje. Kurwa, serio.
Jestem Jenny, kurwa, Stevenson i załatwię ją inaczej.
- Kochanie, jak ci tam na imię – mówię i nie zwracając uwagi na wirujący pokój podchodzę do niej. – Coś ci powiem… Wiesz, najebałam się – to akurat zdążył zauważyć każdy. – Jutro i tak nie będę tego pamiętać, więc słuchaj…  Ja się w tym chuju zakochałam, a ty sama widzisz jak mnie traktuje. Dlatego jeśli poczujesz nawet najmniejszą…  Najkurwamniejszą dawkę uczucia, to uciekaj, bo on ci miłości nie da.
Kurwa mać.
To, co dzieje się dalej jest takie zamglone, trochę obce. To jakby po podaniu im moich uczuć na tacy stało się coś, co zwaliło z nóg nie tylko mnie samą. Pamiętam, jak nagle zapadła cisza i pamiętam, jak stałam się ponownie pierwszorzędnym obiektem zainteresowania ich wszystkich. Czy to nie dziwne? Szczerze mówiąc i tak i nie, bo jakże inaczej można zareagować na miłość wyznaną niemalże publicznie – tu jest tylu ludzi, połowy z nich nie znam, reszty nie darzę zbytnią sympatią. A Gabrielle? Ona zbladła, wierzcie lub nie, ale zbladła, może nawet coś powiedziała, ale tego nie mogę być pewna. Dlatego właśnie jedynym wspomnieniem jest moje pytanie, którego treść mi umknęła i Saul prowadzący mnie do innego pokoju – fakt, że miałam przez chwilę bliski kontakt ze ścianą pominę.
- Co to było? – drzwi trzasnęły kilka razy głośniej niż normalnie, podobnie jak jego głos mimo tego, że szeptał.
- Jestem głupia. Jestem tak kurewsko głupia…
I nagle zachciało mi się tańczyć. Wytańczyć emocje? Pierdolenie!
Ale mimo wszystko nagle jestem z gumy i dostrajam się do wirującego pokoju. Saul też wiruje, tańczy razem ze mną chociaż muzyka jest tylko w mojej głowie, która na tą jedną chwilę jest w późnych latach pięćdziesiątych i kocha się z kimś przy rytmach rock n’ rolla, a jak się okazało, tą osobą jest właśnie mój wybawiciel: jesteśmy sami na zabawie. Ludzie opuścili salę specjalnie dla nas i pozwolili cieszyć się chwilą. Najbardziej niesamowite było jednak to, gdy w momencie z lat pięćdziesiątych na powrót przeniosłam się do rzeczywistości i owy obraz dobił mnie jeszcze bardziej, niż spojrzenie Saula skupionego wyłącznie na mnie i nie pytajcie mnie dlaczego tak jest. Sama mam ku temu wątpliwości.
Te właśnie wątpliwości schodzą na dalszy plan, gdy siadam na podłodze nieco niestabilnie i odpływam, tym razem jednak niezbyt daleko, bo przyznam się bez bicia, że czupryna Pana Małpy pobudza moją wyobraźnię i to właśnie na niej się koncentruje. Przez tą kurtynę z włosów widzę jedynie nos ozdobiony jakimś świecidełkiem i usta nieprzestające mówić coś od rzeczy. Ciekawe jest to, że dociera do mnie co drugie słowo, może nawet mniej, ale kogo to obchodzi? Teraz usiadł naprzeciwko mnie tak bardzo blisko, że stykają się nasze kolana, a przez dwie warstwy spodni czuję jego kości. I oświeć mnie ktoś jak to jest możliwe, że moja wyobraźnia podebrała energię komuś, kto nie jest tak bardzo zużyty i zaczynam zastanawiać się, co jest pod tą maską z włosów - piękne, duże i pijane oczy, które widzą mnie podwójnie.
Totalny rozpierdol.
I mózg w kawałkach, kiedy mam ochotę sprawdzić swoją fantazję.
- Chcę zobaczyć twoją twarz.
I ucichł momentalnie, a ja podpieram się na kolanach i kieruję powoli ręce do celu i jestem coraz bliżej i bliżej i wali mi serce, bo w końcu mogę zobaczyć, jak jest naprawdę. I widzę – oczy tak ciemne, żeby tylko gapić się w nie godzinami i zgłębiać tajemnice, jakie kryją. Ciemne, pijane i przyćpane oczy, które stają się coraz piękniejsze z każdym mrugnięciem, i to właśnie uświadamia mnie, jak bardzo musiałam się najebać. Ale pomijając oczy, są też usta, które z każdą coraz bardziej chcę pocałować: tak dla zabawy poznać ich smak. A będą smakować słodkim alkoholem, dlatego nic mnie nie zatrzymuje, by się skusić, szczególnie, że Saul nie jest skłonny do protestu.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nie wiem, czy znowu chcę powtarzać całą historię, ale odrzucając na bok sumienie, nic nie zmieni faktu, że nie mogę się od niego oderwać, i wiem, wiem, że jest to co najmniej chore.
Co ja odpierdalam…
Jenny! Ogarnij się!
No ale.
Ale on tak bosko smakuje…
Mózgu, ty chuju, mógłbyś się czasem przydać, a szczególnie teraz, gdy liżę się z najlepszym kumplem Dywanu. Dlaczego mi to robisz?
- Dlaczego mi to robisz?
Ups…
- Ale co?
- Saul, od kiedy jesteś moim sumieniem?
Ups… I patrzy na mnie jak na wariatkę. Nią też jestem.
- Powinieneś częściej się odzywać.
Ups… I niezręczna cisza poziom hard.
- Nie patrz tak na mnie, do chuja… I przestań być taki przystojny. Sumienie nie powinno być przystojne.
Ups… I jego uśmiech.
- Rozmawiam z tobą, czy z głosem w mojej głowie? Ten tam jest cicho, ty też…
- A z kim chciałabyś rozmawiać? – raczył się odezwać, wow. Tylko który to…?
- Z ciastkiem… Chcę mieć ciastko i zjeść ciastko.
- Chcę być jednym ciastkiem.
- A kto będzie drugim?
- Ja. Chcę być też drugim ciastkiem.
- Tego ciastka już skosztowałam – buziaki jest przepyszne.
- Chcesz więcej?
- Chcę więcej.
- Jestem cały twój…

5 komentarzy:

  1. Nie wiem jak to robisz, ale czytając to wszystko jestem Jenny i biorę udział w tych wydarzeniach, czuję to co ona. A po tym publicznym wyznaniu swych uczuć jestem lekka i mimo tego ciężaru wciąż tkwiącego gdzieś we mnie, to mam ochotę wirować, a to jeszcze bardziej pozwala mi poczuć się trochę lepiej.
    Ok, wczułam się i napisałam głupoty ;_____;
    Nie lubię czytać o Slashu, zabijcie mnie, i tak nie polubię ;_: Jest niewiele takich opowiadań, w których trawię jego większą ilość xD Ale Twój fragment przeczytałam z łatwością, bo to przecież zajebiste opowiadanie, jedno z moich ulubionych z moją ulubioną bohaterką Jenny ;_; I tak się zastanawiam czy ze Slashem to jednorazowy numer, czy może potrwa to troszkę dłużej i będzie to taki romans... jak z Axlem. Jestem ciekawa co tam u Stevenka, czy dalej jest przekonany co do swojej miłości do Jenny...
    Izzy jest taki okrutny, jest takim skurwielem, że będąc na miejscu Jenny nie wiedziałabym czy płakać, czy śmiać się jak opętana, czy skoczyć z mostu, czy co robić ;____;
    UWIELBIAM TO, NO.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie wiem, co mam Ci napisać, bo zawsze jest tak zajebiście, że przez następne 30 minut, nie wiem co gadać, bo wszystko dokładnie analizuję... A więc wybacz jeśli, będę nie trzeźwo pisać.
    Ukośnik, kochany Ukośnik. Bardzo mi się podoba jak go przedstawiłaś, jakoś tak bardzo romantycznie, tak delikatnie. Jednak, nie jestem zadowolona, że Jenny go pocałowała, że zaczęła również coś z nim. Gdyby było to trwałe uczucie, to byłabym za, ale raczej nie będzie, więc wolę, żeby biedny Slash nie maił potem złamanego serca czy coś. A Jenny ma być ze Stradlinem, kurwa, bo jak nie to się chyba powieszę. Ogółem wybrała dość nietypowy sposób na wyjawienie swych uczuć, ale w końcu musiała. I wydaje mi się, że to może Wampajerowi trochę rozjaśni w główce. Mam bynajmniej taką nadzieję. Aczkolwiek, nie będę absolutnie narzekać jeśli się na zabój zakocha w Hudsonie, oo nie. Co to, to nie ja.
    Ciekawa jestem czy Axl, będzie miał jej za złe, że powiedziała Erin o ich małej tajemnicy, o której wiedzieli wszyscy, tylko nie ona...
    No i Steve, biedny słodki, mały Steve, który będzie miał złamane serce, albo w końcu się otrząśnie i stwierdzi, że jego relacje z Jen są czysto przyjacielskie...
    Czekam na więcej, bo jestem cholernie ciekawa co dalej się wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodawaj częściej te rozdziały, proszę :D Czekam na dalszą akcję :D

    Gal Anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. Stać mnie tylko na: Ooooooooooooooooooooooo *.*
    I nie wiem co mam napisać, bo zrobiłam się tępa i przy okazji nie widzę pulpitu, bo chyba za dużo czytałam i nie zrobiłam sobie przerwy. Ale to chyba też zmęczenie, wiesz. Aż dziwne być zmęczonym o 12. Zajebisty ból brzucha rozpierdala moje życie na kawałki. Umieeeraaam.
    Kończę, bo nie na temat, a na temat nie mam nic do powiedzenia, bo się zawiesiłam jak mój telefon jak za szybko piszę smsy.
    Także przepraszam, ze nic nie wydukałam na temat rozdziału i myślę, że po następnym więcej napiszę, i to dużo więcej i na temat :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. O jezu....jak ja uwielbiam właśnie takie rozdziały w Twoim wykonianiu. Wszystko było cudowne...sarkastyczny Izzy, wyznanie miłości przy wszystkich no i ta cała akcja ze Slashem...Boże, coś cudownego. Opisałaś to tak niewiarygodnie pięknie, że zapadnie na długo w pamięci. Te jjego słowa, że chce być tymi ciastkami...boże, zakochać się i umrzeć :) Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń