Czy jest taki "jak zawsze"? Na pewno nie, ale z pewnością was zaskoczy, jakby taki nagły zwrot akcji, czy coś, ale cóż, taki był zamiar.
+ Nie specjalnie umiałam dobrać do rozdziału piosenki, ale pisałam to przy Don't Leave Me Now, i chyba jest odpowiednie ... whatever.
Enjoy, fuckers.
~*~
Ogarniam? Nie ogarniam, nic nie ogarniam, bo widzę
tylko białe coś, co jest … wszędzie! Wszędzie biało i jebie mi szpitalem, czyli
jak się domyślam źle ze mną. Dobrze się domyślam? Nie wiem, bo czuję tylko
zimno, pewnie od potu, który oblewa mnie, jakbym stała pod jakimś wodospadem,
czy cokolwiek. I ktoś krzyczy, ktoś jest cicho, ktoś mnie dotyka i chyba mnie
gdzieś wiozą, bo czuję na sobie powietrze, a to nie pomaga mi w tym stanie ani
trochę. Myśl, kurwa, myśl! Gdzie
jestem? Prawdopodobnie w szpitalu. Jak
się nazywam? Yhm, kurwa… Jestem … Jenny
jestem! A nazwisko…? Nie pamiętam… Kurwa,
jest coraz gorzej, bo … który mamy rok? Osiemdziesiąty
ósmy… Chyba. Kim jestem? Jestem nikim, jestem ćpunem, jestem … jestem
zakochana. W kim? W tym, który teraz tak drze mordę mówiąc tym konowałom,
że mają mnie odratować … problem w tym, że ja sama nie wiem z czego mają mnie
ratować, bo kiedy już wszystko nabiera sensu zaczynam tańczyć z powietrzem i
pływam w heroinie, a z nieba sypie się koka i amfa. I to wszystko jest takie
piękne, odprężające i w ogóle wszystko co możliwe do momentu, gdy nie
uświadamiam sobie co tak naprawdę zrobiłam i dlaczego tak się przejmuję…
Zakładam, że wiozą mnie na szpitalnym łóżku, i gdy
w końcu nagle zatrzymuje się z piskiem przez
co uderzam w zagłówek, a bynajmniej to wcale a wcale nie poprawia mojego
samopoczucia… Drzwi trzaskają z hukiem i mam wrażenie jakby zaraz miały się
rozwalić, kiedy on uderza w nie pięścią i coś do mnie krzyczy. Wiem, bo słyszę
swoje imię, ale jego tożsamości nie zdradzę, potrzymam was w niepewności,
podobnie jak ci lekarze nade mną, którzy w jednej chwili latają gdzieś po sali,
czy gdziekolwiek jestem, a zaraz potem zakładają mi na ryj coś, co mnie
uspokaja, może nawet usypia, aż w głowie dźwięczy mi taki nieludzko wkurwiający
pisk, ale whatever…
~*~
Byłam kiedyś
w takiej sytuacji? Nie, to dla mnie nowość, bo gdy odrywam się od
rzeczywistości i biegam po polu, pod rękę z niewidzialnym kimś, kto co chwilę
pojawia się i znika, ale czuję się dobrze, gdy go nie ma… Jest jeszcze lepiej,
gdy jest przy mnie, bo to daje mi szczęście, a gdy ciepłe usta, które w
rzeczywistości są zimne i zachłanne, całują mnie teraz tak delikatnie i bez
większych rewelacji uświadamiają mi, co tak naprawdę czuję, a właśnie to
wywołuje u mnie strach.
Kocham, i
chcę się przed tym ukryć, ale jedyny człowiek tutaj żywy, to właśnie ten,
którego kocham, i który właśnie teraz dla mnie śpiewa, chociaż nie słyszę słów…
Tylko głuchą ciszę, która niszczy, a za razem nastraja wszystko dookoła, a gdy
siadam z nim na ciepłej trawie i patrzymy w niebo, na którym jeszcze przed
chwilą rozbłyskało słońce, teraz stało się ciemne, aż granatowe i wzbogaciło
się o gwiazdy, które świecą coraz jaśniej i może nawet są coraz bliżej i
bliżej, a on próbuje, ale nie może mnie przed nimi uchronić… I tracę to
wszystko – jego, to miejsce i robi się znowu biało, by zaraz potem w
ciemnościach pojawił się tunel ze światłem na końcu…
I idę w jego kierunku,
ale … tam nikt na mnie czeka. Nie wiem czy biec dalej, czy zawrócić, ale gdy decyduję
się jeszcze trochę pożyć i wracam do miejsca, którego tak bardzo nienawidzę, już wiem dla kogo to
robię, a wcale nie dla siebie.
~*~
Ciekawe ile czasu minęło…?
Może dzień, może kilka minut, a może nagle
obudziłam się w tym okropnym miejscu z kilkuletniej śpiączki? Szczerze mówiąc …
chciałabym, ale najwyraźniej całe życie muszę mieć pecha – widzę kalendarz na
ścianie – dwudziesty drugi czerwiec*. Co
przez to rozumiem? Dzisiaj było zakończenie liceum, a ja leżę w szpitalu… Bosko! I to o dziwo wcale nie jest
sarkazm, bo nie zależało mi na tym, żeby skończyć szkołę, ale … nie o tym, nie
o tym, bo zastanawia mnie jedna rzecz – jest strasznie cicho, a za oknem prawie
noc, i niby przyzwyczaiłam się do samotności, ale ciągle o nim myślę i przez to
wszystko mam ochotę wyrwać sobie igły z ramion, które prawdopodobnie są jakąś
kroplówką czy coś i przebić sobie nimi łeb – mam dość stanu zakochania mimo, że
czuję go od … od naprawdę niedawna. A jak dokładnie? Od kilku dni, od momentu,
kiedy tak naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Pewnie mówię jak nie ja, co?
Oczywiście, zakochana Jenny to jeszcze większy pojebany psychol niż normalnie,
chociaż … nie wiem jak odczuwa się miłość, więc nie mam pewności, nie? Więc
chciałabym, żeby to było zwykłe zauroczenie, albo skutek uboczny po środkach
uspokajających, czy cokolwiek mi oni tu nie podali, a gdy myślę, że już gorzej
być nie może, i że już nic mnie nie zaskoczy znowu zaczynam to słyszeć – ktoś
krzyczy, może nawet kłóci się z … „personelem” tej dziury i gdy w końcu chyba
dają mu za wygraną i w momencie robi się cicho … ale tylko na moment, nagle
ktoś puka do drzwi. Szczerze mówiąc nie wiem, czy chciałabym widzieć
kogokolwiek, bo … cóż. Wiadomo dlaczego.
Pech chciał, że to nie jest mi dane i coś w mojej
głowie karze mi powiedzieć „proszę” i wpuszcza tego mojego prześladowcę i
właśnie wtedy w moim sercu puszczają ładunki wybuchowe i tańczą dziki taniec,
gdzie niczym dwuosobowe pogo – o ile to w ogóle możliwe – biją się ze sobą
miłość i rozsądek. Albo to rozum i pragnienie, sama nie wiem, ale kiedy do tego
pustego, zimnego pokoju, gdzie leżę tylko ja wchodzą dwie pary skórzanych
spodni i czupryny mam ochotę uciekać, ale jednocześnie rzucić im się w ramiona.
Dlaczego? Bo to Izzy i Steven.
- Ja pierdole – mówi Steven zatrzaskując za sobą
drzwi i zanim zdążyłam odpowiedzieć cokolwiek, czy choćby opierdolić ich, że
zakłócają mój spokój, on kontynuuje. – Co te konowały ci zrobili, biedaku?
Ach, ta
troska…
- Sama chciałabym to wiedzieć – tak, taka prawda.
Nie mam pojęcia dlaczego tu jestem i … może nawet nigdy się nie dowiem…?
- Nie słyszałeś, idioto co mówili? – zaczął Izzy –
Przedawkowała.
W tym momencie mam ochotę zapaść się pod ziemię, bo
nic nie pamiętam… Ostatni zapis w mojej głowie to przytulony do mnie Steven na
dachu hellhouse. Tyle. I przez to wszystko – gdy siadają bez słowa po obu
stronach mojego łóżka – widzę minę Izzyego. To jest … stres? Raczej nie… Może
zdenerwowanie? Też nie, bo jest najzwyczajniej w świecie wkurwiony, ale nie
chcę w to wnikać, bo jakaś część mnie mówi, że nie mam się do niego w ogóle
odzywać… Pech chciał, a może nie, że słucham tej części siebie i … milczę.
Zrządzenie losu czy przypadek? Bo Stevie postanawia
przerwać krępującą ciszę.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy –
zaczął – I nie wiem co byśmy zrobili, gdybyś z tego nie wyszła...
Aww! Chyba
mogę śmiało powiedzieć, że ta jego troska mnie … rozczuliła? Sama nie wiem, ale
sprawiła, że po raz pierwszy od „pobytu” tutaj się jakkolwiek uśmiechnęłam,
oczywiście pomijając fakt, że cały ten czas byłam nieprzytomna, a przynajmniej
tak mi się zdaje i w tej chwili spuszczam wzrok, uznając, że szara, pewnie ze
starości kołdra, którą mnie przykryli jest nieludzko interesująca. I w tym
momencie nawet podoba mi się ta cisza, przynajmniej mogę poukładać w głowie
myśli, których jest nie mało, jak i moje … pewnie całkiem widoczne …
skrępowanie? A może to jest właśnie stres, co jest raczej zrozumiałe – nie wiem
co mam powiedzieć, czy w ogóle powinnam cokolwiek mówić, i może się zdawać, że
chwila od kiedy Steven skończył swoją wypowiedź trwa w nieskończoność i dla
mnie to właśnie jest wieczność, chociaż w rzeczywistości pewnie nie minęło
nawet parę minut. Ale gdy Izzy postanawia dokończyć, a raczej poprawić swojego
towarzysza niedoli mam ochotę … schować się pod łóżko, żeby tylko na niego nie
patrzeć, bo to co powiedział…
- Lepiej mów za siebie.
To zdecydowanie samo mnie zabiło. Odłączyło
respirator, czy cokolwiek to nie jest i od tejże chwili leżę martwa, a moje
oczy nabrały nieludzkiej wielkości, wysyłając tym samym brwi na Marsa.
Kurwa mać…!
- O co ci chodzi? – jak widać nawet Steven nie umie
dobrać słów, więc…
Więc z załamanej Jenny po woli przeistaczam się w
tą wkurwioną, nawet nie wiem kiedy i mam ochotę wyrwać mu te kudły, bo … co to
niby ma znaczyć? Aż tak ma mnie w dupie … ?
- Nie ważne – oznajmił i … jak ty mnie wkurwiasz, człowieku…!
- Jak, kurwa, nie ważne?! – gdy w końcu nabyłam
nabiał** i zdobyłam się na odwagę, żeby podnieść wzrok i spojrzeć w oczy …
obudziła się we mnie żądza mordu? Pierdole,
ale tandeta. I myśląc właśnie mniej-więcej tak, kontynuuję. – Miło jest
słyszeć, że facet którego… - stop, stop,
nie tak! – Że jestem ci całkowicie obojętna, no kurwa!
Mimo wszystko, jego mina w tej chwili … to całe
zmieszanie - najprawdopodobniej tym, co o mały włos bym nie palnęła – że to
nakarmiło mnie pewnością siebie. Tak, dokładnie, nie odpuszczę. I już nawet
zapominając, że leżę podłączona do tego wszystkiego staram się usiąść jak
człowiek i … nie zwracając uwagi na ból jaki sama sobie sprawiłam. Jeszcze tego brakuje, kurwa…!
Ale kiedy znowu zyskuje ten pokerowy ryj, jakby
udawał, że nic się nie stało i mówi dalej…
- Pierdolona egoistka – powiedział to cicho, ale …
usłyszałam i … pozwolę mu mówić dalej. Taki
przywilej. – Przez ten twój „odpał”, czy chuj wie co to było … chyba już
nigdy nie wypłacę się u dilera…
Biedactwo…
- A jebie na twój dług – zaczęłam – skoro jesteś
tak głupi, żeby brać na krechę.
- Nie było by tego wszystkiego, gdybyś się
opanowała!
- Święty się odezwał, kurwa…
Coś we mnie pękło, bo … cóż, zwykle się nie kłócę z
osobami, na których mi chociaż jako-tako zależy, ale … to cholerstwo jest
silniejsze ode mnie, a Stevena … to najwyraźniej przerasta – siedzi z otwartymi
ustami i obserwuje to wszystko z taką uwagą, która jest aż godna podziwu, ale …
kiedy Pan Zimnokrwisty w końcu okazał zdenerwowanie w inny sposób niż ubliżanie
mi, podniósł się z łóżka i chodząc po tym pokoju miałam wrażenie, że na jedną
krótką chwilę uzna mnie za faceta i najzwyczajniej w świecie mnie pobije. Pff, tylko na to czekam.
I pomijając już to wszystko, nawet to, że
pewnie swoją postawą tylko jeszcze bardziej go prowokuję, widzę jak Adler prawdopodobnie
próbuje wymyślić coś, co przerwie to „cudowne” przedstawienie, ale czy mu
wyjdzie, to już jest inna sprawa. Powodzenia
mu życzę.
- Chwila, moment – odzywa się nagle Steven, ale… –
Czy wy się kłócicie…? - …no właśnie, ale.
- Nie, skądże – czujecie
sarkazm? – Tylko Pan Ważny próbuje mi udowodnić, że on tu jest najbardziej
pokrzywdzony.
- Izzy, odpuść jej – no kto jak kto, ale Stevie prawnikiem to nigdy nie będzie. – Nie
widzisz w jakim ona jest stanie?
Oookeej…?
- No gorzej już wyglądać nie może. – stwierdził
otwierając okno i … pewnie zaraz wyciągnie fajki… A udław się, skurwysynu…
- Tak? –
tak, załatwię go sarkazmem, bo … nie myliłam się, wyciągnął fajki. – Nie
mówiłeś tak, kiedy tak zajebiście chciałeś się ze mną pieprzyć…
KABOOM!
Zbiłam go z tropu? To na pewno. Czy uraziłam?
Raczej też, ale to mi nie przeszkadza, bo w tej chwili moje uczucia, czy
jakkolwiek by ich nie określić schowały się gdzieś głęboko i nie dają o sobie
znaku. I bardzo dobrze, bo mogę kontynuować to piękne i sarkastyczne
opowiadanie, tylko dlatego, żeby wam było miło, a Stevenowi oczy wyjebało z
orbit… Ale może on nie myślał, że jestem aż taką dziwką? To nie ważne, bo w
chwili obecnej i … w ogóle od momentu, kiedy z Axlem zaczęło mnie łączyć coś
więcej niż tylko pojebane JA, ale nic na to nie poradzę, że sama nazywam się
dziwką, a jednocześnie jestem na siebie wściekła, że znowu go wspominam. A tak dobrze mi szło… I oby szło dalej,
bo … chyba stał mi się obojętny – nie czuję żądzy napierdalania trampkami po
ryju. Chociażby dlatego, że ich nie mam…!
Ale kończąc mój bezsensowny monolog, który odbywa
się gdzieś na dnie mojego mózgu – dokładnie tam, gdzie umiejscowiłam dzisiejszy
dzień – i wracając z powrotem do chwili obecnej … chyba byłam zbyt zajęta sobą,
żeby zauważyć, że gdy Steven przez ten cały czas trzymał mnie za rękę, wolę
myśleć, jaka to ja jestem głupia, że skurwysyn-Stradlin jednak nie jest mi
obojętny. Gadam jak z jakiegoś taniego
romansu… Jednak się staczam, ya know?
- Wiesz co, Jenny? – mówi nagle ten wyżej
wspomniany i… – Żałuję, że cię poznałem… - … i pęka mi serce.
- Izzy! – krzyknął … Steven, bo kto inny, nie? –
Teraz przegiąłeś.
Szczerze? Chuj mi z tego, że Adler staje po mojej
obronie…
Czuję się jakbym przeżyła wojnę, a on by wygrał, bo
… no bądźmy szczerzy – tego nie przebije nic – wbił mnie w ziemię, albo w tym
przypadku w to pierdolone łóżko i nie okazał żadnych uczuć, aż mu tego
zazdroszczę, bo podczas, gdy Stevie ciągnie go za ręce do wyjścia, a ja
zaciskam wargi, żeby się nie poryczeć, w głowie mi huczy jedno i to samo dopóki
nie wychodzą, a to nie trwa długo.
Steven rzucił mi krótkie „cześć” i zniknął za
drzwiami, a ja czuję się jak opętana – jakbym mówiła dwoma językami, bo gdy
mózg mówi do Izzyego „spierdalaj” i nie mówi tego na głos, serce postanawia
przejąć kontrolę nad moim głosem i przez zaciśnięte zęby cicho jęczy…
- Kocham Cię.
twoje opowiadanie jest najzajebistrzym jakiś czytałam.. po prostu kocham! Twój styl pisania, twoje pomysły... Jenny jest zagubiona, może dla tego przypomina mi mnie? nie wiem i zapewne się nie dowiem.. dość pieprzenia od rzeczy. Kocham twoje opowiadanie i niecierpliwie czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuń~ tańcząca z wilkam
AWW! DZIĘKUJĘ! :-*
UsuńNawet nie wiesz ile wnoszą takie komentarze, aż sam uśmiech się ciśnie na ryj... A właśnie, prowadzisz jakiegoś bloga, bo skądś kojarzę twój nick.
Nie, bloga nie prowadzę :P. Konta na blogspocie lub czymkolwiek innym też nie mam, więc ktoś ma po prostu taki nick :D
Usuń~ Tańcząca z wilkami ( wiem, że ty wiesz, ale inni nie wiedzą, a wszyscy muszą wiedzieć bo ty wiesz i ja wiem, że wiesz... no ten tego... Bywaj! )
Ave, z Morrisonem! : 3
Usuń< jeśli o to chodzi >
Dobra, to czym mnie zaskoczyłaś.? Zachowaniem Wampajera.
OdpowiedzUsuńA czym mnie nie zaskoczyłaś.? Faktem, że Jenny go kocha.
Wiesz, to wszystko… Śmierć kliniczna. Fakt, że postanowiła dla niego nie umierać… A potem on jej takie kurwa chamstwo zrobił. Nosz kurwa, nie wiem, z czego wynika taka jego reakcja. Bo jak Jen była nieprzytomna, to on kazał lekarzom ją wyratować, prawda.? No to co mu potem odjebało.?? Tak jakby nie wiem.. Nic dla niego nie znaczyła i tylko nie chciał jej mieć na sumieniu czy coś… Kurwa mać, Izzy, ogar.! Ta kłótnia… Jprdl.. Genialnie to wszystko opisałaś. I Stevenek fakt, prawnikiem nie będzie… Może być adwokatem.. Moim adwokatem.. Będzie moim alkoholem, tak. To jest dopiero genialne..x) Zaskoczyłaś mnie tym Stradlinem… Ale w tej wersji też mi się zajebiście podoba i… Chyba zaraz się pójdę pieprzyć z plakatem..xD Albo nie, już i tak jestem w ciąży z Izzy’m, bo dwa miesiące temu pojechałam do LA i spotkałam Stradlina… No i tak jakoś wyszło..xD (w sumie nie wiem, czy on dalej siedzi w Los Endżeles, ale wtedy był w Rainbow)..;D Wracając do rozdziału… Ostatnie słowa. ‘Kocham cię’.
KURWA, PISZ SZYBKO KOLEJNY, BO NIE WYCZYMAM. CHCĘ POZNAĆ REAKCJĘ.!
Także ten.. Pozdrawiam..;* xD
OOO KURWA, KURWA, KURWA, KURWA, KURWA!
UsuńRozjebałaś system ._____. Steven-adwotakem, dziecko z Izzym, nie no, spoko, spoko, teraz przynajmniej wiem, że towaru sobie nie żałujesz, i w przeciwieństwie do ciebie ja nic nie biorę, YAY! XD
A co do komentarza WŁAŚCIWEGO, to ... cóż, zachowanie Stradlina nie było od tak, mam co do tego plany i te jego "niezdecydowanie" godne rudej pały było zamierzone, jeśli o to ci chodzi, bo jak zwykle nie specjalnie rozumiem twoje komentarze. :)
Ano, i dziękuję oczywista za uznanie tego czegoś GENIALNYM :-*
Hahah.. Wiesz co jest kurwa najlepsze?? Że weszłam tu, żeby napisać Ci komentarz. W ogóle nie pamiętałam, że coś Ci tu pisałam, a sama treść komentarza lekko mi się z czymś kojarzy, ale żeby to moje!? Ładafak??..xD W sumie 9-tego była sobota, więc możemy snuć różne teorie..xDD
UsuńNie musisz rozumieć, sama nie rozumiem za bardzo..x) No to.. Realizuj plan i dodawaj rozdział..:D
Btw. Pisząc ten komentarz zadzwoniłam do kumpeli i powiedziała, że to co wzięłam w sobotę, w normalnych warunkach starczyłoby na 2/3 osoby, więc wszystko jasne... O.o
O kurwakurwakurwa :O Toż to było zajebiste *-* a Wampajer zachował się jak chuj, aż chce mu się najebać trampkami po ryju xD Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńHA! Jezdę promotorę nowego sposobu przemocy ;___; XD
UsuńAle się smutaśnie zrobiło...
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że doszło do przedawkowania, co nie było trudne do ustalenia :)
Na początku to nie dokońca wiedziałam o kim mówi, że jest dla niej ważny i takie tam bo miałam dwie opcje: Axl i Izzy. Okazało się, że to ten drugi, który przy okazji okazał się też największym chujem jakiego można poznać. Tak to był dla niej miły i w ogóle, a teraz robi jej jakieś durne wyrzuty i jeszcze ostro po niej jedzie, kiedy ona ledwo co przeżyła...wykastrować takiego
Steven jak zwykle kochany i słodki, stara się pocieszyć ją i jakoś zapanować nad tą chorą sytuacją, ale nawet jego to przerasta. Biedna Jenny, ma pecha w życiu...ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Izzy pójdzie po rozum do głowy i koniec końców będą razem :D
Oo, jakaś nowość - Izzy jest większym skurwielem od Axla, ciekawe. Ale rozumiem dlaczego tak myślisz, w tym rozdziale rzeczywiście "ochujał" XD
UsuńI ten, serio masz nadzieję, a raczej ... myślisz, że te dwa wampajery będą razem...?
A ja tam wiedziałam, że Jenny kocha Stradlina. Kurwa, no mówię ja to wróżbitą będę. Jeszcze zbije fortunę.
OdpowiedzUsuńNo, ale rozdział inny i to mi się podoba. Trochę smutny, bo biedna Jenny ma złamane serce, ale no ktoś je naprawi, tylko pytanie, kto to będzie? Może sam Stradlin. Szkoda mi jej, bo zasługuje na kogoś kto ją pokocha całym serduchem i będzie z nią do końca. Ale wiadomo jeszcze pewnie nie jedno się zdarzy. Cieszę się i to bardzo, że wreszcie coś się konkretnego zadziało. I mam nadzieję, że tego typu rozdziałów będzie więcej, bo naprawdę piszesz genialnie, czego ci zazdroszczę.
Także pisz, pisz, bo ja już mam w dupie robaki....
Co mogę ci odpisać pomijając, że ostatnie zdanie komentarza mnie rozjebała?
UsuńNo dziękuję, właśnie zrozumiałam, że wcześniejsze rozdziały były jak flaki z olejem. Ale to dobrze, przynajmniej wiem co mam poprawić, dzięki. :)
NO WIĘC .... nie będzie to replika poprzedniego, niedodanego komentarza, ale coś tam napiszę .
OdpowiedzUsuńJESTEM W SZOKU, TOTALNYM SZOKU. na samym początku rozdziału nie spodziewałam się, że tak się skończy.
Myslałam, że Jenny nie ma uczuć, chociaż ... jakieś na pewno ma. nienawidzi, lubi, nie lubi, kocha MALBOSRACZKI i w ogóle, a nawet ... KOCHA STRADLINA. i generalnie mówiącv, to ... naprawdę szok, totalny szok, bo widzisz, myślałam, że w tym opowiadaniu takie słowa, jakimi zakończyłaś ten rozdział, pojawią się... nie, myslałam, że one się w ogóle nie pojawią, więc generalnie to Ci powiem, że ... szok ( taak, wiem, że się powtarzam ) ; )
Powiem też, że ... myślałam, że padnie na Stevena, serio, on taki opiekuńczy i w ogóle, tak o nią dbał, w szpitalu, kiedy ... przedawkowała, ( stwierdzam, że powinna ograniczyć trochu, bo to się może górką skończyć) , to ... widzisz, już gadam od rzeczy, więć ... gadam dalej, bo mi się fajnie klika po klawiaturze, szczerze Ci powiem ; )
Co by tu jeszcze dodać... w sumie to prawda, że Jenny jest egoistką, ale w sumie, z drugiej strony to ... ktoś tym egoistą musi być, bo bez tego życie byłoby monotonne, tak Ci szczerze powiem ; )
Co by tu jeszcze, ... zimno mi w palce, ale się fajnie i szyyybciuutko klika, więc za literówki czy cuś w ten deseń, to Cię przepraszam, bo zacyndalam jakby mnie wilki goniły, serioo .. żałuj, że tego nie słyszysz , biję rekordy.
Co do Stradlina ... nie wiem czy to mówiłam, ale powiem, że ... myslałam, że będzie inaczej, nie myslałam, że się pokłocą i w ogóle , bo wiesz, to takie trochę unreal, bo ... kurwa, nie wiem co gadam już, .
Aczkolwiek powiem jeszcze, że kłotnia o prochy i w ogóle, to ... bardzo ciekawy pomysł, serio ; ) .
Ja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo ... MUSZĘ, ALE TO MUUUUSZĘ wiedzieć jak to się wszystko rozwinie,
to chyba tyle z mojego klikania po klawiaturze, ; ) cud, że mnie jeszcze nie uciszają, że za głośno walę w klawiaturę ; )
osobiście stwierdzam, że to najdłuższy komentarz jaki kiedykolwiek w zyciu napisałam.
HOLY FUCK!
UsuńAle nie wiem od czego zacząć skomentowanie twoich wywodów o Stradlinie, egoistce Jenny i o tym wyczynowym zapierdalaniu na klawirce, ale ok, postaram sie ogarnąć, już nawet pomijając to, ze oczywiście musiałam jebnąć fejmem i napisać "malbosraczki", ok, whatever.
Niby dlaczego w tym opowiadaniu nikt nie miał powiedzieć "kocham cię"? Ach, ja chyba wiem - bo to jedno wielkie bezuczuciowe zaćpane ruchańsko i miałaś prawo się nie spodziewać, ale ya see, cuda się zdarzają i będą zdarzać, bo mam ambitne plany, że gacie ci spadną z dupy i polecą na Marsa! :)))
Kolejna nurtująca twoje życie teza - dlaczego nie Steven? Bo nie i chuj, nie Steven, bo Izzy, bo Jenny to skretyniała ćpunka. Tak, wiem, nie fajnie jest tak obrażać wytwór mojej wyobraźni, ale pech chciał, ze MY DZIEWCZYNY uwielbiamy skurwysynów, mam racje? A jak przeczytałaś wyżej, Izzy gra jednego z nich.
Teraz chyb mogę śmiało powiedzieć, że moje opowiadanie to jedna wielka symbolika, ya know, taki jebany wiersz, którego koniec wylądował na drugim końcu kosmosu, bo rozdziałów mam zaplanowanych od chuja, ale co tam. To dobrze, nie?
Jest cos jeszcze, nie? Tak sobie czytam twój wytwór i w oczy rzuca mi się to - "Co do Stradlina ... nie wiem czy to mówiłam, ale powiem, że ... myslałam, że będzie inaczej" a wiesz co ja na to? A CZEGOŚ TY SIĘ SPODZIEWAŁA?! XD ŻE MISTER ZIMNOKRWISTY POPŁACZE SIĘ NA WIDOK CIERPIĄCEJ DAMY? Ej, no dobra, kto jak kto, ale Jenny damą nie jest, whatever. Ale uczuć to to coś nie okazuje, wiec ... sama wiesz XD
Taa, wiesz,. że robię z Ciebie fejma ; )
UsuńCo do Stradlina, to Ci powiem, że wiesz ... ja bym mu przyjebała porzdąnie w łeb, . jakoby iź, dobra chuj, nie wiem ;D
i ... to bardzo dobreze, że masz zaplanowanych dużo rozdziałów ; )
To czy ci dobrze idzie to fejmowanie, to pozostaje kwestią dyskusji, ale co tam, nie wdaje się w nią. Tak, wiem, że dobrze robię. :)
UsuńA o przyjebaniu Stradlinu, to możesz sobie pomarzyć, jak o wszystkim innym. Hyhyhyhyhyhy, czekoladowa jebie marzenia ; x
http://its-so-easy-baby.blogspot.com/ nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuńOżeszkurwajapierdole! Pozwól że tylko ten skomentuje, a poprzednie rozdzały ogłoszę mianem zajebstych, okej? Cóż mogę rzec... Uwielbiam twój styl pisania. Jak patrzę na twoje i na moje opowiadanie to... Co tu dużo mówić... kryję się przy tobie xD Jesteś zajebista! Kocham to opowiadanie, ale to już chyba wiesz. Biedna Jenny... Właściwie to jest suką, suką z tym czymś... Zakochaną suką... Tak... Ogólnie nie wiem co napisać, bo taki zawrót akcji... Adler się wkurwił, ta go kocha... Eh... No nic... Kocham to opowiadanie i informuj mnie dalej, tak jak to robisz na gg :) Zapraszam do mnie na 10 rozdział: http://sweet-fucking-child.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOjej. Dlaczego ja tego nie przeczytałam wcześniej? Jestem na siebie tak kurewsko zła, że nawet nie ma na to słów.
OdpowiedzUsuńAle Izzy odjebał. Wrrr... Bez uczuciowy chuj. No może jet bezuczuciowy, ale... Ale... Nie ważne. Adler był przesłodki w tym rozdziale. Dobra, on jest zawsze słodki.
A i wiesz wzięłam sobie te słowa do serca. Jakoś mi teraz lepiej i to jakoś tak na serio :).