piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 35.

Przemycam wam cichaczem rozdział, bo mam szlaban, ale jak bardzo się tym przejęłam, to widać, nie? XD
Ale mniejsza z tym, bo po tym czymś może, a może nie zrobię małą przerwę i nowy rozdział będzie za dwa tygodnie.

+ Tym razem soundtrackiem - podobno każdy jest dopasowany - jest polska sztuka zatytułowana Myslovitz.

Enjoy, fuckers. :-*

~*~

Mam wrażenie jakby wszystko mnie przytłaczało, jakby wszystko co istnieje na tym jebanym świecie zebrało się w tej chwili w jedną kupę i zwaliło się na mnie. Mięliście kiedyś takie uczucie? To kompletnie mnie odmóżdżyło: nie pamiętam co robiłam wczoraj, nie pamiętam, gdzie byłam, nie pamiętam, gdzie jestem, nawet nie poznaję tego miejsca, a co za tym idzie, trafia do mnie ważna myśl. Kiedyś marzyłam o resecie pamięci, dokładnie takim, jaki dopadł mnie w tej chwili, więc jaki z tego wniosek? Z marzeniami lepiej uważać. To uczucie, które przepełniało mnie z chęci niepamiętania niczego, spada na mnie teraz – dokładnie w tej chwili, kiedy uświadamiam sobie, jak bardzo mój mózg stracił termin przydatności. Najwyraźniej, gdy Bóg tworzył ludzi – a konkretnie mnie – musiał coś spieprzyć i dać mi trochę mniej szczęścia niż innym ludziom. Teoretycznie nie powinnam się tak nad sobą rozczulać, a powinnam raczej coś ze sobą zrobić. Nie mogę tak leżeć wiecznie, prawda?
Pierwsze co miałam okazję zauważyć, to to, że mam na sobie jedynie bluzkę i majtki – spodnie mnie opuściły i leżą na fotelu pod ścianą dotrzymując towarzystwa butom. Nagle też wyostrza mi się zmysł słuchu i słyszę jak gdzieś za ścianą jest prawdopodobnie inny pokój, któremu zachciało się zaspokajać swoje potrzeby seksualne. Jak widać, a raczej słychać, tu – gdziekolwiek się znajduję – jest niesamowita akustyka, nawet za zamkniętymi drzwiami, a mówiąc po mojemu – ktoś tu się pieprzy, a ja spałam, dzięki. Jedyne, co teraz przychodzi mi na myśl, to dowiedzieć się tego i owego, więc bawię się w samozwańczego ninję-zboczeńca i skradam się do drzwi, tylko … dlaczego tak nagle poczułam adrenalinę? Może dlatego, że za drzwiami może być dosłownie każdy, więc … idę. I idę, i idę, już łapię za klamkę i … i nic, to wszystko trwa dalej – jęki, moja adrenalina i jeszcze raz jęki, a jedyne moje szczęście jest w tym, że drzwi nie zaskrzypiały. Mam jednak pecha w czymś innym – mieszkanie jest niby małe, ale się w nim gubię, bo gdy zaczynam się rozglądać i widzę kuchnię po prawej stronie, po lewej mały salon … a te gwiazdy porno są coraz głośniejsze, więc idę dalej, ale już chyba nie zależy mi na tym, by być cicho. Krótko mówiąc mam to w dupie i skręcam w lewo do tego pseudo saloniku, a moje serce przeżywa zawał.
Istnieje pozytywny i negatywny zawał? Prawdopodobnie nie, a ja pewnie tylko się zdziwiłam, bo…
- Gabrielle…?
To… To nawet jest zabawne, wiecie? W jednym momencie mam wrażenie, że zaraz skończą, a w następnej faktycznie kończą, a plus jest tu, że to wszystko dzieje się zupełnie odwrotnie do ich oczekiwać, bo nie ona jedna patrzy na mnie, jakbym była duchem.
- Duff…? – i bum! Zapraszam państwo do ołtarza! – Niech was wszystkich chuj!

~*~

Takiego deja vu nie przeżywałam jeszcze nigdy – ja i Gabrielle z Żyrafą siedzimy przy stole w towarzystwie grobowej ciszy, którą raz na jakiś czas przerywa Duff siorbiący herbatę. Najciekawsze jest to, że nikt – z przyczyn niewiadomych – nie ma odwagi się odezwać i to jest właśnie takie komiczne. Z resztą nie tylko to: od początku tej sytuacji zastanawiam się co Pan Wyżej Wspomniany próbuję osiągnąć siedząc w taki pedalski sposób z założonymi nogami na siebie. Zastanawiam się, i nagle trafia do mnie, że w ten sposób próbuje zakryć ten przerażający wzwód i … cóż, nic a nic mu to nie wychodzi. Ale nie żeby coś – ja się nie gapię, przeciwnie, bo z każdą kolejną sekundą zaciskam zęby na wargach, żeby tylko się nie roześmiać i mam wrażenie, jakbym zaraz miała mieć koktajl z krwi w ustach, więc nie pozostaje mi nic innego jak coś powiedzieć. Po prostu nie wytrzymam dłużej takiej ciszy, prędzej się powieszę.
- Powie mi ktoś – zaczynam i nagle kubek z herbatą wydaje się być interesujący – Jak ja się tu znalazłam?
- Ja pierdolę – Duff się wystraszył, jak widać, bo wzdrygnął się lekko, odstawił herbatę i jeszcze bardziej zacisnął nogi, chociaż wątpię, by to było możliwe. – Cieszę się, że nie zaczęłaś pytać o … no wiesz.
- Pieprzyliście się, wielkie mi halo. – mówię, a Duff to idiota, serio. – Z resztą… Masz ktoś zamiar odpowiedzieć mi na pytanie…?
- Dobra, słuchaj – nagle odzywa się Gabrielle, i teraz to ja się wystraszyłam. – Naprawdę chcesz, żeby ci to wszystko streszczać?
- Chcę.
Nie wiem dlaczego, ale Panna Metallica wygląda, jakby miała mi opisywać jak kogoś mordowałam. Czyli … jak widać jest nie specjalnie dobrze, ale wiem, że na sto procent to nie będzie najgorsza rzecz w moim życiu, wiecie, bywało gorzej i tak, zakładam to z góry.
- To może ja – Pan Idiota raptem zrobił się nieśmiały, ale to nie ważne. Przytaknęłam mu i szykuję się na szok. – Wiesz, ja tam nie wiem, jak się u nas znalazłaś, ale wiem ja trafiłaś tutaj – piątka z plusem i z fallusem za spostrzegawczość. – To tak … wróciliśmy z koncertu, nie? I w ogóle to była jakaś masakra, wiesz, drzwi wyłamane, to wiadomo, że Axl się wkurwił – mój komentarz? „O kurwa mać”? – Ale najlepsze, to było jak Izzy znalazł się w sypialni pół nagą. W dodatku miałaś na sobie jego koszule. TYLKO jego koszule i spodnie.
- Wkręcasz mnie – bo on mnie wkręca. Musi mnie wkręcać, nie…?
- Przysięgnę ci na wszystko co chcesz, że tak było – przerwa – Ale z jakiej racji mi nie wierzysz?
- Nie wiem, to niedorzeczne… Ale chuj z tym, mów dalej.
- Dobra – łyk herbaty – No … kurwa, nie wiem, jak mam to powiedzieć. Chodzi mi i o to, że coś tam … darliście się na siebie, wiesz, ty z Izzy’m i w ogóle była awantura o jakąś głupotę… – kolejna przerwa – A później znikąd zjawiła się Gabrielle i przyszliśmy tutaj, ale do mało ważne, nie?
- Moment. Awantura? – znowu się wystraszyłam, więc jak widać robi się coraz gorzej. – O co?
- On coś tam gadał, że się do jego domu włamujesz, bla, bla, bla, że psychiczna jesteś – teraz to mnie dobiłeś… - Ale nie przejmuj się! Pijany był, to i gadał od rzeczy…
- To ty nie wiesz, Duffy, że pijani ludzie mówią prawdę…? – a co mi tam, przyznam, że się załamałam… Ale nie mam zamiaru tego okazywać.
- Nie myśl tak, Jenny – Gabrielle kładzie dłoń na moim przedramieniu. Niby jej się od razu wyrywam, ale wiem, że zauważyła moje ślady po strzykawkach. Kogo ja na tym jebanym świecie jeszcze nie zawiodłam…? – Ty, nie mów, że się będziesz przejmować…
- No jasne, od razu się zabić pójdę – tego też nie przemyślałam… A oni chyba nie łapią mojego czarnego humoru, cholera.
- A tak serio – mówi Duff – to co masz zamiar zrobić…?
- Z nim? A pies go jebał – przydałoby się parę procent, nie zniosę tego przy herbatce. – Życie toczy się dalej, i w ogóle, show must go on, czy … coś tam, wiesz.
Jestem zajebistą aktorką!
- A dlaczego ty taki ciekawy jesteś? – mówię znowu, bo jakoś to jego zachowanie nie daje mi spokoju.
- Nie, bo w jednej chwili stwierdziłaś, że go nienawidzisz – no, to pół biedy. – A w następnej, że go kochasz.
Nosz kurwa mać…
- Pijana byłam, to i gadałam od rzeczy – gdy próbuję naśladować Duffa tylko potwierdza się mój nowo odkryty talent, bo jestem zajebistą aktorką.
- Niech ci będzie – w jednej chwili odrywa się od stołu, a w następnej widzę, że jego „emocje” opadły. Dzięki Bogu. – Ja się już będę zwijał, nie? – przerwa – Pójdę po … no wiesz, moje ciuchy.
Mówił to wszystko do Gabrielle z lekką nutką wstydu w głosie. On jest taki zawsze? Pewnie nie, widać, że jest dzisiaj jakiś nieswój, ale to mnie cieszy – nie jestem jedynym psycholem na sali. Ale mniejsza z tym, bo jak mówi tak robi – idzie po swoje ciuchy, a ja sącząc resztę czarnej jak smoła herbaty, kątem oka widzę jak Gabrielle na niego patrzy. To ciekawe, jej oczy mówią tyle, co sam fakt, że patrzy w niego jak w obrazek: jak w podlany alkoholem i obdarzony anoreksją obrazek. I pewnie zaraz ktoś będzie próbował mi wmówić, że w powietrzu czuć nową miłość…? Ni chuja, obronię ją przed tym i nie pozwolę się zakochać, a już szczególnie w nim. I nie, nie mam nic do Duffa, ale … nie, po prostu nie.
A wracając co Gabrielle:
- Przejmujesz się.
- Co? Czym? – teraz naprawdę nie wiem o co jej chodzi, bo wyrwała mnie z zamyślenia.
- Kim, jak już – mówi. – Przejmujesz się tym, co mówił ten Izzy.
- Już ci mówiłam: pies go jebał…
- Mnie nie oszukasz – łyk herbaty – Ty naprawdę go kochasz.
Wydało się.

~*~

Nie czekałam jakoś długo, bo Duff zmył się niemalże od razu, ale nie w tym rzecz, bo jakoś nie specjalnie zależało mi, by sobie poszedł – nie przeszkadzał mi, krótko mówiąc. W tym momencie jednak nie w tym rzecz – Gabrielle powiedziała, że mogę jakiś czas u niej pomieszkać, więc jedynym dobrym pomysłem okazał się być zimny prysznic i kolejna porcja gorącej herbaty. Teraz – jak widać – albo raczej po tym wszystkim, czego się dowiedziałam mam ochotę na trzy rzeczy, które w pewnym sensie nie wykluczają siebie nawzajem: chcę zaćpać, zabarykadować się pod łóżkiem i nigdy z niego nie wychodzić, albo zaćpać i zabarykadować się pod łóżkiem. Chociaż szczerze mówiąc, to po moim ostatnim odlocie nie powinnam brać, a dlaczego? To widać na pierwszy rzut oka, a przynajmniej tak mi się wydaje – pewnie za którymś razem prowadzona przez Brownstone’a zajdę do pierdla za zamordowanie kogoś, więc wniosek z tego taki, że powinnam odstawić to cholerstwo. Po raz pierwszy słusznie myślę, co? A trafia mnie ta myśl, gdy na fotelu jakby znikąd pojawiła się moja torba i zaczynam ją przeszukiwać jakby od tego zależało moje życie. Z resztą co tu się dziwić – ta torba to mój jedyny dobytek, a rzeczy w niej, to moi jedyni przyjaciele: ubieram kilka z nich, czyli spodenki, bluzkę i po raz pierwszy od dawna czystą bieliznę. To pewnie wydaje się dziwne, nie? Cóż, standard, kiedy nie ma się własnego domu.
Gdzieś na dnie torby – pewnie przez przypadek – znalazł się mój pamiętnik, na którego widok moje kąciki ust zmartwychwstały i wygięły się w lekki uśmiech, aż sama się sobie dziwię. Dziwię się też jaki to notes trzymam właśnie w rękach, bo na okładce jest napisane wyraźnie „1983-1984”, czyli cała pierwsza klasa gimnazjum. Zaczynam zastanawiać się, czy ktoś z góry chce wywołać u mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia niż mam, chociaż nie wiem, czy to jest jeszcze możliwe, wiecie, ten rok, był tym, dzięki któremu teraz piję, pale, ćpam … no, wtedy to wszystko się zaczęło, ale nie chcę tego wspominać.
Kurwa mać.
To silniejsze ode mnie.
Otwieram na jednej stronie, gdzieś w środku i…

„ Czwartek, 31. IX 1983r.
To wszystko zaczyna mi się podobać. W pewnym sensie, bo niby zawsze żyłam sobie spokojnie poza domem, ale ostatnio wszystko zaczyna nabierać barw. Paul z Angeliną zawsze mają przy sobie coś, przez co jestem szczęśliwa na chwilę. Tylko na chwilę. A nazywają to „jonity”, czasem „skręty” albo po prostu „maryśka”. Kocham maryśkę, bo oni mówią, że nie mogę się od tego uzależnić. Z resztą nie szkodzi – lepsze uzależnienie, niż znoszenie matki ciągle wojującej z ojcem, albo na odwrót.
Paul zaczyna mi się podobać. Powiedziałam mu to i przyznam się, że nigdy więcej. Nigdy więcej nic mu nie powiem, i nie tylko jemu, bo piszę teraz o wszystkich facetach. Kurwa mać. To było tak, że paliliśmy i to się stało. Na drugi dzień zapytałam czy pamięta, a on mnie wyśmiał.
Nigdy więcej Jenny, nigdy więcej…”

Zbieg okoliczności? Nie sądzę.

13 komentarzy:

  1. Wiesz, trochę mi się smutno zrobiła. Ta kartka z pamiętnika... To trochę przykre, jak bardzo rodzice potrafią zjebać życie. A podobno powinni być kochający, czuli, opiekuńczy... Bla, bla, bla... Pierdolenie kotka przy pomocy młotka. Ale Jenny chyba powinna się trochę ogarnąć, tak myślę, bo serio, jeszcze kogoś zabije i po Izzy'm zostanie jej co najwyżej wykradziona w stanie zupełnego odurzenia koszula... Czy coś. Dobra, pierdolę bez sensu...
    Jenny się zakochała. Tak na amen, na zabój, tak naprawdę. Czyli że co? Że każdego to spotka prędzej czy później? Na to wychodzi.
    Sposób w jaki piszesz jest najzajebistszym [ciekawe, co na taką odmianę powiedziałaby moja polonistka ;________;] sposobem, na jaki się w życiu natknęłam. Ale to już chyba wiesz?

    Pozdrawiam i Let's Rock!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że tak sądzisz, co nie znaczy, że i ja tak uważam - nie jestem jebanym narcyzem, ale dziękuję. :)

      Usuń
  2. I zagadka koszuli wyjaśniona :( Jestem zasmutkowana, jak mawiał Śmierć.
    Mimo to pośmiałam się z sceny w kuchni z wyszczególnieniem na niezwykle charyzmatyczną postać Duffa^^ Już widzę jak Jenny stoi nad nimi niczym chodząca groźba piekielnych katuszy a oni ubierają się i ze spuszczonymi głowami schodzą do kuchni xD
    Powinna dostać Oskara za talenty aktorskie. Ona sama prawie wmówiła sobie, że go nie kocha. Tylko panna Gabrielle musiała wszystko zepsuć i się domyślić -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Duffy na ogół to rozgarnięty i charyzmatyczny człowiek, więc co tu się dziwić, ale fakt, bo kto jak kto, ale Jenny jest zdolna do takiego "wcielania się", że tak powiem w "postać z piekieł", nie? A co będzie dalej się działo między Jenny i Izzy'm? Na to też mam piekielny plan. :)

      Usuń
    2. Już się zaczynam bać jakie szatańskie pomysły na pogmatwanie życia Jenny zrodziły się w Twojej głowie^^

      Usuń
    3. Jest się czego bać, uwierz. Chociaż w pewnym sensie i ja się troszkę boję, żeby tego nie spierdolić. Wiesz, dzisiaj napisałam rozdział w taki durny sposób, że nie ma tam ani jednej wypowiedzi, a co dopiero dialogu i to zdecydowanie wyprało mi mózg. Ale to widać, nie? Siedzę po północy na blogu i gadam jak pijana, god damn it. ;_;

      Usuń
    4. I tu pojawia się pytanie, która z nas jest bardziej nienormalna :) Ty pisząca blog o północy czy ja czytająca to co napiszesz po pierwszej w nocy... Kto powiedział, że musi być dialog? Zasady są po to żeby je łamać Złociutka^^

      Usuń
  3. No i ocknęła się z oczywistą dezorientacją i jeszcze jękami z zza ściany :D
    Duffy jest uroczy i słodki, a tutaj biedak jeszcze został przyłapany w dosyć jednoznacznej sytuacji :D ale starał się wybrnąć i chwała mu za to.
    No to się Jenny dowiedziała, co wyprawiała...no proszę i wymsknęło jej się, że go kocha :D tylko, że Izzy i tak nie będzie tego pamiętał, więc co za różnica. Jedynie Gabrielle skapnęła się o co w tym wszystkim biega, mądra dziewczyna :D
    O dziwo, ogarnęłam ten rozdział i bardzo mi się podobał :D może akurat dzisiaj mam lepszy dzień na czytanie takich opowiadań, jak twoje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże się cieszę, że ogarnęłaś. :)
      Ale musisz ogarnąć jeszcze coś, ok? Bo... dude, jest dokładnie za 3 minuty północ, a ja odpowiadam na komentarze na blogu, no, jak ja żyję ;_;

      Usuń
  4. Gabrielleeeeee, kurwa ;)

    Bogini seksu czy ki chuj xD
    zaskoczyły mnie te wydarzenia za ścianą, nie ukrywam ;)

    Jenny musi przyznać się sama przed sobą, czego tak naprawde chce nie od innych, ale od siebie, bo ona sama błądzi w swoich potrzebach i tym bardziej w tym, czego chce od innych. Inni nie mają wymagań. To Jenny musi wymagać od siebie, a nie tylko zwala winę na innych. Niech się zastanowi co musi zrobić ze sobą, a nie z innymi, bo daleko tak nie zajedzie. Tyle, dziękuję za, kurwa, uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robisz postępy, Gabrielle. Piszesz komentarze, które da się czytać, brawo. :)

      Usuń
  5. Oskar dla Jenny jako najlepszej aktorki!

    OdpowiedzUsuń
  6. ...no hej. Ja pierdzielę, znów się czuję tak dziwnie obco i strasznie chciałabym Cię przeprosić za to, że tak bardzo długo nic, ale to nic nie skomentowałam...ale jestem. Także już będę na bieżąco, co bardzo mnie cieszy.
    Hm, stęskniłam się za tym opowiadaniem. Brakowało mi czegoś, co jest pisane właśnie tak. To jest tak cholernie naturalne, że nie wiem. I mówię to szczerze, żeby nie było. Jenny jest jedną wielka niewiadomą. Czytam i czytam, kiedy w końcu wydaje mi się, że już ją rozumiem to pojawia się następny rozdział i...
    ,,- Duff…? – i bum! Zapraszam państwo do ołtarza! – Niech was wszystkich chuj!''
    Właśnie tak! Bum! Niech was wszystkich chuj! Jenny jest taką postacią, której nie zrozumiemy i nie poznamy, nie rozgryziemy w pełni NIGDY. I właśnie to jest w niej zajebiste. A wiesz co sprawiło, że już zupełnie mam wrażenie, że jej nie znam? Fakt, że jest ktoś, kto widzi w Jenny coś więcej - Gabrielle. Jedyna osoba chyba, która ją rozgryzła w pewnym stopniu i zobaczyła, że ona jednak kogoś kocha. Stradlin. I jeszcze jedna rzecz - pamiętnik! To było właśnie to, czego tu brakowało, naprawdę! Błagam Cię, zrób jakiś rozdział, z którego będą się wręcz wylewały dawne wpisy Jenny! Ależ to by było wypierdolone w kosmos, Morrison by się wzruszył :D
    Dobra, kończę wywód i powiem, że czekam na kolejny, bo się wkręciłam strasznie.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń