środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 44.*

*Dzieci, nie piszta i nie słuchajta Floyd’ów w tym samym czasie, bo później jesteście tacy głupi, i piszecie takie coś i ludzie was palcami będą wytykać!*
...
Morrisonie, mam kompletną pustkę w głowie.
Powiem tylko, że rozdział nie tyle opisuje kolejny odlot Jenny, co jest po prostu kompletnie schizowy, i chyba osiągnęłam nowy poziom posrania tego opowiadania, o ile mogę tak powiedzieć, więc będę dumna z każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu cokolwiek zrozumie. Dlatego właśnie dedykuje to coś wszystkim niekomentującym ninjom, jak i tym, co mają "odwagę" coś powiedzieć. Chociaż... Nie, proszę o najmniejszy komentarz, o.

+ Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale... Hej, zFloyd'owało mi czerep!
++ Soundtrack jest bardzo "tematyczny", że tak powiem, bo nikogo nie zdziwi, że wybrałam Pink Floyd.
+++ Ano, wstyd mi, gdy czytam pierwsze rozdziały... Chyba będę je poprawiać.


Enjoy, fuckers.

~*~

Powiem tak: cokolwiek, co teraz dzieje się w mojej głowie wykracza poza granicę wszystkiego co istnieje. Nie mieści się w skali normalności, psychodelia dorobiła się nowej definicji, a świat w swoim gównie zawiesił poprzeczkę  ponownie, tym razem jednak zbyt wysoko. Kto wie, czy znowu się podniesie, nawet jeśli miałaby uczynić to moja zajebistość? Teraz bardziej skromność, niż zajebistość, ale nie czepiajmy się szczegółów. Właśnie ,bo szczegóły w tej chwili wydają się co najmniej interesujące, gdyż pocałunek – że tak powiem – ze Stevenem mnie wytrzeźwił, o ile jest takie słowo. Wytrzeźwiałam i przeszłam na abstynencję moralną, bo co do fizycznej, to już zupełnie inna kwestia. Owa właśnie „fizyczna strona mocy” nie ma się za dobrze, gdyż nie jest w stanie utrzymać mnie na nogach i to wcale nie jest śmieszne – z jednej strony ogrzewam się futerkiem, z drugiej zaś prowadzi mnie za rękę pewien niewidzialny ktoś i nie jest to kolejny wyimaginowany Wampajer, dlatego właśnie chcę zaskoczyć Was wszystkich i nie zdradzić tożsamości ducha.
 Uwierzcie w ducha.
 Duch podaje mi jabłko i jest tak przyjemnie kwaśne.
Duch wyciął w jabłku „Izzy” i momentalnie zgniło.
Mój Boże…
- Steven? – pytam. – Wierzysz w duchy?
- Często je widzę – odpowiada.
A komentarze są wyzute z uczuć.
- Ale na pewno nie na trzeźwo – i dodaje.
- Tako rzecze ćpun – odpowiadam.
A jego mina jest bezcenna teraz.
- Ale mój ćpun. Moje kochane zaćpane… – chwila, chwila – coś, nie wiem, zapomniałam.
- „Twoje kochane zaćpane … kochanie”? „Twój kochany zaćpany chłopak”?
- Tak, czemu nie.
Chyba nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo przeraża mnie słowo „chłopak”. A w otoczeniu takim, jak nie innym i oświetleniu przydymionego czegoś, gdzie ledwie widać cokolwiek, wiadomym jest jak bardzo wpadam w paranoję. Moja Moralna Abstynencja trzęsie się ze strachu paraliżując Fizyczną Stronę Mocy i momentalnie wyparowuje z niej każdy ułamek procenta, co jest chore, bo za takie wyznania przy ludziach wylądowałabym w pokoju bez klamek. Ale, ale… pomińmy strach na chwilę i wróćmy do rzeczywistości: Steven jest moim, ekhm, chłopakiem. Jestem Panią Stevenową Adler bez obrączkowania – pięknie zewnętrznie, gorzej w środku, ale pewnie znowu narzekam. Bo dla kogo może być pięknie? Dla niego na pewno, skoro mnie kocha. Dla ludzi, bo możemy tworzyć ładną parkę. I dla całej reszty osobników znających moje imię, bo w końcu na dobre się od nich odpierdolę.
Teraz proszę pobudzić swoją wyobraźnię i zrozumieć, że mówię o tylko jednym osobniku. Cała reszta to zasłona dywanowa.
Chcę się przytulić do Stevena, ale utrudnia mi to Pan Duch i zgniłe jabłko.
Chcę, żeby poszli się jebać i dali mi żyć, ale nie idą, bo są ode mnie silniejsi.
Chcę zapytać: „Steven, dlaczego mnie kochasz?”, ale nie pytam, bo tak.
Chcę… Ej, ja też chcę go pokochać!
- Kochałeś kiedyś z wzajemnością? – pytam.
- Nie wiem – odpowiada. – Raczej tak, a ty? – i pyta znowu.
- Nie wiem, czy ciebie kocham.
Chcę mu spojrzeć w oczy, ale jest za ciemno.
- Ale… Dobra, chyba rozumiem.
- A mogę cię przytulić? – pytam raz jeszcze i sprzedaję nieśmiałość na litry.
- Nie musisz o to pytać.
Cel pierwszy osiągnięty.
Co teraz czuję? Czuję powrót pięknej definicji nowej psychodelii i nie mogę się skupić, bo mimo ciemności zamykam oczy i wczuwam się w oddech futerka jak w najpiękniejszy utwór na świecie. Dlaczego jestem taka poważna? Jestem inną Jenny, a ta głupia na siłę chcę coś czuć, bo teraz czuć… Nic nie czuć, zero, jedno wielkie i puste zero. I oddech futerka. Czysta symbolika. A nakręcają mnie cholerni Pink Floyd w mojej głowie, i mózg mam do kasacji. Odpływam i nie wracam, żegnam… na jedną krótką chwilę.
Czy wracam? Nie wracam, bo symbolika mnie dobiła – znajdę wam ją na każdym z możliwych elementów w obecnym krajobrazie. Powinnam opisać to całe tak zwane zadupie oświetlone przymulonymi latarniami, powinnam opisać pozamykane i opuszczone pseudo sklepy i inne rudery, powinnam opisać głuchą ciszę przerywaną odgłosami z innych części miasta i powinnam też opisać coś, co jest w samym środku tej bajeczki, a jest nią świeżo upieczone moralne małżeństwo. Obrączki ukradli z jakiejś szemranej jubilerki, a później wymienili bliźniaków na wódkę. Może kiedyś sprawią sobie nowy nabytek – że tak powiem – ale nie będzie to już dobre.
Pewnym jest, że nie poczuje tego znowu: nie poczuje jak moje ciało momentalnie staje w ogniu tylko po to, by rozkoszować się zimnym prysznicem, który go gasi. A przyczyna pożaru jest prosta tylko dla mnie, bo od zaprzyjaźniania się z futerkiem można wejść w posiadanie porządnego prania mózgu. I zimnego dreszczu, na przemian z gorącym. I prądu przechodzącego od kostek, kolan, bioder, brzucha aż do serca. Porządne pierdolnięcie i nieodwracalne jego skutki.
Czy czułam się tak samo zakochując się w Robocie?
A czy można darzyć miłością dwie różne osoby?
To chore. Chora nieuleczalna choroba, po której mogę tylko umrzeć.
Chcę umrzeć, bo radzę sobie jak ślepiec za kierownicą. Jak głuchy na koncercie, jak alkoholik na odwyku.
Mam nowe powiedzonko, specjalnie dla was: „Radzę sobie z tym, jak Jenny z uczuciami.”
Nic dodać, nic ująć. A Stevena kocham, tylko trochę inaczej. Tak jak powinnam, tylko trochę mniej: gdyby głupi wymyślił skalę dałabym procent sześćdziesiąt pięć, nie mniej, nie więcej. To stwierdzenie może być dobre, może też być najgorszym, o jakim kiedykolwiek pomyślałam, a symbolika wyparowała mi z wątpliwej jednak podświadomości, więc żegnam po raz ostatni… Tylko jeszcze coś powiem.
- Steven? – pytam znowu. Łapcie moje serce. – Kocham cię.

15 komentarzy:

  1. Yyyy no i nie wiem co napisać, bo tak jak zapewne wiesz, ja nie rozumiem nic z tych wypowiedzi Jenny po pijaku i na dragach :D taka już moja ułomność....niby wyznała miłość Stevenowi, ale ona sama nie wie co do niego czuje :D nie napiszę nic więcej bo to by było bez sensu :D mam nieogara więc komentarz też nieogarnięty :P

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś zajebista, mówię ci ;)
    uwielbiam Twój styl pisania,chociaż przyznam że wcześniejsze rozdziały trochę lepiej rozumiałam,ale i tak jest świetnie :>
    wiedz,że jesteś świetna <3
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba tylko mi wydaje się, że to jest normalne i że Jenny zawsze tak myśli, bo to w sumie jest zrozumiałe. Tak więc, oby tak dalej, dziwnie zabrzmiało..

    Gal Anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę nie ogarniam. ale jak zawsze jest zajebiste. Gratuluje talentu!!! \\Kate

    OdpowiedzUsuń
  5. Jenny chce kochać Stevena i to całkowicie zrozumiałe. Jenny kocha Stevena, ale... nie do końca. Jak to się odbije na jej dalszych losach? Nie powiedziała na ile procent kocha Wampajera! A może już nie kocha? W końcu on jest taki skurwielowaty. Nie, to niemożliwe.
    Nie idzie mi komentowanie w środku nocy ;_;
    Ave Floydzi i czekam na następny ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam w skupieniu i wszystko zrozumiałam co chciałaś zapewne przekazać (King robi swoje).
    Widzimy tu zagubioną Jenny, która sama nie wie czego od życia chce. I to jest przykre, bo wielu młodych ludzi tak ma. Wahanie się między młotem, a kowadłem. Sama doszła jakoś do wniosku, że Stevena kocha na 65%. Ale na ile kocha Izzyego w tej skali? Tego się jeszcze nie dowiedzieliśmy.
    O rozdziale technicznie, mogę tylko powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo lubię takie "trudne" rozdziały, no trzeba trochę bardziej sie wysilić. A napisać to w tak zajebisty, a jednocześnie zagmatwany sposób, to jest sztuka. Dlatego biję pokłony.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam, przeczytałam!
    Tak, przeczytałam siedząc w piwnicy z kuzynką, która grała w karty z "kolegą".
    I wiesz, że ja wszystko zrozumiałam, a jestem nieogarniętym człowiekiem. ale miałam wtedy zamułe.
    Boże, nie wiem co mam pisać. Mam pustkę w głowie i nawet nie wiem co zaplanowałam Ci napisać w tym komentarzu.
    Dobra, piszę bez sensu. Także wiesz, ze czekam na kolejny rozdział. :D

    PS. Słuchałam Pink Floyd'ów czytając i nic. Na mnie nic nie działa. Ale był przynajmniej zajebisty klimat.

    OdpowiedzUsuń
  8. http://there-s-no-difference.blogspot.com/ Zapraszam do mnie na specjalny rozdział 9 u mnie

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, nowy na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
    :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaraz zabiorę się za czytanie. Całe wakacje brakowało mi czegoś... zajebistości tego bloga! Zapraszam do mnie, bo napisałam rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award!
    Nie przejmuj się, nikt nie wie o co chodzi XD
    Nie musisz wykonywać związanych z tym czynności, proszę tylko o przeczytanie tego:
    http://sad-bad-true.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html
    Niech moc będzie z Tobą!

    Zajebisty wygląd bloga :D Czekam na rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy następny rozdział? :c
    czekam

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że nie komentuję ale jestem w trakcie czytania. Gdzieś przy 22 rozdziale.
    Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji tu ----> http://there-are-more-stars-in-the-sky.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja wciąż czekam na nowy rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
  15. I jeszcze jeden komentarz dla otuchy - cieszę się, że to sobie przemyślała i jest wobec niego szczera. Rozdział super i udało mi się wszystko w miarę zrozumieć :)

    OdpowiedzUsuń