Oto tym rozdziałem kończą się te "dramatyczne akcje" i zaczyna się w końcu coś normalniejszego... A przynajmniej druga część rozdziału, ale nie ważne. Muszę tylko powiedzieć, że ... to nie do końca wyszło jak chciałam, bo planowałam zupełnie co innego, ale ... no, to co planowałam znajdzie się (mam nadzieje) w kolejnym rozdziale, który ... zaskoczy was, nie powiem. Przynajmniej mam taką nadzieję. : 3
+ Mimo, że w drugiej części jest opisana inna piosenka, ja pisałam to przy Renegade.
++ Nie zrobiłam korekty, bo ... no, nie chciało mi się, więc czepiajcie się jak tylko się da
+++ I tak, kurwa, ćpiełam przy drugiej części... : >
Enjoy fuckers!
~*~
Leżę na czymś wygodnym w domu i słucham When a Blind Man Cries puszczonego tak cicho, że ledwo słychać. Tak, żeby słyszeć
własne myśli, bo tym razem nie chcę ich zakłócić i zapomnieć – chcę wszystko
przemyśleć. Pamiętam mimo wszystko moją rozmowę ze Stevenem sprzed kilku dni.
Pamiętam jak mówił, żebym „ olała kutasa”, ale tu nie chodzi o niego – to fakt,
dałam się wykorzystać jak wierna suka, która zawsze wraca do swojego pana, ale
nie o to już nawet chodzi. Chodzi o mnie. O to, że nie mam nikogo, nigdy nie
miałam. Nigdy nie miałam przyjaciela, takiego prawdziwego, i może jestem
naiwna, głupia i chuj wie co jeszcze, ale … w Adlerze widzę kogoś takiego –
kogoś kto wysłucha, zrozumie i pocieszy, i mówię to chociaż nie gadałam z nim
tak często. Ja to po prostu widzę – w tych jego niebieskich oczach widzę
szczęście, którym pewnie chciałby się z kimś podzielić, jakby … podświadomie
szukał kogoś takiego jak ja – przyjaciela. Może i się mylę, może … albo raczej
na pewno, bo ktoś tak otwarty, wesoły jak on nie powinien mieć z tym problemu,
prawda? Jednak moje podejrzenia są błędne w każdym calu…
Leżę tak dobrych kilkanaście minut i pomijając to
wszystko zaczynam mieć w głowie pewną wizję – widzę ją oczami wyobraźni, i o
dziwo jest to inna wizja od tej, którą rozkoszowałam się na widok Półnagiego
Ćpuna. Teraz jestem całkowicie trzeźwa – nic dzisiaj nie piłam. To dziwne,
prawda? Tak, nawet dla mnie, bo po raz pierwszy od dawna mam bezpośredni
kontakt z moim umysłem. Nie ma się za dobrze – mówi się, że wiek to tylko
liczba, więc … mój mózg jest stary – starym, schorowanym i poniszczonym
emocjonalnie osiemnastolatkiem, który z tych resztek swoich sił próbuje jakoś
postawić mnie na nogi, jednak ja nie jestem zwyczajna go słuchać. Słucham
starego, schorowanego i już martwego serca, które karze mi zagłuszać wszystkie
uczucia najróżniejszymi używkami. Może i osiąga swój cel, jednak pozbawiona
używek czuję się jak to serce – jestem martwa, i mówią to moje oczy patrzące
się tempo w pękający sufit, a że jest ciemno niszczę swój wzrok szukając na tym
suficie jakiegoś ukrytego znaczenia – właśnie pod pęknięciami. Kiedyś, gdy
jeszcze wierzyłam w „nawrócenie” się rodziców często tak leżałam i rzucałam w
ściany monetami. Myślałam o tej durnej zabawie – orzeł czy reszka. Orzeł
oznaczał zmianę, reszka – nie, a więc najwyraźniej zostałam oszukana, bo zawsze
wypadał orzeł, a nie stało się nic…
Teraz widzę małą siebie, kiedy miałam z sześć lat,
która siedzi skulona, przytulona do poduszki, która wchłania wszystkie łzy
spływające z oczu Małej Jenny – ta mała ma jeszcze nadzieje i uczucia. Ma
wyobraźnię, która pokazuje jej rozwinięte wizje nadziei, a widzi teraz od dawna
wymarzony obraz. Mała Jenny patrzy wyczekująco na drzwi, jednak na nic
większego nie czeka – nie czeka na zbawienie. Widzi jak przez drzwi przechodzi
jej matka – jest zadana, świeża i uśmiechnięta – taka, jaką nigdy Mała Jenny
nie widziała. Nie zmienia swojej pozycji, kiedy matka siada obok, odgarnia
włosy z twarzy Małej Jenny i znowu posyła jej ten uśmiech mówiący „wszystko
będzie dobrze”. Jenny wie, że ten uśmiech nie kłamie.
- Jenny – zaczyna matka – kochanie…
- Boję się.
- Będzie dobrze…
- Nie.
- Uwierz mi.
- Nie mogę. Co będzie jeśli coś mu się stanie…?
- Wtedy pokonamy to razem.
- Razem?
- Tak, jesteśmy rodziną. Jednością. I pamiętaj o
jednym.
- O czym?
- Że zawsze z tatą będziemy Cię kochać. Jesteś dla
nas całym światem, nigdy Cię nie zawiedziemy.
- Mamo, ale… To nie możliwe.
- Możliwe, Jenny. Gdy się czegoś bardzo chce, tak z
całego serca, to się to dostanie, a ja chcę Cię uszczęśliwiać. Chcę widzieć jak
dorastasz, jak osiągasz swoje cele i pragnienia, jak spełniasz marzenia… I chcę
Cię móc kochać, niezależnie od wszystkiego. Zawsze będziemy Cię kochać…
Zawsze będą
mnie kochać… Mięli mnie kochać już zawsze.
Tak, to nie jest możliwe, a wiem to teraz kiedy ta
cicho puszczona ballada uderza mi do głowy, i wierci dziurę w całym ciele
przedzierając się do martwego serca i ożywia je. Wyciska ze mnie łzy, tak, że
zaczynam bać się samej siebie, więc odwracam się na brzuch, chowam głowę w
poduszkę i chcę już tak zostać aż zabraknie mi tlenu i najzwyczajniej w świecie
się uduszę, bo mam już tego wszystkiego dosyć.
Podchodzę to tego gównianego gramofonu, i
zaciskając zęby tak, że mam wrażenie, że zaraz sobie je połamię, bo staram się
nie płakać, i jak najszybciej zrobić to czego w tej chwili pragnę – wyciągam
winyla Deep Purple i wcale nie jestem ostrożna. Rzucam nim gdzieś po pokoju i …
to nie daje mi zupełnie nic, kiedy w głowie dudnią mi słowa piosenki, jakby
nigdy nie miały końca i zaszyły się w mojej głowie na dobre. Chcę je stąd
wyrzucić w cholerę, jak najdalej, ale mi to nie wychodzi i zaczynam panikować.
Szukam czegoś … sama nie wiem czego, do momentu aż biegając po pokoju jak
wariatka potykam się o własną kurtkę, i jak grzebię po kieszeniach szukając
fajek, żeby się uspokoić, ale znajduję coś innego – kokainę. Mam tego więcej
niż mieć powinnam, i gdybym ją zażyła, to chyba byłaby to dawka śmiertelna… Nie
wiem, ale nie czekam zbyt długo, żeby wysypać uncję. Czuję, że kołuje mi się w
głowie na sam zapach tego narkotyku, ale nie zwracam na to większej uwagi, gdy
połowę wciągam nosem, drugą połowę dla odmiany połykam. Zrobiłam coś nie tak…? Kurwa mać…
Może i w pewnym sensie czuję ulgę, jednak właśnie
teraz – w tej najmniej odpowiedniej chwili odzywa się we mnie Mała Jenny.
- To nie
sposób, nie powinnaś…
- Pierdol się!
Mała Jenny potrzebuje matki, żeby poradzić sobie z
problemami Dużej Jenny, chociaż … ta druga ma to wszystko w dupie – matkę,
problemy i … siebie, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. I tak, naćpałam się –
znowu – żeby zapomnieć, a przecież „nie chciałam zapomnieć”. Nie chciałam
zagłuszać głosu Małej Jenny, bo chciałam wszystko przemyśleć - tak więc
wszystko poszło się jebać, bo znowu nawiedza mnie to zajebiste uczucie, kiedy
jestem piórkiem i wszystko dookoła mnie nabiera kolorów. Pokój w ciemnościach
robi się jasny, muzyka znowu zaczyna grać, a ja mam ochotę śpiewać, tańczyć,
cieszyć się życiem i pokazać tym wszystkim skurwysynom, że jestem samodzielna –
potrafię o siebie zadbać!
Chcę stąd wyjść i uciec jak najdalej, i robię to.
Mam w dupie, że mam na sobie jedynie bokserkę i gacie, i biorę resztę koki i
fajki i wybiegam z tego syfu, a na schodach przed domem odpalam pierwszego
papierosa. Mam zamiar dzisiaj pozbyć się koki i fajek i wylądować z rana gdzieś
… gdziekolwiek i zacząć „nowe życie”, jako niezależna, pewna siebie kobieta. To kurwa bez sensu, mam osiemnaście lat! Może
i bez sensu, ale walę na to z góry, kiedy biegnę przed siebie z fajką w ręce, a
w drugiej mam moje narkotyki i … jest mi tak dobrze, że nie chcę tego
przerywać. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi to przerwał, bo czuję się wolna i po raz
pierwszy od dawna tak na prawdę szczęśliwa – o czwartej nad ranem, kiedy mijam
miejsce, gdzie wtedy spotkałam Gabrielle. To kurwa jej wina! Moment, moment… To moja wina! Nie mogę
nikogo obwiniać…
~*~
Nagle znalazłam się pod jakimś barem na chodniku,
gdzie siedzę i pewnie wyglądam jakbym medytowała, i biorę jeszcze małą porcję
koki i popijam winem, które dostałam przed chwilą od jakiejś panny. Wyglądała
na dziwkę, ale była miła – taka miła dziwka. Pięknie… I myślę o tym wszystkim przysłuchując się jak jakaś
zajebista … pewnie dopiero wschodząca kapela gra w tym barze za mną – mają
zajebisty gust, a wiem to, bo grają wyłącznie covery Sex Pistols.
I got no
feeling, no feeling, no feeling for anybody else, except for myself, my
beautiful selfish…
Ale do rzeczy, bo chyba widzę znajomą twarz i
szczerzę wolę, żeby to były halucynacje. Jakieś skutki uboczne wciągniętej koki,
albo wina tej dziwki, bo może miała coś tam dosypane, ale od światła latarni
błyska się ten wisior Duffa – ten z kłódką. Kurwiasz
skopiował styl Sida! Ale mam to w dupie, bo moje oczy nieźle ucierpiały od
tego „blasku”, i gdy zakrywam je paczką fajek zaczynam już powoli słyszeć, jak
blondyna coś tam mamrocze, za cholerę nie mogę go zrozumieć, więc czekam na
rozwój wydarzeń, a gdy po woli odzyskuje sprawne oczy widzę, że idzie z Izzym. A to ciekawe… Dlaczego ciekawe? No … ja
sama tego nie wiem, ale czuję jakby ta chwila ciągnęła się w nieskończoność –
brakuje tylko, żeby te dwa ćpuny szli w zwolnionym tempie, a wiatr rozdmuchiwał
im włosy… A światło mają z latarni, więc chuj im w dupy, a gdy są już dosyć
blisko widzę, że Izzy wygląda na nieźle zdezorientowanego, i … wcale mu się nie
dziwie, jednak wkurwia mnie, że tak się gapi, bo … co oni wszyscy mają z tym?!
I przez to mam ochotę wstać i iść … w stronę do nich przeciwną, bo dobrze wiem,
jak to się wszystko skończy – któryś mnie upije – chociaż już jestem pijana,
może mnie naćpają – chociaż już zdążyłam przyćpać i oczywiście wielcy
wybawiciele przygarną mnie na nockę do siebie… Niedoczekanie, kurwa.
I może właśnie to, a może nie, nakręca mnie w drugą
stronę – żeby zostać i nie dać się robić w chuja, jak to mam w zwyczaju. I może
mam ochotę się zabawić, bo przyznam szczerze – mam z kim, i to nie oni mnie
wykorzystają – to ja wykorzystam ich.
- Co ty, domu nie masz, młoda? – odezwał się …
Duffy, i chyba już prosi się o wpierdol.
- Niestety go mam – zaczęłam – i odezwał się kurwa,
stary.
Co w tym śmiesznego to nie wiem, ale blondyna się
zaśmiał i podał mi rękę, by wstać, i co? Wstałam, a w tym świetle, o ile można
to tak nazwać … i mam nadzieje, że to przez kokę, czy może w winie było
ekstazy, ale … Izzy wydał mi się przystojny. Tak dziwnie przystojny i nie
podoba mi się to uczucie, szczególnie biorąc pod uwagę to co mam na sobie, a
raczej … czego na sobie nie mam, więc może jednak się zabawię…? HA! Kolejny szatański plan…! I kieruje
mną moja zła strona – ta puszczalska, która obciąga moją bokserkę jeszcze
niżej, a gacie wyżej i prawie robi z nich stringi tylko po to, by jednak się
zabawić i ponownie onieśmielić Pana Zimnokrwistego, a on chyba to kupuje –
oblizał wargi i „dyskretnie” zmierzył mnie wzrokiem… Kurwa, chyba mi się to podoba! A Duff… On tylko spojrzał na niego,
zaśmiał się równie „dyskretnie” i mówiąc coś w stylu „chodźcie się najebać”
poprowadził tą wycieczkę do tego baru, a po drodze mówił coś jeszcze. Ja jednak
go nie słuchałam, to chyba żadna nowość… Byłam chyba zbyt zajęta realizowaniem
mojego planu, tego całego uwodzenia, jakkolwiek można to nazwać.
A gdy wchodzimy do środka ludzie w barze gapią się
na mnie jak na psychiczną… Cóż, przywykłam, ale i tak, skoro są na tyle głupi,
żeby rezygnować z tego co robili i gapić się na mnie, to muszę dać im jakiś
powód, by się gapili. Bo to, że jestem
półnaga to kurwa za mało… Więc korzystam … problem w tym, że nie wiem jak,
bo mam teraz … i znowu natłok myśli i pomysłów jak zwrócić na siebie uwagę, a
nie jest mi to specjalnie na rękę, bo kiedyś nie miałam z tym najmniejszego
problemu… A może patrzą na mnie, bo wyglądam jak bezdomna i to już wystarczy?
Może tak, może nie, ale … chuj wam wszystkim w dupy! Bo chyba jednak będę
zachowywać się jak … jak nie-dziwka, a mówię sobie to, gdy siadamy przy barze,
a chwilę później staje przede mną szklanka czystej z lodem. Witaj, mój przyjacielu!
Pewnie wyglądam jakbym się modliła nad tymi
procentami, czy coś, ale dopóki jestem jeszcze przy jako-takich zmysłach
jako-takiego człowieka wolę tylko siedzieć i się przysłuchiwać temu o czym ci
„mężczyźni” tam tak ZAWZIĘCIE rozmawiają … chociaż prawda jest taka, że
procenty zaczęły przez nich przemawiać i pierdolą od rzeczy.
- Ej, Izz – zaczął Duff – widzisz tamtą blondynkę?
– oczywiście, Duffy wskazał po raz kolejny „dyskretnie” na pewną pannę, i wcale
się nie dziwię dlaczego się nią zainteresował.
- No i? – nie ma co, zaangażowanie godne
pochwały...!
- Myślisz, że pójdzie?
Tak, chyba
kurwa do sklepu po bułki.
- Pójdzie? – nie wiem czy Izzy naprawdę nie
zrozumiał, czy tylko chciał go wkurwić, ale … wystarczy, że ja zrozumiałam.
- No, kurwa, wiesz…! – nie mówiłam, że pierdolą od rzeczy?
- Obojętnie – brawa, kurwa, dla Stradlina!
Jak widać jest bardzo zaangażowany w pragnienia
kumpla – do tego stopnia, że machnął na to wszystko ręką, a gdy odpalał fajkę …
kątem oka obserwowałam naszego bohatera – Duffy ledwo zwlókł się z krzesła i
poprawiając spodnie, które już ledwo trzymają mu się na dupie, wziął głęboki
oddech i ruszył na „podbój swojej zdobyczy”, a wtedy ja zrozumiałam coś
(nie)istotnego – w tym odcinku McKagan pobzyka!
Cholera...nie wiem jak skomentować, bo trochę się pogubiłam w tym rozdziale:D Biedna Jenny ma spore rozterki i problemy. Trudno mi rozszyfrować jej dzieciństwo, wogóle dzisiaj coś ciężko myślę, także nie bierz tego do siebie. I znowu za cel gierki wybrała Izzy'ego...biedny, wykorzystywany do niecnych planów :d a Duffy dzisiaj widzę zaszaleje z tą blondyneczką..A Steven to faktycznie taki kochany jest dla niej jak prawdziwy przyjaciel, więc jej się nie dziwię, że tak myśli o nim, bo też bym tak robiła. No to chyba na tyle :) jestem ciekawa dalszej części
OdpowiedzUsuńFuckin' Hell Yeah.! W końcu wracasz do 'korzeni'..xD Mimo że lubilam te Twoje dołujące rozdziały, to jednak miło od czasu do czasu gryźć podłogę (nie mam dywanu), czytając rozdział..;D
OdpowiedzUsuńNajpierw te rozkminy o Stevenie.. Chciałabym mieć takiego człowieka jak on przy sobie.. Niby posiadam taką wiecznie zacieszoną kobiecą wersję Adlera, ale... Nie no. W sumie to nie narzekam. Jest z nią zajebiscie, ale jak złapie doła, to wszyscy dookoła łapią.. Ale szanowny pan Adler też miał to do siebie..;D
Potem wspomnienia (<3), cichy głos rozsądku... Zaraz zagluszony przez kokainę.xD Ale co tam, ważny jest sam fakt, że coś takiego istniało..;) *Nie ma to jak latać w samych gaciach i bokserce po LA*..xD Kocham te pijackie pierdoly.. Tak się fajnie tego słucha i Meega polew, a jak się gada samemu, to wydaje się to być takie poważne..xD Wielbie Stradlina.. Jezuu, to jego wieczne zbywanie wszystkiego, pokerface i wgl.. Będzie moim mężem.;D Nie wiem czy wiesz, ale jestem z nim w ciąży..:o xD
Wszystko zajebiscie (jak zwykle z reszta). Czekam na kolejny.:) Pozdrawiam..;*
JA JEZDEM CZEŹWA! TO TY ĆPIEŁAŚ, PRZYZNAJ SIĘ!
UsuńAle ... wiesz, że kurwa uwielbiam twoje komentarze, nie ? : 3
No doobra, przyznaję się.. Ale Ty też się przyznaj.! Nie ma tak.!..xD To jest niemożliwe, żeby takie rzeczy pisać na czeźwo..;D No wiem, wiem.. Hahah, ta moja skromnosc..-.o A Ty wiesz, że uwielbiam Twoje rozdziały. To nie pytanie. Ja wiem, że Ty wiesz. A pewnie Ty wiesz, że ja wiem, że wiesz.! Ehh, Whatever..:D
Usuń+ Chyba jeszcze nie napisałam - kocham Twój szablon..*.*
UsuńDokładnie! Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, bo udowadniasz to w każdym komentarzu, ale ... tak ostatnio zauważyłam, że ... Jenny dzieli się ze mną tą koką, a potem kończę z ujebanym nosem, haha. Co ja pierdolę .____. się WCZUWAM za bardzo i ćpię przed pisaniem takich rozdziałów - ha! Od co! Poznałaś moją tajemnicę, więc ... ciii! : 3
UsuńHahahh.. To żadna tajemnica, Skarbie. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że ćpiessz, bo inaczej byś czegoś takiego nie napisała..xD
UsuńNie wiem czemu mnie to śmieszy, bo przecież tutaj świetnie opisujesz chorobę psychiczną Jenny... i wgl. chciałabym pisać jak ty.
OdpowiedzUsuńChoroba psychiczna...? Rozumiem, że masz na myśli pierwszą część rozdziału, bo druga, to raczej zwykła głupota... :>
UsuńAa, i dziękuję. :-*
To teraz ...JA ^^.
OdpowiedzUsuńJa mam tak, że czasem nie ogarniam co TY tutaj tworzysz, jakoby iż wszystko jest tak dziwnie poplątane. Ale to poplątanie sprawia, że jest inaczej, że nie ma czegoś co jest w innych opowiadaniach.
to jest niesamowitość Twojej osoby ^^.
Co do rozdziału, to moje bolące oczy jakoś go przeczytały, a muszę jeszcze nadrobić ... kilka innych, gdzie nie mam czasu no.
Ale ja omawiam swój brak czasu czy Twój rozdział ?;O ( chyba jest ze mną źle)
Tak więc, rozterki Jenny są ... niezłe. To jak postanawia rzucić to wszystko i zacząć lepiej żyć, a potem kolejne pokusy, i wszystko poszło ... gdzieś daleko. To jest taka niepewność... i w sumie nawet prawdziwa, bo nawet ja mam coś takiego, wiesz ...
ODCHUDZAM SIĘ
a za chwilę...
OOO, CZEKOLADA *.*
tak więc po części rozumiem Jenny. i Tyle, już się więcej nie wypowiadam ;D
*zapowietrzenie* Zaraz ci wsadzę tą czekoladę w dupe, wpierdalaczu ty!
UsuńAle chuj, przejdę do komentarza, bo ... twierdzisz, że takie poplątanie jest oryginalne? Orzeszkurwajapierdole *.* Soł najs to słyszeć, wiesz? I aż mi się morda cieszy i nie wiem więcej co powiedzieć...
Ale wpierdol za czekoladę masz! :>
Tylko, żeby Cię policzki nie bolały ;D
Usuńa czekolady nie ma, ale są ciastka z toffi .. mama je robiła ;d
-UWAGA-
OdpowiedzUsuńCzy zastanawiałeś się kiedyś ile wart jest twoja obsesja? Moim zdaniem bardzo dużo.
Zapraszam na NOWE OPOWIADANIE pt.” Loose your Obsession” na: http://wake-up-time-to-die.blogspot.com/
Bądź wart więcej niż sądzisz- niech Morrison będzie z tobą, a Talking Heads pożre twoją duszę \m/
Ja pierdole, dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i już wszystko przeczytałam! A do tego czekam na więcej :D o mało co się ze śmiechu nie poleje z twoich tekstów xD kurwa, po prostu zajebiste to jest, oby tak dalej <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na obiecany kolejny fragment Slash story, dłuższy niż poprzedni, ale chyba gorszy. ;<
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2013/02/slash-story-piaty-cz-ii.html
Nowy na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej. Dobra doszłam do tego filmu i jego tytuł to ''Nieuchwytny Cel''.
OdpowiedzUsuńA za komentarz bardzo dziękuję, uwielbiam Twoje komentarze, haha. Zawsze mi poprawiają humor. ;]
I wybacz, że u ciebie nie komentuję, ale od następnego rozdziału to się zmieni, obiecuję.
Okej, piszę ten komentarz po raz trzeci, tym razem z anonima (to ja, Isbell).
OdpowiedzUsuńSam początek i piosenka Deep Purple. Tak odbiegając lekko od tematu - głos Iana to jest najzwyklejsza magia, już nie mogę doczekać się lipca i koncertu, ha!
Ale wracając do rozdziału, bardzo mi się podobały te wspomnienia, a potem mała Jenny przemawiająca jakoś do tej dużej Jenny. Zaniedbanej Jenny, nie za bardzo wiedzącej co z sobą zrobić. Tej Jenny, która jest inna, obracająca się w towarzystwie Gunsów i używek. Lubię to Jenny, nie wyobrażam sobie tego opowiadania z inną bohaterką.
Druga część. Rozmowa Izzy'ego i Duffa godna podziwu. Ten...angaż, czyż nie? To jest właśnie cały Stradlin. Jego lakoniczne odpowiedzi, irytujące, ale w pewien sposób bardzo na miejscu, nie wiem sama czemu tak myślę.
No, chyba tyle ode mnie. Czekam na 20, mam nadzieję, że zrobię coś z tymi komentarzami, bo nerwica mnie bierze. Miałam też problem z opublikowaniem nowego rozdziału na Fontannach, ale się udało, może to wina internetu...
Nic, genialnie i czekam w każdym bądź razie ;*
Zapraszam na kolejny fragment 5 rozdziału Slash story. ;)
OdpowiedzUsuńNowy u mnie ;] ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie żeby coś, ale nie napisałaś nic od 20 dni... A JA CHCĘ TWOJEGO OPOWIADANIA..;) <3
OdpowiedzUsuńFuck! ja pierdolę dziewczyno te Twoje opowiadanie jest przezajebiste i do tego najsmutniejsza piosenka "When a Blind Man Cries". Czułam się jakbym tam była, jakbym była ta całą Jenny. Wpadnę w kompleksy nie powiem, że nie, a tak żeby nie było to teraz autoreklama, zapraszam na mojego bloga: http://movetothela.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńP.s. Idę dalej czytać :)