niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 46.

Hey, fuckers.
Więc... w pewnym sensie dotrzymałam obietnicę, prawda? Rozdział pojawił się po dwóch tygodniach, zajebioza! :)

A tak odbiegając od tematu. Do jakiej kategorii zaliczylibyście tego bloga? Typowy fanfic....czy jak to tam się pisze, to chyba nie jest, prawda? Mogę to zaliczyć do dramatu, komedii ...komedio-dramatu. Nie wiem. Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy znacie książki pisane w podobnym stylu do mojego? Ja - jak na złość - znam tylko jedną taką i przeczytałam ją kilka, jak nie kilkanaście razy od dechy do dechy, i nie powiem - przydało by się coś nowego.

Tak więc polecajcie mi piękne psychodeliczne książki, będę Wam dozgonnie wdzięczna. :)

+ Co do mojego aska - usunęłam go. Mam nowego, ale też niedługo go usunę. Ten portal(?) nie jest dla mnie.
++ Soundtrack.
+ Tam niżej jest nawiązanie do "Zemsty", więc gdyby pojawiły się jakieś niejasności, czy cokolwiek - pytajcie, chętnie wszystko wytłumaczę. :)


~*~

Tym razem nic osobistego, nakurwiam na spontanie.
Nie wiem co wstąpiło we mnie w tej chwili, ale to uczucie deja-vu bije do mnie ze wszystkich stron i najwyraźniej nie zamierza odpuścić. Wiecie, wróciły stare czasy, kiedy to trzeźwa/nietrzeźwa Jenny wcielała się w rolę jakiegoś filozofa i zgrywała taką inteligentną, jakby wszystko wiedzącą. Prawda jest taka – i chyba was nie olśnię – że nic w tym nie było prawdą. Jenny dupę widziała i gówno wie i tylko udaje… Ale czy na pewno? Głupi znaczy co innego niż inteligentny i coś mi się zdaje, że jestem tego żywym przykładem – wiedza „praktyczna”, łamane na „życiowa” wystarcza, a teoretyczna może iść się jebać.
A co do trzeźwości… Może i w tym (nie) błogim jakże stanie mam możliwość dostrzeżenia więcej? Mówię teraz widoku z okna w Pokoju Odwykowym: niebo jest czarne, bo niedawno wybiła druga w nocy. Gdzieś tam daleko widzę mój stary dom, widzę miejsce, które było  moim ukochanym domem i mówię tu o Sunset Strip… I wspomnienia wróciły w momencie. Chciałabym powspominać. I zachować wspomnienia, bo kiedy stąd wyjdę, to się zachlam. A jak się zachlam, to zapomnę. Nie chcę zapomnieć.
Biorę więc długopis z pogryzioną końcówką, i biorę też zeszyt, który cisnęłam gdzieś pod łóżko i… Chuj, zmieniam zdanie.
Teraz będzie coś osobistego.

~*~

2 grudzień 1988r.

Dorwałam cię, gnoju.
Wykończę cię do reszty.
Nie żeby coś, mówię do długopisu…
I nagle wpadłam w wielką rozkminę, zeszyciku. Przypomniała mi się piętnastoletnia Jenny odkrywająca piękno na Sunset. Pamiętam jak chodziłam po tych wszystkich klubach i oślepiona wszystkim, co świeciło czułam wręcz na sobie wzrok tych małych, żałosnych ludzików, a wszystko dlatego, że przebrałam się za dziwkę. Kto by pomyślał, że te kilka kawałków materiału załatwią wszystko, że ta mała desperatka osiągnie przez to swoje cele. Ale to nic nie zmienia, wiesz, dalej jestem desperatką i zdaję sobie z tego sprawę.
Desperacja…
Jestem desperatką.
Zdesperowaną desperatką z resztkami mózgu.
I czuję się jak, kurwa, królowa, która czeka na księcia.
Hej, ale to bez sensu: księcia nie wpuszczają do zamku, bo się najebał i jest tak za każdym razem, i właśnie dlatego mamy tutaj kolejny przykład rutyny.
A tak całkowicie odbiegając od tematu, zeszyciku, wiesz może jaki jest cel tego wszystkiego? Wiesz może do czego zmierza wyżej wymieniona desperatka? Wiesz, że ona sama tego nie wie? Dlatego zwraca się z prośbą do ciebie – czasy, w których poznawałam przysłowiowe „zło” na Sundet Strip było tylko przedsionkiem do wszystkiego. Może dzięki tamtemu przeżyłam, co przeżyłam i znalazłam się w Klinice nie bez powodu. Ale pomijając wszystkie negatywy, to było to dla mnie przeżyciem, swego rodzaju doświadczeniem i prawdę mówiąc powinni wymyślić nową Klinikę: Klinikę dla Anonimowych Sunset’owiczów, bo w tej właśnie chwili mam wrażenie, że nigdy z tego nie zrezygnuję. O dziwo piękno tego miejsca jest uzależniające i oczy aż proszą o oślepianie ich neonami, a wątroba błaga o niszczenie jej tymi wszystkimi procentami, które z każdą kolejną porcją smakują coraz lepiej.  Nic na to nie poradzę, i właśnie to jest problemem. Takim nie do rozwiązania. Taki mój własny dramat, wiesz? Nazwijmy go „Urwany Film” i napiszmy w stylu osiemnasto, czy tam dziewiętnasto-wiecznych powieści. Coś jak „Zemsta”, w której Jeff będzie się nazywał Raptusiewicz. Jeffrey Raptusiewicz…
Ech, no nie ważne.
Po powyższym jestem przekonana, że zamykanie mnie w zamkniętym pomieszczeniu jest w pewnym sensie zbiorowym masochizmem. Z tą różnicą, że wszystko dzieje się podświadomie – oni nie znają moich możliwości. Oni nie zdążyli mnie jeszcze znienawidzić i nie mają jeszcze powodu, żeby mnie zabić. JESZCZE, bo to zwykła kwestia czasu i powiem ci więcej. Chciałabym ich sprowokować. Chciałabym zrobić coś, żeby mnie znienawidzili i w myślach gonili mnie z nożem w ręce. W ich myślach pewnie poddałabym się od razu i właśnie na tym polega cały urok wchodzenia w umysłu ludzi: co by było, gdyby… Gdyby na pogadance z Anonimami, ta na co dzień „nieszkodliwa Jenny” wstała i pokazała, jaka jest naprawdę. Ciekawe, co bym zrobiła…
Pomysł numer jeden: Jenny wchodzi na krzesło i w uniesieniu inspiracji zaczyna recytować – „Nasz dramat ma swoją publiczność. Magiczna maska cienia. Niczym wymarzony bohater, pracuje dla nas, w naszym imieniu*… - bądźcie dla mnie, skurwysyny, na kolana!”

~*~

Jestem jedną nogą na tamtym świecie.
W tym lepszym świecie, gdy Jim wita mnie uściskiem dłoni.
Nasączony miłością uścisk dłoni.
To jest cholernie tandetne, cholernie naciągane.
Wiem to, bo stoję na parapecie w oknie, ale nie skoczę, bo nie mogę, bo jeszcze nie teraz, bo …bo porzuciłam swój zeszyt, który zajął swoje miejsce pod łóżkiem… Ej, mam dosyć tego miejsca. Rzygam już tym wszystkim. Rzygam niejadalnym jedzeniem, rzygam atmosferą i rzygam Pokojem Odwykowym. Rzygam już tym wszystkim i zabierzcie mnie stąd. Nawet zabić się nie mogę, nie mam jak. I nie mam swojego Dywanu i marznę, bo brakuje mi jego leczniczego uśmiechu.
HA! Deportują mnie z Kliniki Anonimowych Ćpunów do Psychiatryka Zwyczajnego.
Bajer.

_______________________
*- Jim Morrison, Wybuch.

6 komentarzy:

  1. Schizowej książki niestety nie znam, ale Candy Kevina Brooksa mnie urzekła, niby taka książka dla nastolatków, prosta, ale kurde prawdziwa, a tego ja szukam.
    O rozdziale powiedzieć mogę tylko jedno. Rozjebałaś mnie. Kolejny raz, bo jak robisz sobie przerwy to wracasz ze zdwojoną siłą i kolejne części są coraz lepsze. Ty jakbyś napisała przepis na szarlotkę to byłoby to arcydzieło...

    OdpowiedzUsuń
  2. W ciągu ostatnich dni w kółku słucham tej piosenki Floyd'ów <3

    Po przeczytaniu rozdziału czuję niedosyt. Chce więcej i więcej. Zresztą, jak zwykle. Widzę, że Jenny wraca wspomnieniami do początków poznawania "zła". Widzę, że coraz bardziej męczy się z tym wszystkim i w dodatku jest zamknięta w Pokoju Odwykowym. Pisz szybko następny, chcę wiedzieć jak to wszystko się potoczy!
    Nie znam chyba żadnych psychodelicznych książek... W sumie też chętnie bym coś takiego przeczytała. A Ty jaką znasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja znam takie... pewne cudeńko. Jandy Nelson - Niebo jest wszędzie. I wiesz, może nie tyle ją polecam, co powinnaś ją przeczytać, bo naprawdę jest genialna! Nie, nie genialna, jej nie da się opisać, dlatego, jako ciekawostkę zdradzę tylko, że ta książka inspiruje mnie do pisania. Tak, ta i Kokaina Barbary Rosiek.
      Ej, to trzeba mieć niezłą schizę, żeby czytać po kilka razy te same książki, nie?...

      Usuń
  3. Ale jestem płytka. Płytka emocjonalnie...
    Jebana irytacja. Nie wiem co mam pisać. Mam pustkę w głowie.
    Mam takie straszne obawy... Czy ona się przypadkiem nie zabije? No głupia ja, wiecznie pesymistyczna. Zawsze widzę wszystko w czarnych scenariuszach. Jakbym nie mogła pomyśleć, czy ona szybciej nie wyjdzie z Tego Pokoju, No kurwa... Nie czuje się na siłach żeby pisać jakieś dłuuugie komentarze. Nie ma jak to jak cię rodzice ignorują, a potem mówią, że nic do niech nie mówiłam...
    To tam pozdrowienia i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekoladowa, Kochanie, jesteś cudwona! Za każdym razem czytając twojego bloga odpływam. Takie zajebiste uczycie wczuwać się w ciało Jenny i razem z nią przeżywać wszystkie odpały. Mam nadzieję, że Dywan przybędzie do niej jak najprędzej. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Informacja i pytanie na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot com.
    Liczę na jakikolwiek komentarz.

    OdpowiedzUsuń